A A+ A++

Emocje na stadionie przy Łazienkowskiej wielkie były nie tylko na boisku. Przy linii bocznej przez cały mecz żywiołowo reagowali też Czesław Michniewicz i Marek Papszun. W ostatnich sekundach spotkania emocje były już ogromne. Kiedy Michniewicz domagał się rzutu karnego dla Legii za faul na Mateuszu Wietesce, Papszun pokazywał swoim piłkarzom, by wyszli dalej od własnej bramki i oddalili zagrożenie w końcówce meczu.

Zobacz wideo
“Trochę się obawiam, czy Legia nie pójdzie śladem Lecha z poprzedniego sezonu”

Gdy chwilę później sędzia Jarosław Przybył zakończył mecz, emocje trenerów były skrajne różne. Papszun oszalał z radości i łapiąc się za głowę, przykucnął w euforii przy ławce rezerwowych. Michniewicz zaś spuścił głowę i na kilka chwil schował się w swojej strefie. Podobnie było na boisku. Zawodnicy Rakowa oszaleli z radości, dzieląc ją z kolegami, którzy wbiegli na murawę z ławki rezerwowych. Legioniści zaś chwytali się za głowy, nie mogąc zrozumieć tego, co właśnie się wydarzyło.

Raków pokonał Legię na jej stadionie 3:2 w hicie 9. kolejki ekstraklasy. Zespół Papszuna wykorzystał piątkowe potknięcie Lecha Poznań i zbliżył się do ligowej czołówki. Legia przegrała już czwarty mecz w sezonie i jej postawa w lidze wciąż jest bardzo, bardzo rozczarowująca. 

Nowa Legia tym razem nie zaskoczyła Rakowa

– Chcę znaleźć takie ustawienie, by grać mogli Emreli, Josue, Muci i wielu innych. Jest pewne rozwiązanie, które będzie służyło wielu zawodnikom w naszej kadrze. Mówiąc wprost: szukamy taktyki, w której będziemy mieli dużą możliwość wyboru zawodników na konkretne pozycje. To będzie sprzyjało rotacji. Poprzedni system stracił siłę – w rozmowie z portalem TVP Sport mówił Czesław Michniewicz, zapowiadając zmiany w zespole mistrza Polski, który w ekstraklasie na razie radzi sobie średnio.

Chociaż jeszcze w niedzielnym meczu z Górnikiem Łęczna (3:1) legioniści zagrali w ustawieniu z trójką środkowych obrońców, to już w środowym spotkaniu z Wigrami Suwałki (3:1) Michniewicz wrócił do systemu z dwoma stoperami i bocznymi obrońcami. Nie była to zmiana chwilowa, wymuszona pucharową rotacją w składzie. W meczu Rakowem Michniewicz wrócił do ustawienia, które stosował przez kilka miesięcy po przyjściu do Legii.

Było to ustawienie, w zależności od fazy gry, 4-1-4-1 lub 4-3-3. Niezależnie od liczb z zawodników środka pola najbliżej obrońców grał Andre Martins, a przed nim Bartosz Slisz i Josue. Na skrzydłach grali Kacper Skibicki oraz Lirim Kastrati, a w ataku Mahir Emreli. To ustawienie podobne do tego, w jakim legioniści zagrali pierwszy mecz w tym roku, gdy przegrali w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 0:1. Po tamtym spotkaniu Michniewicz zdecydował się na zmianę ustawienia i od tamtej pory regularnie trzymał się systemu z trzema środkowymi obrońcami.

Co ciekawe, wtedy tej zmiany także dokonał przed meczem z Rakowem. Wówczas mistrzowie Polski zaskoczyli rewelację ekstraklasy, gładko ogrywając ją przy Łazienkowskiej 2:0. W sobotę już tak łatwo nie było i widać, że przed Michniewiczem i jego zespołem jeszcze wiele pracy, by wyniki w ekstraklasie były równie zadowalające jak te w europejskich pucharach.

Przyczajony, cierpliwy Raków

Tym razem Raków był lepiej przygotowany do meczu w Warszawie. Drużyna Marka Papszuna w pierwszych minutach meczu nie tylko nie dała się zepchnąć do obrony, ale próbowała też przejąć inicjatywę w ataku pozycyjnym. Jeśli ktoś jednak myślał, że częstochowianie będą chcieli dominować na stadionie mistrza Polski, był w błędzie.

Kolejne minuty meczu pokazały, że celem Rakowa była kontrola gry poprzez dobre ustawienie w defensywie i postawienie na szybkie kontrataki. Chociaż częstochowianie zaczęli mecz odważnie, to po kilku minutach oddali piłkę gospodarzom, czekając na nich na własnej połowie. I była to taktyka, która długo przynosiła oczekiwane rezultaty.

Raków bronił całym zespołem na własnej połowie, ale nie była to obrona bierna. Piłkarze Papszuna starali się doskakiwać do legionistów i wymuszać na nich błędy. I kilka razy im się to udało. Niemal za każdym razem kończyło się to groźnym kontratakiem. Żaden z nich nie przyniósł jednak większego zagrożenia pod bramką Cezarego Miszty. Jednym z powodów była reakcja zawodników Legii, którzy natychmiastowo przerywali te ataki faulem. Właśnie przez to, w niemal identyczny sposób, jeszcze przed przerwą żółtymi kartkami ukarani zostali Slisz, Jędrzejczyk i Nawrocki.

Chociaż ostatecznie Raków gola bezpośrednio po szybkim ataku nie strzelił, to kontry dawały częstochowianom stałe fragmenty gry, która od dawna są ich bardzo silną bronią. W sobotę przekonała się o tym i Legia, tracąc drugą bramkę po rzucie rożnym, a trzecią po rzucie wolnym.

Miszta nie dał spokoju

– Cieszymy się, że w Legii nie ma Artura Boruca. To dla nas spora szansa, bo Miszta nie da drużynie takiego spokoju – usłyszeliśmy przed meczem od jednego z członków sztabu szkoleniowego Rakowa. Ten zwrócił też uwagę na niepewną interwencję Miszty w meczu z Wigrami, przez którą mistrzowie Polski stracili gola w ostatnim meczu Pucharu Polski z drugoligowymi Wigrami.

Słowa członka sztabu Rakowa okazały się proroczne. W 29. minucie Miszta popełnił błąd, jakiego Boruc, który nie zagrał z powodu bólu pleców, pewnie by nie popełnił. 19-letni bramkarz nie tylko niepotrzebnie daleko wyszedł do Sebastiana Musiolika, ale w bardzo prosty sposób dał się też nabrać i sfaulował napastnika Rakowa. Przewinienie Miszty kosztowało mistrzów Polski rzut karny i utratę kolejnego gola.

Zachowanie młodego bramkarza nie spodobało się Michniewiczowi, który w wyraźny sposób dał to do zrozumienia przy linii bocznej. Nie był to zresztą jedyny moment, w którym trener Legii miał do Miszty zastrzeżenia. W pierwszej połowie Michniewicz wściekł się w swojej strefie po tym, jak Miszta nie rozpoczął szybko gry po złapaniu jednego z dośrodkowań.

Za gole numer dwa i trzy trudno tak jednoznacznie Misztę krytykować, ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że w obu przypadkach bramkarz Legii mógł zrobić więcej. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że Boruc zachowałby się w tych sytuacjach lepiej. Dużo lepiej.

Pamiętali o Gwilii

70 meczów, 11 goli, 11 asyst, dwa mistrzostwa Polski – to dorobek Waleriana Gwilii w barwach Legii Warszawa. Gruzin, który trafił do Warszawy latem 2019 roku, szczególnie dobre wrażenie zrobił w pierwszym sezonie, kiedy zdobył aż 11 bramek i miał dwie asysty. Chociaż później wyraźnie obniżył loty, to i tak był użytecznym graczem w zespołach Aleksandara Vukovicia i Michniewicza.

Słabszy drugi sezon spowodował, że umowa Gruzina z Legią nie została przedłużona. Mistrzowie Polski mieli czas do końca marca, by zdecydować, czy Gwilia zostanie w klubie. Ostatecznie pomocnik nie tylko nie podpisał nowej umowy wiosną, ale odszedł z Legii po zakończeniu poprzednich rozgrywek. Latem pomocnik związał się z Rakowem.

“Oddałem za Legię serce i duszę! Było wiele wzlotów i upadków, ale nigdy nie zapomnę drogi po drugie z rzędu mistrzostwo! Życzę wszystkiego najlepszego w przyszłości! Zawsze będziecie mieć wyjątkowe miejsce w moim sercu” – takim wpisem na Instagramie Gwilia pożegnał się z Legią i jej kibicami.

Chociaż Gruzin nigdy nie był wielką gwiazdą, to fani przy Łazienkowskiej nie zapomnieli jego wkładu w dwa mistrzostwa Polski. W sobotę Gwilia po raz pierwszy od odejścia z Legii przyjechał na jej stadion w roli zawodnika innej drużyny i przy Łazienkowskiej miał ciepłe przywitanie. W trakcie rozgrzewki kibice z “Żylety” skandowali nazwisko Gruzina, który pozdrowił kibiców uniesioną ręką, którą wcześniej symbolicznie wskazywał na serce. Podobnie było po zakończeniu meczu. Chociaż w sobotę Gwilia cieszył się w barwach Rakowa, to “Żyleta” na pożegnanie raz jeszcze skandowała jego nazwisko.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKarny, rożny, wolny. Strzelanina w meczu Legii z Rakowem
Następny artykułWielka Brytania: Kolejki przed stacjami benzynowymi, ograniczenia w sprzedaży paliwa