Od wczesnego ranka więcej wybuchów nad Kijowem – to tutejsza obrona przeciwlotnicza strąca nieporadne rakiety rosyjskie. Alarmy przeciwlotnicze wyją częściej i solidniej – ale wojska okupanta wokoło stolicy nieco zastygły, czekają na posiłki z głębi Rosji. W największym skrócie można powiedzieć, że Ukraińcom potrzebne jest jeszcze więcej uzbrojenia, samolotów, dronów, broni przeciwpancernej i amunicji, Rosjanie poruszają się z ogromnymi stratami, a ich fatalne morale jakiś prawdziwy ekspert od militariów mógłby przeliczyć kiedyś na dodatkowe koszta, jakie musi ponosić Kreml.
Cichy sprzymierzeniec Putina
Ale chciałbym jakoś donośniej zawołać z tych kijowskich blokowisk i zapełnionych smutnymi ludźmi bunkrów: perspektywy nie są wesołe. Jak już przyjrzeliśmy się przeciekom kręgów imperialnych ideologów i przyjęliśmy, że wymiar strat w ludziach nie działa na Moskwę tak jak na normalne władze, tak teraz należy odnotować dodatkowy, choć przewidywalny czynnik wpływający na rosyjską inwazję – znudzenie Zachodu.
Bo ileż liberalne społeczeństwa wytrzymają w tym wzmożeniu, ileż jeszcze celebryci dadzą radę trzymać tę niebiesko-żółtą nakładkę na zdjęciach w mediach społecznościowych? Już teraz przecież kategoryczna deklaracja Unii Europejskiej o pomocy dla Ukrainy okazała się słomianym zapałem, a bezczelny Rutte czy Scholz już opędzają się od naddnieprzańskiego dramatu jak od nieznośnie brzęczącej muchy. Na ukraińskiej ziemi próżno szukać oznak zelżenia wojny – nie zatrzymano zbrodni rosyjskich, korytarze humanitarne bywają nadal celem strzelanek Moskali, a wycofanie się spod Charkowa jest w większym stopniu przegrupowaniem niż odstąpieniem od oblężenia.
Ukraińcy nie wykorzystali całego swojego potencjału obronnego, rozmawiałem już z kilkoma pułkownikami, których chłopcy rwą się do walki z azjatycką dziczą, ale i tej dziczy jest sporo stąd do Pacyfiku. Putin może i ma groteskową armię i państwo powiązane Breżniewowskim sznurkiem do snopowiązałki, ale ma determinację, ma agenturę, propagandę i co najgorsze – umie czekać. Przetrwał zachodnie oburzenia po śmierci Siergieja Magnickiego, sankcje po Krymie i Donbasie, teraz też proukraińskie wzmożenie w demokracjach i cywilizacji medialnej może się wkrótce przebranżowić i skupić na jakiejś chińskiej tancerce czy skandalu obyczajowym w Paryżu. Zapłakane dzieci i zbiedniali staruszkowie wyprowadzani ze łzami w oczach z ostrzeliwanych osiedli mogą wkrótce mniej odbijać na słupkach nastrojów społecznych w bogatych Francjach, Niemcach i Hiszpaniach.
A syberyjskie surowce ani drgną – ten leninowski kapitalista, który sprzeda Moskwie sznur, na którym go później powieszą, nadal jest żywy. To rosyjskie czekanie ma podstawy właśnie w zasobach imperium, które mogą przeczekać dłuższe okresy napięć i presji. Gdy wojska Hitlera zmiotły w czerwcu 1941 roku całe armie sowieckie, Stalin miał powiedzieć do swoich, że „Lenin nam tyle zostawił, a myśmy wszystko spie…lili”. A jednak, co ciekawie nakreślił pod koniec życia ówczesny agent NKWD Paweł Sudopłatow, czerwony wódz nie załamał rąk tylko radził, obserwował – i czekał. Czyż i teraz jego następca nie czeka?
Zachód już to przerabiał: znudził się stalinizmem i zaklaskał dla Chruszczowa, zapomniał Gułagi, a potem także sowiecką „psychiatrię” czy Putinowskie zamachy w Bujnaksku, zbrodnie w Czeczenii i inwazje na Gruzję i Ukrainę. Dajcie mi jeden argument, dla którego teraz miałoby być inaczej, lepiej?
Polskie zadanie
Otóż jeden taki argument można dostrzec – to Polska. Rząd, który nie gra w symfonii niemieckiej, może być takim mącicielem beztroskiego chóru Unii Europejskiej, zwłaszcza że i tak już niewiele ma do stracenia przy złej woli Brukseli. Ukraina, Ukraina, Kijów, ofiary, wojna, inwazja – polskie wołanie na Zachodzie ma swoją wagę. Ukraina zatrzymuje bezduszną Azję, ale i nam trzeba pilnować niefrasobliwego Zachodu, by zaraz nie odwrócił wzroku w stronę ginących pand w Chinach czy jakiegoś trzęsienia ziemi w Ameryce Łacińskiej.
Te obawy mają i tę podstawę, że jednak wojska rosyjskie dalej się sączą na Ukrainę – mniej spektakularnie, powoli, ale konsekwentnie. Po pierwszym szoku zachodnich mediów świat potoczy się dalej, a tutejsze tragedie będą rozkładały naszego wschodniego sąsiada i coraz bardziej przybliżały się do naszych granic.
ZOBACZ TAKŻE RELACJE Z KIJOWA:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS