Gdybyśmy przed startem rundy wiosennej spytali Michała Świerczewskiego, Marka Papszuna, Wojciecha Cygana czy inną osobę związaną z Rakowem Częstochowa o plan minimum na pierwsze tygodnie po powrocie na boiska, zapewne nikt nie byłby tak asekuracyjny, by rzucić jedynie: „awans do kolejnej rundy Pucharu Polski”. Każdy do nawet tego najmniej optymistycznego scenariusza prawdopodobnie dorzuciłby jakieś punkty, bo Pogoń, Legia i Lechia to terminarz niełatwy, ale jednak częstochowianie dwa razy uchodzili za faworytów, raz za zdecydowanych. Tymczasem punktów nie ma, więcej – nie ma też goli. Jest za to pokaźny materiał do przemyśleń, bo jak najszybciej trzeba odpowiedzieć na tylko pozornie proste pytanie: co nie zagrało?
Czy Raków ma pecha? Tak, bo przed sezonem Papszun pewnie nie zakładał, że przyjdzie mu w jakimkolwiek meczu wystawić linię obrony złożoną z Mikołajewskiego, Niewulisa i Schwarza, a musiał to zrobić na Legii. Czy Raków ma problem piłkarski i poniekąd taktyczny? Tak, bo – po pierwsze – kilku ważnych zawodników jest wyraźnie pod formą (ot, choćby Tijanić czy Tudor), a napastnik nie wykorzystuje sytuacji, a – po drugie – w meczach, które się nie układają, trochę brakuje planu „B”. Czy Raków ma problem fizyczny? Tu się nie wypowiadamy, bo jest trochę zbyt wcześnie, poza tym w polskiej piłce często przeceniamy ten aspekt, idąc po linii najmniejszego oporu.
Uwagę chcemy zwrócić za to na inną kwestię. Na mentalność piłkarzy z Częstochowy. Nie, nie chodzi nam o to, że trzeba pogonić Pawła Frelika, bo zamiast pomagać piłkarzom od strony psychologicznej, pyka w sobie w węża w trakcie rozmów z nimi. Mam na myśli aspekt, którego nie da się poprawić w trakcie pracy ze specjalistą.
Doświadczenie w walce o trofea. Doświadczenie w ich wygrywaniu.
Oczywiście nie jesteśmy na tyle mądrzy, że wpadliśmy na to sami. Na tę bardzo ciekawą sprawę zwrócił uwagę jakiś czas Dariusz Adamczuk, czyli de facto dyrektor sportowy Pogoni Szczecin. Portowcy – jak powszechnie wiadomo – mieli w ostatnich sezonach podstawy, by myśleć o „czymś więcej”, ale zawsze czegoś im brakowało, by włączyć się do walki o puchary. Zazwyczaj w grupie mistrzowskiej pełnili funkcję statystów lub dostarczycieli punktów. Przed tym sezonem doszło więc do pewnej zmiany w polityce transferowej, którą Adamczuk wytłumaczył w Przeglądzie Sportowym.
Co dokładnie dla pana znaczą zawodnicy z mentalnością zwycięzcy, których szukaliście?
Dariusz Adamczuk: Tacy, który grali o mistrzostwa, zdobywali tytuły. Transfer Pawła Stolarskiego wpisuje się w ten profil. Wcześniej przyszedł Gorgon, który był mistrzem z Austrią Wiedeń i Rijeką, Zahović wygrywał ligę z Mariborem, a Kucharczyk wielokrotnie triumfował z Legią.
Dlaczego tak wam na tym zależało?
Dariusz Adamczuk: Żeby wygrywać takie mecze, jak z Zagłębiem Lubin po golu Michała z 95. minuty. Nie spuszczamy głów i gramy do końca. Z Wisłą Kraków wyrównaliśmy w 94. minucie po główce Kostasa, ze Śląskiem Kucharczyk wykorzystuje karnego w 89. minucie po faulu na Drygasie i zgarniamy trzy punkty. To aspekty trudne do zmierzenia, ale ci, którzy grali w piłkę wiedzą, ile zawodnicy z taką mentalnością mogą wnieść.
Ostatnie zdanie jest kluczem. Tabeli oczywiście nie ustala się na podstawie tego, kto ile osiągnął w przeszłości (najlepiej wiedzą o tym niektórzy pierwszoligowcy, którzy dają się naciągać piłkarzom na samą liczbę meczów w Ekstraklasie), tu kluczowa jest aktualna forma, a głód pierwszych sukcesów w karierze też może być doskonałym paliwem. No ale trudno polemizować z tym, że są fragmenty sezonu czy fragmenty meczów, w których znajomość podobnych zdarzeń z przeszłości bywa na wagę złota. W przypadku Pogoni wydaje się, że ta diagnoza i ten sposób leczenia sprawdziły się stu procentach. Przynajmniej na razie.
Dlatego chcielibyśmy zestawić ze sobą przypadki Rakowa i Pogoni, dokładając do tego też Legię, która jako zespół z podium i najbardziej utytułowany polski klub w ostatniej dekadzie stanowi naturalny punkt odniesienia. Wyliczmy sobie wszystkich piłkarzy z kadr tych zespołów, którzy kiedykolwiek na poziomie seniorskim coś wygrali (dane za 90minut.pl).
Legia Warszawa (łącznie 88 trofeów):
- Artur Boruc (MP i Puchar Ligi, 3x mistrzostwo Szkocji, Puchar Szkocji i 2x Puchar Ligi)
- Radosław Cierzniak (3x MP i PP)
- Wojciech Muzyk (MP)
- Inaki Astiz (4x MP i 6x PP, 2x mistrzostwo Cypru)
- Artur Jędrzejczyk (5x MP, 5xPP)
- Igor Lewczuk (3x MP, 4x PP)
- Luis Rocha (MP, Puchar Portugalii)
- Filip Mladenović (PP i SP, 2x mistrzostwo Białorusi, Puchar Białorusi, 2x Superpuchar Białorusi, mistrzostwo Serbii i Puchar Serbii)
- Ariel Mosór (MP)
- Marko Vesović (2x MP i PP, mistrzostwo Chorwacji i Puchar Chorwacji, mistrzostwo Serbii i Puchar Serbii)
- Mateusz Wieteska (2x MP)
- Andre Martins (MP, mistrzostwo Grecji, Puchar Portugalii)
- Mateusz Cholewiak (MP)
- Radosław Cielemęcki (MP)
- Walerian Gwilia (MP, 2x mistrzostwo Białorusi, Superpuchar Białorusi)
- Kacper Kostorz (MP)
- Luquinhas (MP)
- Bartosz Slisz (MP)
- Joel Valencia (MP)
- Paweł Wszołek (MP)
- Jasur Yaxshiboyev (mistrzostwo Białorusi, mistrzostwo Uzbekistanu i Puchar Ligi)
- Jose Kante (MP)
- Tomas Pekhart (MP, mistrzostwo Izraela i Superpuchar Izraela, Puchar Grecji, mistrzostwo Czech)
- Rafa Lopes (PP)
- Szymon Włodarczyk (MP)
Pogoń Szczecin (łącznie 31 trofeów):
- Paweł Stolarski (MP)
- Kostas Triantafyllopoulos (Puchar Grecji)
- Kamil Drygas (PP i SP)
- Aleksander Gorgon (mistrzostwo Chorwacji i 3x Puchar Chorwacji, mistrzostwo Austrii)
- Santeri Hostikka (Puchar Ligi fińskiej)
- Michał Kucharczyk (5x MP, 6x PP)
- Paweł Cibicki (3x mistrzostwo Szwecji, Superpuchar Szwecji)
- Luka Zahović (5x mistrzostwo Słowenii, Superpuchar Słowenii)
Raków Częstochowa (łącznie 7 trofeów):
- Jarosław Jach (mistrzostwo Mołdawii i Puchar Mołdawii)
- Andrzej Niewulis (PP)
- Patryk Kun (SP)
- Marko Poletanović (Puchar Rosji, mistrzostwo Belgii, Puchar Serbii)
Jasna sprawa, a nawet dwie. Pierwsza – różne są wagi poszczególnych tytułów, policzyliśmy „sztuki”, ale trzeba brać to pod uwagę. Druga – czasami wkład poszczególnych zawodników w zdobycie trofeum jest niewielki, w zasadzie symboliczny. Lista Legii Warszawa wydłużyła się w sposób sztuczny choćby dlatego, że mistrzami Polski po ostatnim sezonie zostali Szymon Włodarczyk, Kacper Kostorz, Radosław Cielemęcki, Ariel Mosór czy Wojciech Muzyk, którzy w trakcie kampanii 19/20 nazbierali 10 występów. Łącznie. W tym 6 z nich miało miejsce już przy pewnym mistrzostwie w ostatnich dwóch kolejkach. Z drugiej strony – nie dotyczy to przecież tylko Legii, bo taki Niewulis ma na koncie Puchar Polski po rozegraniu 45 minut w barwach Jagiellonii z ćwierćfinale z Koroną, a Kun mecz o Superpuchar Polski dostał w prezencie od kolegów z Arki, którzy sezon wcześniej bez niego wywalczyli krajowy puchar.
Zmierzamy do tego, że przy wszystkich tych zastrzeżeniach proporcje są zachowane. Występuje przepaść pomiędzy Legią Warszawa a aspirującymi drużynami, o których mowa w tym artykule. Pogoń to dostrzegła i przez odpowiednie transfery (Gorgon, Zahović, Kucharczyk i Stolarski, czyli zdecydowana większość trofeów, to ruchy z tego sezonu) postanowiła coś z tym zrobić.
Być może jest to pewna podpowiedź dla Rakowa.
A być może inspiracją jest dla częstochowian Piast, w którym zdecydowana większość piłkarzy pierwszy raz podniosła cokolwiek dopiero wtedy, gdy gliwiczanie sięgnęli po tytuł. Z drugiej strony – tam sam Tomasz Jodłowiec wygrał ponad dwa razy więcej niż cała kadra Rakowa razem wzięta.
Fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS