A A+ A++

Pani Pietrzak przez większą część swojego życia uczyła młode pokolenia o języku polskim i literaturze pięknej, ale przemycała też treści historyczne, szczególnie dotyczące Augustowa. Jej drugą miłością stała historia. Podczas II wojny światowej była dzieckiem. Spisaliśmy jej wspomnienia z tamtego okresu. Janina Pietrzak uważa, że przywracanie pamięci młodym ludziom jest wyjątkowo ważne. Publikujemy pierwszą część tych niesamowitych wspomnień.

Janina Pietrzak to emerytowana nauczycielka języka polskiego. Postać niezwykle barwna i uwielbiana przez pokolenia uczniów. Kobieta z ogromną pasją i miłością do młodzieży. Pani Janina ma ogromną wiedzę na temat historii Augustowa. Pamięta II wojnę światową i czasy powojenne.

Profesor Tomasz Strzembosz

Przez ponad 20 lat współpracowałam z profesorem Tomaszem Strzemboszem, który powiedział kiedyś, że historii nie trzeba się uczyć z podręczników ani z encyklopedii tylko od ludzi. Miałam to szczęście, że profesor przyjeżdżał w latach 80-tych do Augustowa i badał wiele wątków historycznych. Byłam często świadkiem jego rozmów z mieszkańcami, Sybirakami, zesłańcami i osobami z różnych kaźni. Rozmów ze świadkami historii. W stanie wojennym z profesorem nielegalnie jeździliśmy do Sztabina. Moja koleżanka Wandzia Zawistowska, siostra biskupa Tadeusza Zawistowskiego, organizowała tam spotkania okolicznej ludności. Profesor z tych spotkań wracał zdumiony, że Augustowszczyzna poniosła tyle ofiar. Współpraca z nim była niezapomniana. Całą korespondencję z profesorem Strzemboszem przechowuję do tej pory. Nasze kontakty były utrzymywane bardzo długo. Młodsza koleżanka po przejściu na emeryturę postanowiła być przewodniczką wycieczek w Augustowie i z myślą o niej uporządkowałam wszystko, co udało mi się zebrać na temat historii naszych terenów.

 

Wrzesień 1939. Początek wojny i wywózki

23 września 1939 roku wkroczyli do Augustowa bolszewicy i rozpoczęła się okupacja sowiecka. Natomiast 29 października 1939 roku na mocy dekretu Związku Radzieckiego nadano przymusowe obywatelstwo naszym mieszkańcom, a miasto włączono do zachodniej Białorusi. W latach 1939-1941 miały miejsce masowe wywózki na Syberię. Wobec ludności stosowano różne represje, a pierwszy transport na Syberię wyruszył 10 lutego 1940 roku. W tym transporcie znalazł się brat mojej babci, Kazimierz Szczęsnowicz, ze swoją żoną i jednym z synów. Transport prowadził w okolice Irkucka. Bliską miejscowością był Tajszef, gdzie była największa fabryka nart dla wojska. Kto tam trafił był szczęśliwy, ale ten kto był lesorubem (brygada więźniów pracujących w lesie) nie już miał wesoło.

 

Zbrodnia NKWD

Dokładnie 22 czerwca 1941 roku miała miejsce straszliwa zbrodnia NKWD w więzieniu, które znajdowało się na terenie obecnego zarządu wodnego. O świcie, przed wkroczeniem Niemców 22 czerwca 1941 roku, rozpoczął się początek okupacji niemieckiej. Pięciu osobom udało się przeżyć tę masakrę, a to jeden pod trupami się znalazł, a i jedna z kobiet ocalała. Wkroczyli Niemcy i kazali oglądać ofiary tej zbrodni mieszkańcom Augustowa. Mama tam chodziła. Niemcy rozpoczęli swoje wywózki na przymusowe roboty i do obozów koncentracyjnych, potem było powstanie getta i jego likwidacja. W transporcie do Treblinki znaleźli się augustowscy Żydzi. W 1943 roku zorganizowany był u nas ruch oporu i powstawały pierwsze oddziały Armii Krajowej, ale wcześniej wielkie zasługi, według profesora Strzembosza, w organizowaniu jakiekolwiek ruchu oporu miał nasz najbliższy sąsiad Antoni Karp, nauczyciel. Profesor Strzembosz zapytał mnie, co pamiętam o panu Antonim. Mówiłam że nie lubił dzieci, był chory i tyle. Byłam wtedy małym dzieckiem i tyle tylko o nim zapamiętałam. On zmarł w 1943 roku, chorował na gruźlicę, ale jeszcze jakieś papiery przechowywał w pościeli i tym potem zajmowała się jego żona Genowefa Karpowa.

 

Wielkie bombardowanie Augustowa

22 lipca, a właściwie w nocy 22 na 23 lipca 1944 roku, podjęta była próba zdobycia Augustowa poprzez bombardowanie ze strony Związku Radzieckiego. Ciągle nie udawało się zdobyć Augustowa od strony wsi Białobrzegi. Najpierw nad ranem przeleciały samoloty i flary rozświetliły całe miasto, a potem spadały bomby. Spadały tylko w pewnej części miasta, bo bliżej Starej Poczty bombardowania nie było. Oszczędzono tamte tereny. Działało chyba jakieś szpiegostwo i był komunikat, że w szkole nr 2 na Rajgrodzkiej ma się zatrzymać sztab niemiecki. Ten sztab przybył i się zatrzymał, ale o godzinie jedenastej wieczorem pojechał w stronę Ełku. Sztab wyjechał, a miasto legło w gruzach.

Jako dziecko bardzo to przeżywałam. Do takiego schronu ojciec niósł mnie na rękach, mama nas rozebrała na noc, miałam więc tylko sukienkę na szyi, bo już się nie udało w pośpiechu jej założyć. Od partyzantów było wiadomo, że może do takiego bombardowania dojdzie. Dopadliśmy do prymitywnego schronu z innymi lokatorami. Jedna z pierwszych bomb uderzyła w łaźnię, a to było bardzo blisko nas. Druga bomba uderzyła w browar należący do Aleksandra Dyczewskiego. W czasie tego bombardowania wydawało mi się, że nasz dom wyszedł z fundamentów i już nie nadawał się do zamieszkania. Cały Augustów był burzony przez te bomby.

Nasza kuzynka, która uciekła z transportu na Syberię, Marta Szczęsnowiczówna, sądziła, że do tego schronu nie dobiegnie. Biegła i widziała, jak zwierzęta w chlewie na ściany się rzucały, konie, krowy się pozrywały, myślała, że tam zginie, ale jednak dobiegła. A ile było odłamków na tym naszym schronie przykrytym nacią ziemniaczaną. Tego żelastwa było pełno dookoła. W domu, chyba Skibickich, był niewybuch na rogu Wierzbnej i Nowomiejskiej. Ten dom to był jak dworek, miał takie zielone okiennice, przepiękny dom. Ten Niewybuch dopiero potem został zlikwidowany.

 

Niemieckie aresztowania

Po bombardowaniu doszło do znacznych zniszczeń i miała miejsce ewakuacja. Niemcy zarządzili ewakuację i łowili ludzi do prac na innych odcinkach obrony. Tak został aresztowany właśnie nasz ojciec, a było to gdzieś w okolicach Rajgrodu. Wypatrzyli też jednego z Szymańskich. Oni mieli taki porządny dom nad kanałem blisko mostu, przy grodzieńskiej szosie.

Ucieczka z miasta

Przy Augustowie była strefa przyfrontowa i konieczna stała się ewakuacja. Trzeba było opuścić miasto. Moja mama była w ciąży i to dość zaawansowanej, więc postanowiła się nie ruszać z miejsca. Przyszedł żandarm i powiedział: „ja ciebie jeszcze nie zastrzelę, ale ten co idzie za mną , to na pewno to zrobi”. Mama się jakoś zebrała i trafiliśmy do rodziny Milanowskich do wsi Biernatki, naszych krewnych, którzy byli na Syberii. Tam już mieszkało ze 40 osób, ale się jakoś zmieściliśmy. Spałam na stole. Jak ojciec uciekł z tych robót na wigilię, mnie pod ubraniem na tym stole najpierw znalazł. Trzeba było jednak sobie radzić. A babcia Weronika Zaskowska pomagała przy kopaniu ziemniaków. Ludzie się dzielili z nami, czym mogli, bo jedzenia było mało.

Szpital w Biernatkach

Położna przekonała Niemców, że w środku wsi trzeba zorganizować krankehause (szpital) dla kobiet, które urodziły dzieci. Moja siostra urodziła się 6 października 1944 roku. Zawsze była niedożywiona i tak marnie wyglądała, że zmieściła się wśród tych kobiet, które urodziły dzieci, a my z babcią już byłyśmy tam nielegalnie. Kiedyś Niemiec w takiej komórce znalazł nas i zaświecił latarką, a ja niechcący poruszyłam piłę, która okrutnie zajęczała. On machnął ręką i nas z tej komórki nie wyciągał. Ciągle byliśmy o chłodzie i głodzie, trzeba było jakoś sobie radzić.

Armia Czerwona

W styczniu 1945 roku, 19 stycznia, wracaliśmy do Augustowa. Od Topiłówki jechał z rozwietki radzieckiej w białym kombinezonie na nartach jakiś wyzwoliciel. Mieszkaliśmy wtedy u Wincentego Milanowskiego. Dom na skraju w Biernatkach był za blisko linii frontu, która się ustaliła za Borkami. Mężczyzna wszedł do domu, gdzie mieszkały kobiety w ciąży i jak one zobaczyły gwiazdę na jego czapce, to poklękały i się modliły, a on przeczekał cierpliwie te modlitwy i zaczął pytać, dokąd Niemcy wyruszyli i ilu ich mniej więcej było. Przestrzegał, że wszędzie mogli zostawić miny, żeby nie wychodzić z domu i nigdzie nie wędrować, bo miny mogą być wszędzie, a za moment już wkraczała Armia Radziecka. Ci umęczeni żołnierze, naprawdę niepodobni do tych których, oglądamy na filmach. Zmordowani przechodzili i się zatrzymywali. Jeden z nich wypatrzył u mojego ojca zegarek, a ojciec był w Krakusach przy I Pułku Ułanów i miał taki zegarek z grawerunkiem. Bolszewik bardzo chciał ten zegarek zabrać, a ojciec usiłował go nie oddać. Mama podeszła zdjęła zegarek i powiedziała, że życie ważniejsze niż zegarek.

Miny

Nasz gospodarz przemówił do mojego ojca: -Ziutek Niemcy zostawiali w zwojach drut kolczasty za stodołą, to mi pomożesz przenieść, bo się przyda na ogrodzenie. Ojciec powiedział, że dobrze, ale jeszcze zagadał się z innym żołnierzem. Wypytywał go, do czego będziemy wracać, co z tego Augustowa jeszcze zostało i nagle wybuch. Nasz gospodarz sam ten drut przeciągać poszedł, a tam były miny i każdy kawałek jego ciała był naszpikowany drutem. Ta sytuacja prześladowała mnie przez całe lata. Wiele przeżyć mnie prześladowało, ale to szczególnie. Kto inny nas odwoził do Augustowa, chociaż to on miał nas odwieść. Najpierw jechali ranni, potem przez kogoś on był wieziony na saniach i potem my jechaliśmy w tym orszaku. Nie można było zboczyć z drogi, która już rozminowana. Naokoło jednak miny i o krok nie można było zjechać z drogi. I tak powoli docieraliśmy do Augustowa, żeby znaleźć dach nad głową. Tam znowu w domu pradziadków, u Wincentego Szczęsnowicza się zatrzymaliśmy. Jak Kazimierz wracał z Syberii, to trzeba było i tamto miejsce opuścić. Myśmy mieli dom przy oborze, z tym że jak już zaczęłam pracować, wybudowano werandę, która ozdabiała nasz budynek i kiedyś, jak się brali do wywłaszczenia, przyszedł inżynier Kostrzewski. Ręką machnął i powiedział a co to za architektura? A ja mówię powojenna panie inżynierze, powojenna. Razem z krowami, razem z końmi, czasem z kurnikiem i tak trzeba było w ciasnocie jednak mieszkać i w ogóle włączyć się aktywnie do życia.

Tajna nauka i miłość do książek

Swoje tajne nauczanie wspominam jako dobrodziejstwo losu, bo moja ciotka była wymagającą nauczycielką, mieszkała na Rajgrodzkiej i ojciec nieraz jak jechał na pole, to mnie woził i odwoził. Chodziłam też sama, bardzo lubiłam czytać. Moja mama miała skończoną szkołę rolniczą w Dąbrowie Zduńskiej koło Łowicza i to czytanie książek, zainteresowanie książkami w domu było już w dzieciństwie, weszło mi w krew. Czytanie pozwalało kształtować konkretne zainteresowania. Dlatego zdawałam na studia i chciałam uczyć polskie dzieci języka polskiego

Czas Obławy Augustowskiej

Wydawało się, że mamy już tak wiele za sobą, a potem przyszedł czas obławy i nowe aresztowania, nowe prześladowania. Taki to był niespodziewany rozdział w życiu Augustowa, augustowianie ginęli bez śladu.

Kiedyś uczeń maturzysta, zapytał mnie, jak rodziny się z tym pogodziły, jak to przeżyły? Powiedziałam, że wszyscy myśleli, że oni wrócą, bo jednak z Syberii były powroty po latach. Kto podpisał obywatelstwo radzieckie, wracał w sześćdziesiątym pierwszym roku. Była nadzieja, że wrócą, a jednak nigdy nie wrócili i nawet nie wiadomo, gdzie zostali pochowani, gdzie ich ta ziemia przykryła. Obława Augustowska to są wydarzenie bardzo tragiczne w naszej historii, ale też historii mojej rodziny.

 

Powojenne bomby

Po wojnie ojciec kiedyś zawadził pługiem i myślał, że to kamień, ale zobaczył bombę. Pobiegł na milicję, zabrał konie, bo saperzy z Ełku mieli przyjechać za jakiś czas. Przy budowie domu Marty też wykopano bombę i saperzy przyjeżdżali z Giżycka. Na tym terenie przedmieścia Augustowa znaleziono ileś tych bomb.

 

Rozmowę przeprowadził Krzysztof Przekop

Spisała i opracowała Beata Perzanowska

 

 

 

 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDwa spotkania z Łukaszem Barysem
Następny artykułDzisiaj Międzynarodowy Dzień Pizzy! To jak, świętujemy?