Poprzedni rok w kontekście obsady ataku dał nam sporo optymizmu. Krzysztof Piątek wjechał do Serie A jak Conrado Moreno do studia „Europa da się lubić”. Arkadiusz Milik budował swoją pozycję w Napoli. Patryk Klimala był odkryciem Ekstraklasy. Klasa średnia dawała jakieś tam zabezpieczenie. A teraz? Mamy Lewandowskiego – najlepszego piłkarza na świecie – ale i ciemność za jego plecami.
No dobra, może nie „ciemność”, ale delikatny zmierzch. Taki krajobraz – powiedzmy – widok z okna o siedemnastej w połowie grudnia. Natomiast w porównaniu do minionego roku jest gorzej. Najzwyczajniej w świecie gorzej.
Bo jasnym jest, że sukcesy Roberta Lewandowskiego przyjmujemy wciąż z podziwem. Ta fotka, która w ostatni dzień 2020 roku wrzucił na swoje media społecznościowe… Cóż, parę lat temu w internecie powstał termin „wygrywa” – gościa, któremu zazdrości się wszystkiego. I Lewandowski w tym roku był właśnie totalnie wygrywem. Zasypany nagrodami, wygrał wszystko co tylko możliwe, został doceniony przez świat. Król strzelców wszelakich rozgrywek, mistrz Niemiec, zwycięzca Ligi Mistrzów, piłkarz odjeżdżający Messiemu i Ronaldo. Wciąż chyba nie dociera do nas jak wielką przyjemnością jest żyć w czasach tego gościa.
I co do „Lewego” nie mieliśmy nawet wątpliwości – musi być pierwsze miejsce w rankingu napastników, musi być ocena „A” w naszym zestawieniu. Tylko co dalej?
No i dalej jest Krzysztof Piątek. Rok zaczynał jeszcze w Milanie, ale właściwie całe ten rok definiował swoją pozycję w Berlinie. I na pewno ten rok był dla nie rozczarowaniem. Wydawało się, że robi krok w kierunku statku nabierającego wiatr w żagle, tymczasem Hertha wciąż stoi w porcie i zastanawia się w którą stronę płynąć. A Piątek z pokładu ogląda kolegów z Milanu, którzy mają w nosie zmieniający się wiatr – odpalili napęd na pełną moc i odpłynęli reszcie stawki. Tymczasem Piątek w tym roku nie dobił do dwucyfrowej liczby bramek w klubie. Długimi tygodniami był rezerwowym. W kadrze trafiał dwukrotnie – ale tylko w sparingach. Natomiast i tak trudno odstawić go gdzieś dalej w rankingu niż na drugim miejscu – nie mamy drugiego napastnika grającego (i co by nie mówić – mało, bo mało, ale jednak strzelającego) w TOP5 ligach Europy.
Za plecami tej dwójki mamy Karola Świderskiego. W PAOK-u sieknął jedenaście goli, to dorobek przyzwoity. Myśleliśmy o nim też w kontekście klasy „B”, ale jednak słaba forma w rundzie mistrzowskiej i niemoc strzelecka w walce o mistrzostwo była tutaj czynnikiem decydującym. Ponadto jesienią często był rezerwowym, wchodził z ławki. Trudno zatem tutaj mówić o europejskim poziomie, choć widzimy widoki na rozwój.
Dalej mamy zastęp amerykański przedzielony Milikiem, ale o Miliku nieco później. MLS, liga której – nie będziemy was czarować – nie śledzimy namiętnie. Ale mamy znajomych, którzy śledzą i podpytaliśmy ich o zdanie. Nie było wątpliwości co do najlepszego Polaka w Ameryce – tutaj bez wątpienia najfajniejszy rok miał Kacper Przybyłko. Osiem goli, sześć asyst, podstawowy napastnik mocnej w skali ligi Philadelphii. A dalej? Choć liczby Buksy i Niezgody są zbliżone i na papierze nie wyglądają źle, to obaj mają za sobą po prostu średni sezon. Przez część sezonu nie byli podstawowymi napastnikami swoich ekip, zwłaszcza Niezgoda, który w pewnym momencie spadł na pozycję numer trzy w ataku Timbers. Dlatego stawiamy na Buksę – głównie przez to, że grał częściej, regularniej, miał mocniejszą pozycję i jeśli strzelał, to ekipo z wyższej półki niż Niezgoda. Jarkowi życzymy zdrowia, bo co chłop ma pecha do urazów, to tylko siąść i się załamać.
Eksportową trójkę z MLS przedziela Arkadiusz Milik. Długo dyskutowaliśmy w redakcji nad tym, gdzie właściwie Milika ulokować. Wciąż wysoko – bo przecież zagrał rundę w Serie A i strzelił tam cztery gole, co pewnie waży więcej niż osiem goli w Ameryce? Czy jednak zdecydowanie niżej, bo przecież jesienią grał tylko z psem w ogrodzie? Chcieliśmy też być konsekwentni – skoro Grosickiemu za pół roku nieregularnej gry w Championship daliśmy „C”, to trudno było Milika zajeżdżać klasą „D”, gdy grał częściej i to w mocniejszej lidze.
Ostatecznie Milik trafia na szóste miejsce. Głównie za to, że jednak ma całą wiosnę i lato regularnego grania w Neapolu. W kadrze zagrał bardzo dobry mecz z Finlandią, niezły z Bośnią, a poza tym był rozczarowaniem – wchodził na pół godziny, na 20 minut i nie potrafił się odnaleźć. W interesie dobra kadry, ale i w interesie samego piłkarza jest to, by plotki o przenosinach z Napoli urzeczywistniły się w teksty z nagłówkami „OFICJALNIE: Milik zmienia klub”. Za dużo czasu Arek spędził na kozetkach lekarzy i na stołach operacyjnych, by pozwolić sobie na kolejne pół roku maltretowania FIFY i Football Managera.
Grał regularnie za to Artur Sobiech. Trochę dziwiliśmy się, gdy szedł grać gdzieś między blokami do Turcji, a razem ze swoją ekipą najpierw wywalczyli awans do tureckiej ekstraklasy – w czym miał duży udział – a później jesienią ugruntował swoją pozycje w solidnym średniaku tamtejszej ligi. Dziesięć trafień, cztery asysty – z tego trzy gole i trzy asysty w Superlig. Nie jest to wynik rewelacyjny, ale przy tej konkurencji spokojnie wystarczył na miejsce w TOP10.
Ranking zamykamy zawodnikami, których dopiero lepiej poznajemy. Bartosz Białek to jedno z odkryć roku – dobra wiosna w Zagłębiu (sześć goli), gra w kadrze do lat 21, transfer za pięć baniek do Wolfsburga, debiutancki gol i wywalczenie sobie miejsca w podstawowym składzie na finiszu roku. Tutaj widzimy szanse na zdecydowanie wyraźniejszy stempel na roku 2021 – na przykład w postaci coraz mocniejszego rozpychania się łokciami w Bundeslidze. Z kolei Dawid Kurminowski strzelał tylko na Słowacji, ale słowa „tylko” nie postawimy przy jego dorobku bramkowym, bo popisał się piętnastoma trafieniami. Trafił też do jedenastki rundy słowackiej ekstraklasy i był jednym z liderów Żyliny. W jego kontekście czekamy też na transfer do lepszej ligi – i raczej tą lepszą ligą nie będzie Ekstraklasa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS