— Myślę, że zostaniemy przyjaciółmi.
— A pan ma przyjaciół?
— Nie. Pan także. I właśnie dlatego.
17 stycznia do kin wchodzi trzecia część serii „Psy”. Trochę z tej okazji, a trochę przypadkiem obejrzałem dwa pierwsze filmy. Okazały się znacznie ciekawsze, niż przypuszczałem. I to nie tylko dlatego, że wreszcie mogłem usłyszeć w oryginale teksty kultowe od ćwierćwiecza (na przykład „Czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach” czy „Bo to zła kobieta była”). Albo zobaczyć w jednym miejscu szereg aktorów, którzy odegrali niemałą rolę w polskiej kulturze ostatnich trzydziestu lat: Lindę, Gajosa, Kondrata, Pazurę, Zapasiewicza czy Żmijewskiego (zabawnie zestawia się psychopatyczną rolę tego ostatniego z późniejszym ojcem Mateuszem).
Kino sensacyjne, kryminalne bądź policyjne nigdy szczególnie mnie nie interesowało. Stąd nie mogę oceniać „Psów” pod kątem tego, jak odnoszą się do tradycji gatunkowych. Mimo to myślę, że oba filmy są naprawdę nieźle zrobione. Dialogi nie tylko śmieszą, gdy mają śmieszyć, nie tylko budzą uznanie błyskotliwymi pointami, lecz także wydają się dość odważne – lub przynajmniej skutecznie skandalizujące (jak w scenie, w której grupa pijanych esbeków wynosi nieprzytomnego kumpla, parodiując balladę o Janku Wiśniewskim). Odnotować też trzeba pracę kamery (choćby w jednej z rozmów w części drugiej, kiedy to obraz obraca się wokół stołu, stopniowo pokazując kolejne osoby i podbijając stawkę gry). Sceny akcji oczywiście nie są tak widowiskowe, jak w dzisiejszym kinie, ale napięcia w nich nie brakuje. Jednocześnie filmy wcale nie składają się głównie z pościgów i strzelanin – mają w sobie dużo z portretu psychologicznego i społecznego.
Do indywidualnego portretu Franza Maurera, byłego esbeka z zasadami, wrócę później. Na razie o sprawach społecznych. Na wypadek gdyby któreś z Was nie oglądało „Psów”, wypada wyjaśnić, że obydwie części (zwłaszcza pierwsza) przedstawiają środowisko byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL. Na różne sposoby, z reguły sprzeczne z prawem, próbują oni odnaleźć swoje miejsce w nowej rzeczywistości, w której postrzega się ich z rezerwą, jeśli nie z odrazą. Różne są też ich charaktery – od specyficznej etyki i przywiązania do kolegów aż po pełną psychopatię. Naturalnie na początku lat dziewięćdziesiątych dalszy los ludzi SB był szeroko dyskutowanym problemem, a palenie dokumentów (wyraźnie obecne w pierwszych „Psach”) pozwoliło znaleźć drogę do policji i służb specjalnych także tym funkcjonariuszom, którzy zamiast tego powinni siedzieć w więzieniach.
Jako lewicowy publicysta myślę, że warto, by w moim środowisku filmy Pasikowskiego przypominały o tej historycznej zadrze, dla wielu osób stanowiącej jeden z powodów niechęci do porządku politycznego III RP. Mogę uważać, że dziś jest to już sprawa w znacznym stopniu przedawniona (minęło niemal trzydzieści lat), ale nie dziwi mnie złość ludzi polskiej prawicy, że problemem nie zajęto się we właściwym czasie.
Z dzisiejszej perspektywy łatwo też stwierdzić, że „Psy” są dziełem problematycznym. Przede wszystkim protagonista, Franciszek Maurer, to bohater prosto z opisów toksycznej męskości. Jest zawsze silny, sprawny, zdeterminowany, stara się przestrzegać reguł, które sam sobie wyznaczył, a z broni palnej trafia nawet w pudełko od zapałek, nie ma natomiast nikogo, przed kim ośmieliłby się okazywać słabość. Emocje chowa pod płaszczem ironii i udawanej obojętności („Nie chce mi się z tobą gadać”), jedynie w wyjątkowych sytuacjach w jego głosie słychać coś więcej („Nie mów mi, kurwa, nic o zabijaniu… bo coś o tym wiem”). Trochę jak Geralt. Kulturowa atrakcyjność takiego wizerunku jest niewątpliwa, podobnie jak jego rola w sukcesie „Psów”. Równie jasne wydaje mi się jednak to, że w prawdziwym świecie ten sposób bycia bardzo utrudnia utrzymywanie bliskich relacji. A większość z nas przecież wcale nie musi nosić takiej zbroi, nawet jeśli wiele przekazów kulturowych by to sugerowało.
Inna sprawa, że filmy nie pokazują Maurera jako człowieka szczęśliwego. Zacząłem przecież od cytatu wskazującego, że Franz nie ma przyjaciół. Jeden z jego najbliższych kolegów, Waldek Morawiec, dodaje: „Nigdy nie znajdziesz porządnej kobiety”. Sądzę jednak, że film w znacznie większym stopniu gloryfikuje ten model męskości, niż go podważa. Ciekawie byłoby zobaczyć, jak w trzeciej części Maurer załamuje się pod ciężarem własnego pancerza, ale nie spodziewam się, by Władysław Pasikowski poszedł właśnie w tę stronę.
„Porządna kobieta” i „zła kobieta” to frazy, które z grubsza wyczerpują rolę kobiet w obydwu filmach. Nie jest ona rozbudowana i nie jest bezproblemowa. Można by dowodzić, że „Psy” po prostu neutralnie opisują środowisko mężczyzn traktujących kobiety przedmiotowo, sprowadzających je do roli obiektów seksualnych i matrymonialnych. Można by, ale kiedy scenariusz każe Morawcowi uderzyć żonę i krzyknąć na nią: „Wy nie jesteście złe, jesteście tylko bezdennie głupie!”, dalszy bieg zdarzeń przekonuje nas, że to on miał rację, a ona niesłusznie go powstrzymywała. Nie dostajemy też żadnej sceny, która pokazywałaby, że bicie żony przez męża to coś więcej niż przypis do właściwej akcji (w szczególności – sceny przybliżającej perspektywę samej kobiety). Również w ten sposób może utrwalać się bardzo szkodliwe przekonanie, że przemoc małżeńska to nic wielkiego. A szerzej – takie fragmenty w pewnym stopniu uprawomocniają przedstawione podejście mężczyzn do kobiet, co wskazuje, że perspektywa „Psów” nie polega na neutralnym opisywaniu.
Powyższa krytyka nie jest jednak wyłącznie zarzutem wobec tych dwu filmów. Dotyczy ona także – nawet przede wszystkim – całej kultury, w której powstały i funkcjonowały. Nie jestem zwolennikiem przemilczania tego rodzaju spraw, ale nie chcę też zrzucać całej odpowiedzialności na pojedyncze utwory. Jeden i ten sam film może być zresztą zarówno problematyczny, jak i wart obejrzenia z innych powodów. Na przykład może być wartościowy pod względem rzemieślniczym czy artystycznym albo przedstawiać celne diagnozy społeczne.
Dlatego pójdę do kina na „Psy 3. W imię zasad” i zobaczę, co tym razem reżyser ma do powiedzenia na temat Polski. Stoi przed nim poważne wyzwanie, jeśli chce odszukać nowy problem społeczny, a nie tylko przemówić do sentymentu fanów serii. Trochę się też obawiam tego, czy na ekranie nie zobaczę takich samych mężczyzn i kobiet, jak w filmach powstałych ćwierć wieku temu. Ale dam Władysławowi Pasikowskiemu kredyt zaufania.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS