A A+ A++

Legia Warszawa zebrała w tym sezonie mnóstwo zasłużonych pochwał, ale też siłą rzeczy rozbudziła oczekiwania co do jakości swojej gry. Skoro więc wicemistrzowie Polski przegrali właśnie trzeci mecz z rzędu, zasadne staje się pytanie: czy to jeszcze tylko zadyszka, czy już lekki kryzys? Dziś z Rakowem „Wojskowi” polegli zasłużenie, choć trzeba podkreślić, że przez większość czasu bardzo przyjemnie oglądało się ten mecz. Jedni i drudzy stworzyli widowisko.

Patrząc na niemoc częstochowian z Atalantą i Sturmem w Lidze Europy, mogło się wydawać, że Legia nakręcona jeszcze wydarzeniami w Alkmaar będzie w stanie wyraźnie zdominować drużynę Dawida Szwargi i pokonać ją jakością czysto piłkarską. Raków pokazał jednak, że problemy w Europie to jedno, a prezentowanie wysokiego poziomu w Ekstraklasie to drugie. Goście przypomnieli, że wysoki pressing, intensywność w grze i dobra organizacja taktyczna wciąż mogą być ich wielkimi atutami.

Legia – Raków 1:2. Duże wahania formy u gospodarzy

Legia od początku miała z tym problem i bardzo trudno było jej zbudować sensowną akcję od własnej bramki. W zasadzie udało się jej to tylko raz, gdy wszystko wyszło super, ale na koniec Muci przywalił w nieodpuszczającego mu obrońcę zamiast podać do niepilnowanego Kuna. Albańczyk uderzał nad wyraz chętnie, próbował aż siedem razy, ale zaledwie w jednym przypadku Vladan Kovacević musiał interweniować. W pozostałych Muci był blokowany lub trafiał w kibiców na trybunach.

Oczywiście gospodarze swoje szanse mieli i to całkiem sporo do pewnego momentu. Nawet beznadziejny dziś Marc Gual raz zmusił Kovacevicia do dużego wysiłku. Kun obijał poprzeczkę, Augustyniak słupek. Do tego po strzale stopera Legii piłkę sprzed linii bramkowej wybijał Papanikolau. Większość najlepszych okazji Legii dotyczy jednak stałych fragmentów gry. Z akcji trudniej było coś wykreować, mimo że właśnie tak padła bramka wyrównująca.

Yuri Ribeiro dobrym dośrodkowaniem wykończonym przez Wszołka uniknął miana minusa meczu. Portugalczyk w dużej mierze zawalił pierwszego straconego gola. Podobnie jak w Alkmaar kombinował z graniem głową w defensywie, nie wybijał piłki od razu, tylko szukał trudniejszych rozwiązań i podobnie jak w Holandii, skończyło się to groźną stratą. Potem Yeboah znalazł przed polem karnym Koczerhina i Tobiasz skapitulował. Koczerhin ostatnimi czasy strasznie irytował, ale dziś zrobił swoje: strzelił ładnego gola, nie wkurzał głupimi zagraniami i naprawdę sumiennie biegał w defensywie. On i Papanikolau w dużej mierze decydowali o intensywności gry Rakowa.

Kontrola wyniku

Co do Ribeiro, na początku drugiej połowy tuż przed polem karnym sfaulował uciekającego mu Tudora, dostał żółtą kartkę i zaraz potem został zmieniony. Kosta Runjaic nie trafił z rezerwowymi. Augustyniak nie prezentował się źle, ale jednak samobója ustrzelił paradnego, mógł go uniknąć. Rosołek nie pokazał nic ciekawego. Kramer po wejściu był tak samo odcięty od pola karnego jak Pekhart, wyróżniał się jedynie nerwowymi starciami przy linii bocznej. Nawet bardzo chwalony od paru tygodni Elitim tym razem zawiódł. Kolumbijczyk w przerwie został wprowadzony za Josue, który na pewno niesamowicie chciał, ale niewiele dziś mógł. Zaczął od straty i faulu na żółtą kartkę, a później nie prezentował swojego optymalnego poziomu.

Raków na tle Legii miał mało słabych punktów. Crnac piłkarsko nie zaimponował, ale w pressingu był niezwykle pożyteczny. Tudor w decydujących chwilach w ofensywie powinien wybierać lepiej, jednak i tak wypadł więcej niż przyzwoicie. Nowak i Yeboah stwarzali zagrożenie, obaj mogli mieć po golu. O środku pola już mówiliśmy. Stoperzy dobrze bronili, a Racovitan mógł nawet dać coś ekstra, gdyby z paru metrów trafił do bramki Tobiasza, a nie w poprzeczkę. Wyraźniej odstawał tylko Plavsić – zaliczył dwie karygodne straty i dał się przeskoczyć przy golu, aczkolwiek zasadne jest pytanie, dlaczego miał koło siebie i Burcha, i Wszołka.

Rezerwowi mistrzów Polski dali więcej jakości, dlatego Raków po wyjściu na 2:1 w pełni kontrolował wynik. Legia nie miała już nawet zalążków sytuacji i nie potrafiła wejść w pole karne przeciwnika. Nic nie dało dziewięć doliczonych minut. Ofensywna niemoc.

0:2 z Jagiellonią, 0:1 z Alkmaar, 1:2 z Rakowem – Runjaic takiej passy w Warszawie jeszcze nie miał. Przerwa reprezentacyjna zdecydowanie jest mu na rękę, zwłaszcza że następny mecz to wyjazd do lidera z Wrocławia. Piłkarze Szwargi natomiast przypomnieli, że mimo wielu kłopotów kadrowych i wymuszonych rotacji ciągle są klasową ekipą. Co by nie mówić o szczegółach, mimo meczu zaległego zajmują drugie miejsce w tabeli i tracą punkt do Śląska.

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł“Bez niego byśmy nie awansowali”. Winiarski wskazał bohatera drużyny
Następny artykułDotacja przepadła i co dalej?