Gdy w marcu 1921 roku grupka zapaleńców spośród częstochowskiej młodzieży zakładała Racovię, nikt nie myślał o tytułach. Zresztą młody klub poległ na pierwszym wyzwaniu, jakim była rejestracja w okręgowym związku.
100 lat później, wiosną 2021 roku, niemożliwe dla Rakowa Częstochowa już nie istniało. Owszem, mistrzostwa Polski nie udało się zdobyć, ale wiadomo, że drugie miejsce za Legią Warszawa smakowało niemal jak złoto. Tym bardziej, że drużyna trenera Marka Papszuna sama wzniosła dwa trofea – Puchar i Superpuchar Polski.
Stulecie klubu obchodzono w Częstochowie hucznie i w euforii. Ale szybko też zdano sobie sprawę z tego, że znakomity 2021 rok to początek nowych wyzwań. Bo co zrobić, by sezon 2020/21, będąc najlepszym w historii, nie pozostał takim na następne 100 lat?
Debiut w pucharach? „Jesteśmy przygotowani na maksa”
– Nie mamy czasu, żeby się tymi sukcesami nacieszyć, czy też rozmyślać o tym, co się wydarzyło. Przed nami nowe wyzwania. Pewnie, inaczej by to wyglądało, gdybym teraz siedział nad rzeką i miał czas na refleksję. Ale czas nas goni – przed chwilą graliśmy o Superpuchar, a teraz myślimy o europejskich pucharach i starcie ekstraklasy – mówi Sport.pl Marek Papszun.
Trener myśli przede wszystkim o sporcie – składzie, przygotowaniu, taktyce. W lecie wyzwaniem było też poszerzenie kadry, bo przecież Raków debiutuje w europejskich pucharach – na początek czeka go starcie z litewską Suduvą Mariampol w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. Czy zespół Papszuna jest na nie gotowy?
– Jesteśmy przygotowani na maksa, ale wciąż czekamy na posiłki, bo nie wszystkie pozycje są odpowiednio obsadzone – przyznaje trener. – Nie można wykluczyć także odejścia któregoś z naszych zawodników, nasza kadra nie jest jeszcze ustabilizowana. Ale na pewno ci, co są w klubie, są w pełni gotowi do gry.
– Myślę, że mimo wszystko jesteśmy faworytem tego dwumeczu, bo nasza liga jest wyraźnie silniejsza niż litewska. Z drugiej strony to nasz rywal ma zdecydowanie większe doświadczenie z gry w pucharach, bo my go w ogóle nie mamy. To nas różni – dodaje Papszun.
Transfery się opóźniają. „Nie jesteśmy jeszcze taką marką”
Dla Rakowa wyzwaniem było także wzmocnienie zespołu. Latem do wicemistrza Polski dołączyli póki co bośniacki bramkarz Vladan Kovacević z FK Sarajevo i stoper Milan Rundić z Podbeskidzia Bielsko-Biała – obaj zdążyli już pokazać się kibicom w wygranym meczu o Superpuchar z Legią.
W odwodzie pozostają jeszcze lewy wahadłowy Żarko Udovicić z Lechii Gdańsk i Pedro Vieira – 19-letni napastnik sprowadzony z FC Porto.
– Nie do końca jestem zadowolony z liczby dokonanych transferów, ale nie ma z mojej strony złych emocji – zaznacza Papszun. – Zdaję sobie sprawę, że sprowadzić zawodników do Rakowa, drużyny wicemistrza Polski o określonych standardach, nie jest łatwo. Trudno nam konkurować na rynku transferowym z Legią czy Lechem, ale Kovacević czy Rundić już pokazali się z dobrej strony w meczu o Superpuchar Polski, a są jeszcze Udovicić czy młody Vieira. Wierzę w transfery, których dokonujemy, i chłopaków, których sprowadzamy do Rakowa.
Prezes klubu Wojciech Cygan zwraca uwagę na dwa powroty do drużyny z Częstochowy. – Z wypożyczenia do Włoch wrócił Sebastian Musiolik, do tego po kontuzji wraca Tomek Petrasek, którego też śmiało możemy nazwać naszym wzmocnieniem. Poza tym okno transferowe wciąż trwa i w Rakowie na pewno pojawią się jeszcze nowi zawodnicy – zapowiada.
Dlaczego kompletowanie drużyny trwa tak długo? – Staramy się optymalnie dobrać zawodników, a niektórzy wytypowani przez nas piłkarze wybrali z kolei inne kierunki – mówi prezes. I dodaje: – Raków nie jest jeszcze taką marką, że zawodnicy od razu odrzucają inne propozycje i jadą do Częstochowy. Musimy to zaakceptować i myśleć o innych. Mamy listę potencjalnych wzmocnień i już najbliższe dni powinny wiele w tym temacie zmienić – zapewnia Cygan.
„Nie chcemy być roczną kometą”
Na pytanie o cele, o założenia na najbliższy sezon, prezes Rakowa odpowiada trochę przewrotnie. – Naszym głównym założeniem jest to, abyśmy nie okazali się jedynie roczną kometą, która przeleciała nad polską piłką i o której było głośno, ale po kilku miesiącach zniknęła.
– Chcemy wejść na stałe do ligowej czołówki i walczyć w pozostałych rozgrywkach, również europejskich pucharach. One mają być czymś więcej niż tylko chwilową przygodą. Chcemy potwierdzić, że nasz klub mierzy wysoko i ma ambitne cele, które stara się realizować – ogólnikowo, ale dość pewnie dodaje Cygan.
Papszun jest realistą. – Mistrzostwo? Marzy się każdemu, również nam, ale musimy brać pod uwagę siłę niektórych klubów – ich renomę czy możliwości finansowe, transferowe czy infrastrukturalne. Chcielibyśmy się ciągle rozwijać i iść do przodu. Chcemy się utrzymać w ligowej czołówce, choć wiemy, że to będzie bardzo trudne – dodaje trener Rakowa.
Cygan, dopytywany o ten konkretny cel na najbliższy rok, mówi tak: – Nie chciałbym, aby Raków wypadł z europejskich pucharów. Naszym planem jest to, aby osiągnąć takie wyniki, czy to w lidze, czy w Pucharze Polski, aby za rok znów dostać szansę gry w Europie.
– Ja nie myślę o jakimś konkretnym wyniku, gdyż wciąż jest wiele niewiadomych. Zobaczymy, jak ukształtuje się nasza kadra czy jak daleko zajdziemy w europejskich pucharach, bo na pewno nie mamy kadry do gry na trzech frontach – dodaje Papszun.
Trener Rakowa tłumaczy swoją ostrożność. – Mamy w lidze naprawdę zacnych rywali – Legia, Lech, Pogoń, Śląsk, Zagłębie, Wisła, Cracovia, Jagiellonia, Lechia czy Piast… Dużo jest drużyn, które aspirują do tego samego, co my.
„Bez infrastruktury trudno o mistrzowskie aspiracje”
Cele i wyzwania sportowe to jedno, organizacja klubu to coś innego. – Myślę, że nie tylko Raków, ale i cała polska piłka klubowa ma jeszcze duże pole do rozwoju – mówi Wojciech Cygan.
– Zdajemy sobie sprawę, że możemy stać się zakładnikami własnego sukcesu. Może być ciężko powielać to, co osiągnęliśmy w ostatnich miesiącach, to trochę tak, jak z wchodzeniem na szczyt. Sztuką jest nie tylko na niego wejść, ale też na nim się utrzymać, co nie wszystkim się udaje.
Największym problemem Rakowa wydaje się być infrastruktura – baza treningowa i przede wszystkim stadion. Po dwóch latach gry w Bełchatowie teraz mecze europejskich pucharów Raków będzie rozgrywał w Bielsku-Białej. Modernizacja obiektu przy ul. Limanowskiego opóźnia się na tyle, że w lidze pierwsze trzy kolejki zespół z Częstochowy będzie grał na wyjazdach. A przecież efekt końcowy odnowionego stadionu i tak będzie daleki od ideału…
– Nie da się ukryć, że infrastruktura jest jednym z aspektów, w którym odstajemy od naszych rywali. Przegrywając na tym polu, nie możemy mieć jakichś mistrzowskich aspiracji. Tak wygląda nasz warsztat pracy, bez niego trudno wymagać, aby nasza praca była bardzo skuteczna – przyznaje trener Papszun.
Prezes Cygan z kolei zaznacza, że klub wciąż stara się przekonywać lokalne władze do większej inwestycji. – Chcielibyśmy pokazać się z na tyle dobrej strony, aby dać argumenty tym, którzy mówią, że w Częstochowie oprócz modernizacji obiektu na Limanowskiego, trzeba pomyśleć o zbudowaniu stadionu z prawdziwego zdarzenia.
Takiego, który mógłby pomieścić kibiców nie w liczbie pięciu, a kilkunastu tysięcy i na którym można by było rozgrywać nie tylko eliminacje europejskich pucharów, ale również grać w fazie grupowej – snuje plany, a może nawet marzy prezes Rakowa.
Marzenia dobrze mieć, ale na razie dla Rakowa najważniejsza jest praca u podstaw. Dokończyć transfery, ułożyć drużynę, wygrywać mecze, czekać na własny stadion. I bronić miejsca w krajowej czołówce.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS