W Lubinie jeszcze nie było żadnego przypadku, ale ostrożności nigdy nie za wiele – mowa o ptasiej grypie, która zaczęła przenosić się na koty. Choroba powodowana przez wirus H5N1 jest dla naszych futrzastych pupili bardzo groźna, ale na razie nie ma jeszcze powodów do paniki.
O nagłych zachorowaniach kotów, kończących się niestety szybką śmiercią, mówi się od kilku tygodni. Przypadków jest na razie niewiele, ale strach u opiekunów budzi przebieg choroby:
– Ze strony układu nerwowego i oddechowego: gorączka, duszność, problemy z oddychaniem, sztywność kończyn, objawy padaczkowe, drgawki, otępienie – wylicza Wiesława Bober, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Lubinie. – Jeśli coś takiego się dzieje, należy jak najszybciej udać się do lekarza weterynarii. Niestety, w przypadku tej choroby śmiertelność kotów jest bardzo wysoka. Zwierzę może umrzeć nawet w ciągu doby.
Objawy są podobne, jak w przypadku wielu innych kocich chorób, dlatego do stwierdzenia, czy ich przyczyną faktycznie jest ten wirus, potrzebne są badania laboratoryjne. Wcześniej weterynarz przeprowadzi szczegółowy wywiad z opiekunem kota. W ankiecie będą pytania m.in. o to, czy kot wychodzi na dwór, czym jest karmiony, czy chorował wcześniej na coś innego, czy właściciel zmienił cokolwiek w codziennej rutynie zwierzęcia. Oznak choroby bagatelizować nie wolno, ale na dziś nie mamy jeszcze do czynienia z kocią epidemią – świadczą o tym chociażby statystyki.
28 czerwca Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że do tego dnia w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach przebadano 29 próbek od kotów, z czego 20 dało wyniki dodatnie. Zakażone zwierzęta pochodziły z Gdańska, Gdyni, Poznania, Lublina, Pruszcza Gdańskiego, Nowego Dworu Mazowieckiego, Bydgoszczy i Wrocławia. Badania potwierdziły, że za te zachorowania kotów odpowiada wirus ptasiej grypy o genomie podtypu H5N1. Wciąż jednak nie wiadomo, gdzie zaczął się łańcuch zachorowań.
– Prawdopodobnie wirusy pochodzą z jednego niezidentyfikowanego źródła. Wyniki wskazują że przeanalizowane dotychczas grupy wirusów były stwierdzane głównie u drobiu w Wielkopolsce. Wirus ten izolowany był też od dzikich ptaków, które przemieszczają się po całym kraju – mówi Wiesława Bober.
Lekarze na bieżąco śledzą rozwój sytuacji i zalecenia służb weterynaryjnych i sanitarnych. Mają też określone procedury działania, gdy uznają, że trafiło do ich gabinetu zwierzę chore na ptasią grypę.
Na dziś najlepszym sposobem zapobiegania zakażeniu jest ograniczenie kontaktu kota z innymi zwierzętami, w szczególności drobiem i dzikim ptactwem.
– Jeśli to możliwe, przytrzymajmy kotka w domu – radzi powiatowy lekarz weterynarii. – Po powrocie do domu zdezynfekujmy ręce i podeszwy obuwia, bo my też możemy przynieść patogen z zewnątrz. Można w tym momencie sięgnąć po te środki higieniczne, których my używaliśmy w czasie pandemii. Zwróćmy również uwagę na karmienie kotów pożywieniem pochodzącym wyłącznie ze znanych źródeł.
Wirus nie jest groźny dla samych opiekunów, co potwierdza Główny Inspektorat Sanitarny. Ryzyko przeniesienia zakażenia z chorego kota na człowieka jest znikome i w Polsce do tej pory nie zarejestrowano przypadków zakażenia ludzi tym typem wirusa.
Fot. Pixabay, Joanna Dziubek
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS