Każdy końcowy odbiorca prądu będzie ponosił “opłatę mocową”. Wynika ona z kosztów mocy elektrycznych zakontraktowanych przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Innymi słowy, jest to opłata za stałe utrzymywanie zdolności wytwórczych. Elektrownie będą wynagradzane za pełną dyspozycyjność.
Problem z licznikami
“Opłata mocowa” będzie doliczana do opłaty taryfowej za dystrybucję i przesył energii. Wysokość daniny ustala Urząd Regulacji Energetyki (URE). Najlepsza wiadomość dla obłożonych opłatą jest taka, że w sejmie opóźniają się prace nad nowym rozwiązaniem. Nie wejdzie ono w życie w planowanym terminie 1 października 2020 roku, ale prawdopodobnie dopiero 1 stycznia 2021 roku.
ZOBACZ: Nawet 1000 zł dopłaty do wody. “Wcześniej tak nie było”
Choć do Nowego Roku pozostało niewiele czasu, to wysokość nowej opłaty nie jest jeszcze dokładnie znana. Ze wstępnych szacunków Forum Energii wynika, że koszt rynku mocy, który zostanie przeniesiony na rachunki odbiorców wyniesie w przyszłym roku 5,4 mld zł.
Zadaniem URE jest ustalenie godzin szczytowego zapotrzebowania na moc w ujęciu kwartalnym. Do taryf dostosowane zostaną urządzenia pomiarowe. Potrzebna będzie wielka operacja ustawiana liczników w taki sposób, by miały funkcją zdalnego odczytu w trybie godzinowym.
Na “opłacie mocowej” skorzystają państwowe koncerny
W uzasadnieniu projektu ustawy można znaleźć komentarz: “komercyjni odbiorcy energii elektrycznej będą mogli obniżyć koszt zaopatrzenia w energię poprzez zmniejszenie zużycia w godzinach szczytowych lub zaopatrzenie się w inne źródła energii.
Autorzy ustawy liczą więc, że przedsiębiorcy sami zainwestują we własne źródła energii i staną się prosumentami.
Nie ulega wątpliwości, ze głównymi beneficjentami “opłaty mocowej” będą państwowe koncerny energetyczne oraz ich konwencjonalne elektrownie, które w ten sposób zwiększą swoje szanse na utrzymanie rentowności.
Niechciana tania energia z importu
Branża energetyczno-górnicza w rozmowach z rządem wynegocjowała jeszcze jedno korzystne dla siebie rozwiązane. Na wniosek NSZZ “Solidarność” zniesiony zostanie obowiązek sprzedaży energii poprzez giełdę. W ten sposób ma być ukrócony duży import taniej energii.
– W lipcu 18 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce było zaspokajane przez prąd pochodzący z importu, ze szkodą dla polskich elektrowni i branży górniczej. Nie istnieją żadne przepisy unijne, które by nam narzucały taką, a nie inną wielkość importu. Ze stroną rządową ustaliliśmy, że nowelizacja przepisów dotycząca zniesienia obowiązku sprzedaży energii poprzez giełdę zostanie wprowadzona na szybką ścieżkę legislacyjną – oświadczył ostatnio Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej “Solidarności”.
ZOBACZ: Forum Ekonomiczne w Karpaczu. Nagrodzono PGNiG i prezesa PKO BP, Cichanouska z nagrodą specjalną
Przeciwko zniesieniu tzw. “obliga giełdowego” protestuje Konfederacja Lewiatan: W jej raporcie czytamy m.in., że “obowiązek sprzedaży energii elektrycznej na zorganizowanej platformie obrotu został wprowadzony w celu zapewnienia konkurencji na rynku, a także poprawy jego transparentności, płynności i przewidywalności. Efektem kilkuletniego funkcjonowania tego mechanizmu jest stabilizacja cen energii”.
Zobowiązanie wobec górników
Lewiatan przypomina, że Ministerstwo Energii wprowadzając w 2018 roku obowiązek handlowania na giełdzie całością wytworzonego prądu argumentowało, że to rozwiązanie ograniczy wzrost cen energii w Polsce.
Artur Soboń, wiceminister aktywów państwowych podkreśla, że nie zostanie zlikwidowana możliwość handlu na Towarowej Giełdzie Energii, zniesiona będzie tylko i wyłączne konieczność korzystania z pośrednictwa TGE.
Przyznaje jednocześnie, że dla jego resortu likwidacja “obliga giełdowego” będzie realizacją zobowiązania wobec górniczych związków zawodowych.
Twoja przeglądarka nie wspiera odtwarzacza wideo…
Jacek Brzeski
Czytaj więcej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS