A A+ A++

To już dziś – kolejna kolejka Ekstraklasy. Hurra! Nie no, nie uda mi się przemycić tutaj optymizmu, bo tego optymizmu nie ma. Nie wiem jak was, ale mnie ten sezon strasznie męczy. Nawet nie ma jeszcze połowy rozgrywek, a już jest naprawdę ciężko i ten mundial w środku jesieni można uznać za zbawienie.

Spójrzmy na poprzednią kolejkę. Trzy przyzwoite mecze. Trzy, cholera, na dziewięć. Pozostałe – albo przeciętne, albo paździerze takie jak Warta z Górnikiem, że tylko sobie pieprznąć w głowę, bo ma się takie pomysły jak ekstraklasowe hobby. Nawet mecz lidera nie mógł cieszyć, gdyż lider grał z Koroną. A Korona zaprezentowała tak prymitywny futbol, że gdybym chciał ująć go obrazowo, nie narysowałbym nawet cepa. Gdyż cep przy tym badziewiu to najbardziej skomplikowana konstrukcja w historii.

Ja rozumiem, że Leszek Ojrzyński nie ma w swojej ekipie wirtuozów – delikatnie mówiąc – ale chyba mogę od nich wymagać dwóch celnych podań w jednej akcji. A z tym był problem.

Zresztą lidera, Rakowa, też nie ma co chwalić, bo taki to lider, że nie ma nawet dwóch bramek strzelonych na mecz. Jak wygrywa, to przeważnie upycha mecze kolanem, chyba że spotka Lechię, która się położy krzyżem we własnym polu karnym i będzie czekać na wyrok. Raków grał z Miedzią i modlił się o zwycięstwo, potrzeba było przestrzelonej jedenastki, żeby wygrać – a z każdym innym Miedź dostaje w pędzel (no chyba że z Lechią właśnie). W meczu z Koroną potrzeba było z kolei strzelonej jedenastki, bo chłop od rywali zdurniał kompletnie. I szczerze mówiąc, gdyby nie rzut karny, trudno powiedzieć, czy Raków by coś wcisnął.

Dwa gole na mecz to statystyka do której lubię się odwoływać, bo ona pokazuje, że zespół często ma kontrolę i po prostu ciekawie ogląda się jego spotkania. U nas – nikt. Nikt nie doszedł do tej niezwykłej granicy, jakby to była wspinaczka na najwyższą górę bez tlenu i majtek.

Z ciekawości sprawdzam. Bodo/Glimt – ma, a blisko nawet trzech na mecz. Karabach – trzy na mecz. Slavia – trzy na mecz. Czyli zespoły, które albo nas eliminowały w ostatnim czasie, albo takie, które my eliminowaliśmy, ale potem i tak zazdrościliśmy przygody w pucharach. No więc: da się.

U nas Lech przekracza ledwo gola na spotkanie i jest chwalony za pragmatyczną grę. Może i tak, ale nie wiem co to za pragmatyzm, jeśli mistrz Polski jest w październiku właściwie o krok od utraty większych szans na obronę tytułu. A nie ucieka nikt na serio, tylko Raków, który – jak powiedziałem – przepycha kolejne mecze. Jeśli przepchnie i ten na Bułgarskiej to będzie pozamiatane.

No więc ścigają się kulawi bardziej i kulawi mniej, ale jakby zebrać wszystkich do kupy: słabo, oj słabo. Zachwycamy się pięknymi bramkami, bo ktoś kopnął z dystansu i wpadło, ale ile było takich, że chciało się bić brawo za składną akcję? Kojarzę gola Wisły Płock, a potem to już ciężko. Naprawdę – jak uderzacie na orliku tysiąc razy, to te 10 też wpadnie między widły i nieważne, jak słabo gracie.

Potem przychodzi Europa i nie ma już jak uderzać po widłach, bo nie ma miejsca na takie uderzenie. I problem.

A jeszcze – w zeszłej kolejce wygrał Raków i to wystarczyło, żeby uciec kolejno Wiśle Płock, Legii, Pogoni, Stali, Lechowi i Cracovii. Nie wiem, dlaczego nikt inny nie chce tego mistrzostwa, może ono parzy.

Panowie, weźcie się w garść. Albo i nie, mam to w dupie. Jeszcze trzy mecze i fajrant. Cieszycie się, co? Ja też. Tylko pamiętajcie – poważni zawodnicy nie będą mieli wtedy wolnego, będą grać o mistrzostwo świata.

WOJCIECH KOWALCZYK

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIM FUTBOLU:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRzeszów przekaże Ukrainie agregaty prądotwórcze
Następny artykułGrupa ORLEN z nowymi mocami odnawialnymi. Zakończono realizację jednej z największych farm fotowoltaicznych w kraju