Publicysta Jan Radomski na łamach „Gazety Wyborczej” stwierdza, że protesty zwolenników aborcji rozpoczęły rewolucję w Polsce.
CZYTAJ TAKŻE:
— Oswajanie z zabijaniem nienarodzonych? „GW”: Aborcja jest świadczeniem medycznym, a o żadne świadczenie nie pytamy w referendum
— Prezydent: Nie uważam, że powinno być referendum ws. aborcji. To są sprawy życia i śmierci. Aborcja oznacza zabicie dziecka
„Okrzyk i transparent są skuteczniejsze od granatu i karabinu”
Z powodu demokratyzacji społeczeństw w dzisiejszych rewolucjach coraz częściej okrzyk i transparent są skuteczniejsze od granatu i karabinu, a o randze rewolucji nie decyduje polityczny cel, ale jej masowość i społeczny żar
— stwierdza, usprawiedliwiając w ten sposób polityczną porażkę Strajku Kobiet.
Jeżeli więc nie skutek polityczny – jakim byłaby nagła zmiana władzy – decyduje o tym, że mamy do czynienia z rewolucją, to właściwie dlaczego tak powinniśmy mówić o tym, co w naszym kraju dzieje się od 22 października?
— pyta, po czym wymienia trzy takie powody, dlaczego jego zdaniem gasnące już protesty zwolenników aborcji należy uznać za rewolucję.
Po pierwsze ze względu na żywiołowość. Skutki rewolucji nie muszą być natychmiastowe, ale każda rewolucja ma takie momenty, w których nie daje się okiełznać. W przeciwieństwie do powstania rewolucja nie jest zaplanowana, ale tworzy się spontanicznie i sama ustala reguły. Tak było w tym przypadku: obserwowaliśmy, jak Polki zareagowały na przemoc władzy, a następie protestowały na własnych zasadach
— pisze.
Rewolucja jest także powszechna i inkluzywna. Wiele razy w ostatnich tygodniach chwyciliśmy się za głowę, gdy nasz zupełnie niezaangażowany kolega z podstawówki czy koleżanka z pracy, która nigdy nie mówi o polityce, dodali do swojego zdjęcia w mediach społecznościowych charakterystyczną błyskawicę
— zaznacza.
Po trzecie, na nowo został zdefiniowany język, którym się posługujemy. Możemy sobie wyobrazić, że jeszcze rok temu na imprezie ktoś na poważnie mógłby wypowiedzieć zdanie „Jestem zwolennikiem kompromisu aborcyjnego”, dzisiaj słowa „kompromis aborcyjny” wzbudzają już tylko politowanie
— stwierdza.
„Protesty zdekonstruowały kulturę”
Co ciekawe, publicysta przyznaje, że protesty zwolenników aborcji zdekonstruowały kulturę i postawiono podczas nich m.in. na wulgarny język.
Protesty zdekonstruowały kulturę, na wiele słów czy obrazów spojrzeliśmy w innym świetle. W języku pojawił się nowy podmiot: liczba mnoga określająca wytworzoną przez protesty wspólnotę. Zorientowaliśmy się także, że do opisania niektórych emocji brakuje nam słów. Właśnie dlatego na nowo wytworzony język – język rewolucji – sięgnął po wulgaryzmy
— pisze.
Radomski przedstawia miarę, na podstawie której będzie można określić, czy zwolennikom aborcji udało się odnieść sukces.
Jeżeli za kilka czy kilkanaście lat z każdego zakamarka naszej przestrzeni publicznej wreszcie zniknie Jan Paweł II, stanie się tak dzięki rewolucji osób, które od października wychodzą na ulice
— stwierdza.
W puencie tekstu Radomskiego można odczytać, czego tak naprawdę oczekuje jego autor od zwolenników aborcji – walki z Kościołem i autorytetami.
tkwl/wyborcza.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS