24 maja 2021, 17:00
autor: DM
Strzelam i jeżdżę – wirtualnie i w realu. Później o tym piszę – krytycznie lub z zachwytem.
Biomutant to przeurocze RPG akcji, które wyróżnia się przede wszystkim kreacją artystyczną świata i bohaterów. Cała reszta jest już jednak nieco odtwórcza i zawiera parę dokuczliwych wad. Może nie będzie to RPG roku, ale zmutowane futrzaki dają radę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
„Poszturchaj błyskotrawę, by zobaczyć ziemniakoludzi” albo „Znajdź myślmonitor z Przeszłodni” czy „Pokonaj Puchcia Wielgucha”. Takie opisy zadań brzmią jak zaproszenie do przeżycia naprawdę niezwykłych przygód i Biomutant istotnie Wam takowe umożliwi – o ile przymkniecie oko na pewne kwestie. Obok bowiem niezwykłego, bajecznie kolorowego świata i ciekawego stylu artystycznego w grze znalazły się też nieco kontrowersyjne mechaniki rozgrywki oraz parę niedoróbek technicznych.
Ten stan to zapewne efekt tego, że na zapowiedzianego w 2017 roku Biomutanta czekaliśmy naprawdę długo. Najpierw miał ukazać się w 2019, a potem słyszeliśmy tylko o kolejnych opóźnieniach. Kiedy jednak dodamy do tego fakt, że grę tworzyło zaledwie dwadzieścia osób z nowo powstałego studia Experiment 101, długość prac już tak nie zaskakuje, zwłaszcza gdy doświadczymy rozmiarów i różnorodności świata Biomutanta. Trochę łatwiej też wybaczyć wspomniane błędy i to, że tak złożona produkcja RPG chyba nieco przerosła niewielki zespół, bo czuć, że to gra, która powstała z miłości do tego gatunki i z pasji.
Biomutant czaruje bajkowym, kolorowym światem…
…by po chwili pokazać ponure skutki ekologicznej apokalipsy.
Pomimo cudacznych postaci i kreskówkowego wręcz humoru Biomutant niesie mocne przesłanie proekologiczne, a wizja, do czego może doprowadzić obecna działalności człowieka, jest tu trochę jak gorzka pigułka w kolorowym drinku. Mechanika opowiadającego o wszystkim narratora zamiast dialogów, mimo że trudna w odbiorze i często irytująca, wydaje się bardzo spójna z całą wizją gry i jej świata.
Ogromną zaletą jest też to, że Biomutant do samego końca odkrywa przed nami coś nowego, zaskakuje czymś w rozgrywce. To wielka produkcja, której nie sposób poznać w całości podczas jednorazowego przejścia, i mimo paru uciążliwych wad po zakończeniu miałem ochotę od razu rozpocząć tę przygodę od nowa. I to w polskiej wersji językowej, bo – o dziwo – to chyba jedna z największych zalet tego tytułu!
TYLKO NOWA GRA+
Uwaga! Biomutant nie oferuje kontynuowania rozgrywki i dokończenia zadań pobocznych po przejściu fabuły. Możliwe jest tylko ponowne rozpoczęcie zabawy w trybie „nowa gra+”, z rozwiniętą do tej pory postacią i z pominięciem prologu, a tym samym z nieco większą swobodą co do pierwszych decyzji fabularnych. Gra nie informuje nas o tzw. „momencie bez opcji powrotu”, ale na szczęście są to naprawdę ostatnie questy, które łatwo rozpoznać, a poza tym zawsze można załadować jeden z automatycznych save’ów.
Postacie mocno by zyskały na wyrazistości, gdyby nie zastąpienie ich lektorem.
„Piszczydynksy” i polska wersja językowa
- oryginalny świat gry z ciekawą stylistyką;
- rewelacyjne tłumaczenie na język polski;
- stopniowe odkrywanie przez całą grę nowych mechanik i możliwości;
- różnorodność krajobrazów i zachęcający do eksploracji świat;
- dynamiczne, zręcznościowe walki z użyciem różnych narzędzi;
- mnogość zdolności, ciosów i broni do odblokowania;
- fantastyczna potyczka z ostatnim pożeraczem świata!
MINUSY:
- irytująca mechanika narratora;
- dziwne działanie wyborów moralnych;
- poboczne questy przeważnie bez polotu;
- trochę za dużo graficznego „kopiuj-wklej”;
- denerwujące drobiazgi, jak duże opóźnienie w prezentacji statystyk lootu;
- kłopoty z pracą kamery i kolizją obiektów;
- niestabilność testowanej wersji, wyrzucanie do pulpitu.
Fabuła Biomutanta ma miejsce niby w jakieś fikcyjnej krainie, jednak napotykane co krok ruiny wieżowców, wiaduktów, stacji benzynowych, wraki samochodów czy znane nam przedmioty codziennego użytku nie pozostawiają złudzeń, że oglądamy nasz, ziemski, świat, z którego dawno temu zniknęli ludzie. Raz po raz zresztą dowiadujemy się co nieco o – nie tyle złowrogiej, co głupiej i bezmyślnej – korporacji Toxanol, która swoją działalnością zatruła całe środowisko. Toksyczne wyziewy doprowadziły do mutacji zwierząt, a te z czasem przystosowały się do nowych warunków i opanowały glob.
Nasz bohater to więc jakiś zmutowany szop, kot czy inna wydra, która nigdy nie korzystała z komputera, telefonu ani – przykładowo – nie chodziła na siłownię. Na wszystkie te rzeczy czy obiekty natyka się jednak w trakcie swojej wędrówki, więc twórcy zadbali, by nazwy bliskich nam przedmiotów brzmiały zupełnie inaczej. I tutaj właśnie brawa należą się polskim tłumaczom, bo fantazja, z jaką przenieśli na nasze podwórko wszelkie neologizmy, budzi podziw! Aby za dużo nie zdradzać, zostawię Wam do odgadnięcia, co to może być: „trwałoskrzynka”, „spłukotron”, „piszczydynks” czy „gadkobudka”. Dziesiątki podobnych słownych perełek znajdziecie już w samej grze.
System dialogów z czekaniem aż lektor opowie o czym rozmawiają bohaterowie jest irytujący.
W świecie opanowanym przez zwierzęta nie istnieje też coś takiego jak język angielski (czy polski), dlatego autorzy, zamiast tradycyjnych dialogów, zdecydowali się na dość kontrowersyjny zabieg z osobą narratora opowiadającego na bieżąco, co dzieje się w fabule. Oprócz niego czasem odzywają się jeszcze dwa duszki symbolizujące aurę, czyli nasz dobry i zły charakter, co jest istotne przy niektórych decyzjach. Rodzimy dubbing tych trzech gadających („po ludzku”) postaci wyszedł bardzo poprawnie. Ich głosy są podobne do angielskich, więc nie trzeba nic kombinować z polskimi napisami i angielską ścieżką audio. W Biomutanta gra się świetnie po polsku, a ostatni raz miałem takie odczucie przy Bad Company 2.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS