Trwa zbiórka na zakup i wyposażenie górskiej karetki ratunkowej.
Są bohaterami. Poświęcają czas i zdrowie, żeby nieść pomoc tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Odnajdują zagubionych, opatrują i transportują rannych, wspierają lokalne społeczności. Ratują życie. Są wolontariuszami – pracują za darmo.
Dlaczego i na co zbierają?
W Grupie Podhalańskiej GOPR pilną i konieczną potrzebą stał się zakup nowej karetki górskiej – specjalistycznego samochodu, który może nie tylko pokonywać przeszkody terenowe, ale jest dostosowany do działań medycznych. Czas ma znaczenie, bo jedno z dotychczasowych aut będzie niebawem wymagać wymiany. Bez karetki niesienie pomocy w górach staje się dużo trudniejsze a często – niemożliwe.
Ratownikom do zakupu brakuje 85 000 zł (z 260 tys.). Grupa rozważała pożyczkę, ratownicy mówili: „Środki na spłatę możemy pozyskiwać później, ale karetka jest potrzebna tu i teraz. Nie możemy sobie pozwolić, żeby nie być gotowym na niesienie pomocy”.
– Nie możemy pozwolić, żeby ludzie, którzy bezinteresownie pomagają innym, byli zmuszeni pożyczać pieniądze na sprzęt ratowniczy. Powinni wiedzieć, że skoro my możemy liczyć na nich, oni mogą liczyć na nas – mówi Konrad Kruczkowski, organizator zbiórki.
Kim są ratownicy Grupy Podhalańskiej GOPR i jak bardzo potrzebny jest nowy samochód?
W GP GOPR pomoc innym niesie 200 wykwalifikowanych i przygotowanych do służby ratowników (tylko 17 jest zatrudnionych – pozostali to pracujący za darmo wolontariusze). Teren działania grupy to blisko 4,5 tys. km², w tym 1,5 tys. km szlaków turystycznych i wyciągi narciarskie. Gorce, Pieniny, Beskid Wyspowy, pasmo Polic, Orawa, część Beskidu Sądeckiego, południowy stok Babiej Góry. Tylko w 2019 r. ratownicy wyruszali z pomocą aż 323 razy (niemal codziennie ktoś potrzebuje ratunku!) i pomogli 371 poszkodowanym, w tym dzieciom i osobom starszym.
Tak duży teren i tak dużą ilość poszkodowanych obsługuje pięć rozlokowanych w różnych miejscach karetek górskich. Brak jednej wyłącza część obszaru z efektywnej pomocy.
Na co konkretnie zbierają
Na zakup i dostosowanie terenowej Toyoty Hilux. Model seryjny kosztuje ok 120 tys. zł, ale aby samochód mógł ratować życie, musi zostać specjalnie dostosowany. Kolejne 140 tys. zł. to koszt wzmocnienia zawieszenia i zderzaków, zamontowania wyciągarek oraz nadbudowy, która pozwoli bezpiecznie transportować poszkodowanych i umożliwi działania ratownicze wewnątrz pojazdu. W przypadku zagrożenia życia każda minuta w drodze do ofiary i każda sekunda udzielanej pomocy mają znaczenie.
Karetka zostanie wyposażona w niezbędny sprzęt ratowniczy, w tym w apteczkę R1 z defibrylatorem AED (pomaga wznowić akcję serca i przywrócić krążenie), urządzenie do automatycznego masażu serca, zestaw tlenowy, nosze z mechanizmem wsuwania i zestaw do współpracy ze śmigłowcem.
Koszt zakupu
Pełny koszt zakupu i dostosowania samochodu 260 tys. zł, ale Grupa Podhalańska większość środków zebrała już we własnym zakresie (wsparcie sponsorów, wsparcie NFOŚ, pomoc 1%).
Brakuje 85 tys. zł. To środki, które ratownicy mogą otrzymać od nas!
Nagroda
– Imię, imię i nazwisko lub pseudonim każdego, kto zechce skorzystać z takiej możliwości, znajdzie się na specjalnej, symbolicznej tablicy z podziękowaniami (format B1), którą umieścimy w Schronisku PTTK na Turbaczu (najwyższy szczyt Gorców – 1315 m.n.p.m), gdzie m.in. dyżurują ratownicy. Tablica będzie pamiątką naszej solidarności i wsparcia udzielonego ratownikom. Osobie, która przekaże największą kwotę na rzecz zbiórki, podarujemy książkę Krzysztofa Wielickiego „Piekło mnie nie chciało” z osobistą dedykacją i autografem himalaisty – mówią organizatorzy zbiórki.
Kim jest założyciel zbiórki i dlaczego ją założył?
Założycielem zbiórki jest Konrad Kruczkowski.
– W grudniu ubiegłego roku ratownicy Grupy Podhalańskiej GOPR zdecydowali się wesprzeć Szlachetną Paczkę, gdzie pracuję na co dzień. Razem z himalaistami Andrzejem Bargielem i Krzysztofem Wielickim zorganizowali pomoc dla jednej z rodzin oraz pomogli dostarczyć paczki do trudnodostępnych, górskich przysiółków. Wtedy wystarczyła jedna rozmowa, żeby nas wsparli. „Powinniśmy pomagać: i innym, i sobie. Jesteśmy” – mówili. Opiekowałem się tym projektem i to właśnie wtedy, w zasadzie przypadkiem, dowiedziałem się o potrzebie i problemie ratowników z karetką – mówi.
– Prywatnie każdą wolną chwilę spędzam w górach. Dwukrotnie obserwowałem akcje ratownicze. Raz, kiedy ratownicy uratowali życie kilkuletniej dziewczynce, która w wyniku udaru straciła przytomność i spadła ze skarpy. Od tamtej pory obserwuję pracę ratowników i staram się im pomagać. GOPR ratuje życie w ciszy, w cieniu, poza blaskiem kamer i fleszy. Tak było ostatnio, kiedy cała Polska żyła tragedią na stoku w Bukowinie Tarzańskiej. To ratownicy Grupy Podhalańskiej GOPR pierwsi udzielali pomocy, skoordynowali prace innych służb, ściągnęli śmigłowce, w tym śmigłowiec zaprzyjaźnionego TOPR-u. Ratownicy GOPR są ludźmi z innego, czasem myślę, że z lepszego świata. Po kilku latach szkoleń i warsztatów, po trudnych testach i egzaminach, składają ratowniczą przysięgę i pieczętują ją uściskiem dłoni Naczelnika. To wystarcza, aby później „na każde wezwanie” i „bez względu na porę roku, dnia i stan pogody” ruszali w góry nieść pomoc tym, którzy znaleźli się w sytuacji zagrożenia. Bywa, że sami ryzykują wtedy zdrowiem i życiem – mówi Konrad Kruczkowski.
– Nie zgadzam się, aby przeszkodą w szlachetnej i wyjątkowej misji ratowników GOPR był brak pieniędzy. Pieniądze i niezawodny sprzęt to ostatnia rzecz, o którą powinni się martwić – dodaje.
Kontakt / pytania
Konrad Kruczkowski, e-mail: [email protected], tel.: 793 717 455
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS