A A+ A++

Transakcjonizm oparty na krótkoterminowych korzyściach nie ma nic wspólnego z politycznym realizmem. Wręcz przeciwnie, często (choć oczywiście nie zawsze) układanie się z chwiejącymi się dyktatorami, coraz bardziej pozbawionymi poparcia społecznego ze strony rządzonego przez nich narodu, może spowodować dalekosiężne szkody, zwłaszcza jeśli przed tym narodem może pojawić się alternatywa. Tak jest właśnie w przypadku Białorusi. Choć skala i natężenie ulicznych protestów w ostatnich tygodniach wyraźnie zmalały a próby obalenia Aleksandra Łukaszenki za pomocą strajku generalnego okazały się niewypałem, to nie oznacza, że może on odetchnąć i spać spokojnie, nie bojąc się już utraty władzy.

Problemem Łukaszenki jest bowiem to, że system, na którym się on opiera, zaczął się sypać jak domek z kart. Obóz władzy zaczęło opuszczać coraz więcej osób, wynosząc przy tym różne kompromitujące Łukaszenkę i jego reżim tajemnice. Tylko z mińskiego OMON-u od sierpnia odeszło 24 % funkcjonariuszy. Zdezerterowała również praktycznie cała ekipa państwowej telewizji białoruskiej. Ujawniony został też plan politycznych zabójstw omawiany z inicjatywy Łukaszenki przez ówczesnego szefa białoruskiego KGB gen. Wadima Zajcaua w 2012 r. Polityczne mordy na Białorusi oczywiście zdarzały się już wcześniej i powszechnie wiadomo, że Wiktor Hanczar, Jurij Zacharanka i Dzmitry Zavadsky nie zniknęli tak sobie w 1999 r. tylko zostali zamordowani. Ponadto nie można wykluczyć, że ujawnienie nagrania rozmowy w KGB na ten temat z 2012 r. akurat teraz może być elementem strategii Rosji. Niemniej jest to poważny cios dla Łukaszenki pokazujący, że jest on daleki od kontroli nad sytuacją.

Obecna brutalność białoruskiego reżimu również świadczy o tym, że przywódca tego kraju nie czuje się pewnie. Na Białorusi jest obecnie już 178 więźniów politycznych, a z relacji przekazywanych m.in. również przez samych funkcjonariuszy organów siłowych wynika, że zatrzymywani są brutalnie bici i torturowani. To największy kryzys dla Łukaszenki od 1999 r., gdy mający dobre relacje w Rosji Wiktor Hanczar próbował, jako szef Centralnej Komisji Wyborczej, zorganizować wybory prezydenckie, które zakończyłyby się klęską Łukaszenki. Dlatego też został zamordowany. Tyle, że wówczas cały projekt opierał się na politycznym planie jednego człowieka. Reszta opozycji pozostawała podzielona i Łukaszence łatwiej było ją dyskredytować. Problemem był również stopień sowietyzacji czy rusyfikacji Białorusinów co powodowało, że używanie języka białoruskiego traktowane było jak coś wstydliwego, świadczącego o niskim pochodzeniu społecznym. To uległo już nieodwracalnej zmianie. Protesty natomiast nie opierają się na charyzmie czy układach jednej osoby, wręcz przeciwnie na ich bazie zaczął być tworzony masowy ruch polityczny.

Z perspektywy Rosji to bardzo niebezpieczne procesy nawet jeśli chwilowo mogą jej przynieść pewne korzyści ze względu na słabość Łukaszenki generującą jego uległość wobec Kremla. Rosja niewątpliwie dostrzega bowiem, że protesty sprzyjają wzmacnianiu narodowej tożsamości i odrębności Białorusinów, co wyraża się choćby w symbolice tj. masowym używaniu zakazanych biało-czerwono-białych flag oraz godła Pogoni. To odwołanie się do narodowej symboliki i innych elementów białoruskiej tożsamości narodowej nie oznacza automatycznie, że Białorusini powszechnie odwrócą się od Rosji i zaczną ją postrzegać negatywnie, czy wręcz mieć do niej wrogi stosunek. Tyle, że polityka samej Rosji może się do tego przyczynić. I tu warto przytoczyć jako analogię relacje Rosji z Armenią.

Rosjanie traktują obecność zarówno Białorusi jak i Armenii w swoim politycznym obozie za coś oczywistego, pewnego i niezmiennego, o co nie trzeba specjalnie zabiegać i się troszczyć (niestety niektórzy na Zachodzie w tym w Polsce przyjmują taka optykę rezygnując z prób zmiany układu sił), a jedynie od czasu do czasu zdyscyplinować, w przypadku próby zbytniego usamodzielnienia się. Wiele wskazuje na to, że takim „dyscyplinowaniem” w przypadku Armenii była ostatnia wojna o Arcach jako odpowiedź Rosji na pojawiające się w Armenii przed jej wybuchem głosy postulujące większe zbalansowanie w stosunkach zagranicznych, a nawet podważające sens sojuszu armeńsko-rosyjskiego i sugerujące usunięcie rosyjskiej bazy z jej terytorium. Problem w tym, że nastroje antyrosyjskie były skutkiem podwójnej gry Rosji w odniesieniu do konfliktu w Górskim Karabachu i jednoczesnego zaopatrywania Azerbejdżanu w broń. Takie „dyscyplinowanie” jest jednak skuteczne na płaszczyźnie relacji międzypaństwowych ale już niekoniecznie pozytywnie wpływa na postrzeganie Rosji przez narody czy to Armenii czy Białorusi.

Tymczasem Rosji nie zależy wyłącznie na politycznej wasalizacji tych krajów. Oczywiście odbudowa imperium, a także rozszerzanie obszaru swojej kontroli militarnej, tworzenie nowych baz, to wszystko ma ogromne znaczenie. Niemniej politykę Moskwy w stosunku do cywilizacyjnie bliskich im narodów takich jak prawosławni i słowiańscy Białorusini i Ukraińcy, a także nie-słowiańscy i w zasadzie nie-prawosławni (kościół ormiański to kościół apostolski a nie prawosławny) wprawdzie ale wciąż bliscy cywilizacyjnie Ormianie determinuje również głód demograficzny. Rosja, a w szczególności rosyjski komponent etniczny w Rosji, ma problem z przyrostem naturalnym. Rosja zatyka dziurę demograficzną migrantami, którzy jednak jako muzułmanie czy Azjaci stanowią obcy element kulturowy. Wchłanianie takich narodowości jak Ukraińcy, Ormianie czy Białorusini balansuje ten demograficzno-tożsamościowy problem. Wchłonięcie 10 mln Białorusinów to w tym kontekście bardzo atrakcyjna opcja.

Analogia między Armenią a Białorusią polega również na tym, że Rosji do przeprowadzenia swojego planu konieczna jest bierność Zachodu. W Armenii to się udało i Rosja mogła odegrać rolę zbawcy wskazując, że na Zachód nie można liczyć. Na Białorusi cale szczęście póki co jest jednak inaczej. Dla Rosji wsparcie demokratycznej rewolucji jest oczywiście zbyt groźne więc uznała wybór Łukaszenki. To zresztą dało jej krótkoterminową możliwość wywierania nacisku na słabego Łukaszenkę. Gdyby świat demokratyczny nie wsparł protestów to Rosja miałaby pełną kontrolę nad sytuacją i mogłaby tak jak w Armenii w pewnym momencie odegrać rolę zbawczyni i wprowadzić nowe rozdanie. Tak się jednak nie stało.

Rosja chciałaby zastąpić Łukaszenkę nową prorosyjską ekipą tylko, że fakt, iż opowiedziała się po stronie Łukaszenki i w przeciwieństwie do Zachodu nie wsparła protestów utrudnia jej realizację tego planu, bo osłabia jej wpływ na białoruski naród. Nie sprawdziły się przy tym czarne wizje pesymistów, którzy ostrzegali przed możliwą interwencją militarną Rosji na Białorusi czy też „przewrotem pałacowym”. Pierwsza opcja jest wykluczona, gdyż wbrew pozorom Rosja dba o swój wizerunek międzynarodowy i dopiero co zaliczyła ogromny sukces również w wymiarze PR na południowym Kaukazie (jako zaprowadzająca pokój i zarazem obrończyni chrześcijaństwa).Ponadto Rosja zdaje sobie sprawę, że to tylko roznieciłoby nastroje antyrosyjskie na Białorusi i w dłuższej perspektywie stworzyłoby dla nie problem. Druga opcja nie gwarantuje natomiast uciszenia nastrojów społecznych. Dlatego Rosja próbuje przeprowadzić ten plan w sposób bardziej subtelny tj. przy zachowaniu pozorów demokracji, której Białorusini żądają. Chodzi o zapowiedzianą zmianę konstytucji oraz zapowiadany przez Łukaszenkę na koniec roku Zjazd Ludowy. Rosja już zaczęła budować swoją partię na Białorusi ale idzie jej to dość ślamazarnie. Jednocześnie wiele wskazuje również na to, że ujawnianie materiałów kompromitujących ludzi Łukaszenki w służbach siłowych (starej ekipy) ma służyć stworzeniu podziału w nich i konsolidacji obozu wiernego Moskwie a nie Łukaszence.

Problemem Rosji jest jednak to, że opozycja odrzuciła te plany, uznając zapowiedziany Zjazd Ludowy za nielegalny. Zatem nawet jeśli Rosja w ten sposób wprowadzi nową ekipę to nie zapanuje nad sytuacją, zwłaszcza nad rozwijającą się tendencją prodemokratyczną oraz wzmacnianiem poczucia tożsamości narodowej. Wręcz przeciwnie, wpadnie w pułapkę, jednoznacznie i otwarcie opowiadając się przeciwko aspiracjom narodowym i demokratycznym Białorusinów, co ją w ich oczach może skompromitować i dać większe pole manewru Zachodowi, o ile ten nie wycofa swego poparcia pod wpływem chęci uzyskania krótkoterminowych korzyści w dealach z Rosją czy Łukaszenką. Jeżeli tak się stanie to Rosja nie będzie się musiała martwić o nastroje społeczne, bo jej konkurent, tj. Zachód czy świat demokratyczny, skompromituje się tak jak miało to miejsce w Armenii i Rosja będzie mogła narzucić swoją narrację.

Fot,:http://president.gov.by

 Łukaszenko nie ma przy tym zbyt dużego pola manewru. Jego zapowiedzi nakładania sankcji odwetowych na kraje, które wspierają opozycję, trudno traktować poważnie, gdyż takie działanie tylko pogorszy sytuację ekonomiczną Białorusi, która i tak już nie jest w tej chwili najlepsza i prowadzić będzie do dalszego jego osłabienia. Tymczasem ze strony Rosji Łukaszenko nie może spodziewać się żadnego finansowego wsparcia, wręcz przeciwnie, Rosja postanowiła wykorzystać sytuację dla realizacji wspomnianych wcześniej krótkoterminowych korzyści. Na początku stycznia zostało podpisane nowe porozumienie dotyczące dostaw gazu i ropy w 2021 przy utrzymaniu dotychczasowych warunków sprzedaży, które Białoruś wielokrotnie krytykowała jako niesprawiedliwe. Rosja wykorzystała jednak słabą pozycję Łukaszenki odrzucając postulaty ulg. To osłabi jeszcze bardziej Łukaszenkę nie tylko źle wpływając na stan finansów Białorusi ale również na jego wizerunek skutecznego lidera. Może mieć jednak również negatywne skutki dla postrzegania samej Rosji na Białorusi.

Rosjanie wykorzystują też i będą dalej wykorzystywać słabą pozycję Łukaszenki do wymuszania na nim zgody na dalszą integrację struktur bezpieczeństwa i militarnych. Dotychczas Łukaszenko blokował niektóre plany Rosji nie tyle z obawy o suwerenność Białorusi co w obawie o to, że Rosjanie przejmą pełną kontrolę i jego rola zostanie sprowadzona do marionetki, którą na koniec Kreml zastąpi kimś mniej problematycznym. Póki co jednak od sierpnia nie zdarzyło się w tym zakresie zbyt wiele. Podpisana została wprawdzie umowa umożliwiająca rosyjskiej policji i służbom specjalnym na prowadzenie operacji na Białorusi (i vice versa) ale Rosjanie i tak mieli możliwość ich prowadzenia wcześniej. Ponadto przeprowadzono szereg wspólnych ćwiczeń wojskowych i narad na wysokim szczeblu poświęconych dalszej integracji wojskowej. Póki co jednak sprawa rotacyjnej rosyjskiej obecności wojskowej na Białorusi czy też stworzenia stałej bazy na granicy z Polską, wyposażonej w Iskandery czy systemy S-400, nie została rozstrzygnięta. Byłoby to oczywiście wyzwanie dla bezpieczeństwa Polski i NATO niemniej zagrożenie to nie może paraliżować Polski i szeroko rozumianego świata demokratycznego w ich dalszym wspieraniu aspiracji narodu białoruskiego. To drugie będzie miało bowiem znacznie poważniejsze i trwalsze skutki geopolityczne w dalszej perspektywie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDramat Edyty Górniak – spadł śnieg i sąsiedzi muszą jej pomagać
Następny artykułRiccardo Marchesi: Na boisku była tylko jedna drużyna