Miniona noc była bardzo trudna dla sadowników i plantatorów. W niektórych miejscach temperatura spadła do nawet -8 stopni Celsjusza, a przecież w trakcie Wielkanocy został pobity rekord ciepła – w Tarnowie było 26,4 st. C. Gwałtowne zmiany pogodowe uderzają w plony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na szczęście noc minęła spokojnie. Nie spałem, bo obserwowałem sytuację i temperaturę. Nad centralną Polską były chmury i chyba to nas uratowało. U nas temperatura nie spadła poniżej zera, najniżej było 0,3 stopni Celsjusza – przyznaje w rozmowie z WP Finanse Krzysztof Czarnecki, sadownik spod Mszczonowa (woj. mazowieckie), wiceprezes Związku Sadowników RP, który w swoim sadzie ma czereśnie.
– Nie mamy jeszcze kwiatostanów, więc mimo przymrozków, problemy są niewielkie. Może dopiero jak rozkwitną, to będzie widać bardziej nabrzmiały pąk, co będzie oznaczało, że delikatnie przymarzł. U nas było około -2 i -1 st. C – przekazuje nam Michał Gmys z Gospodarstwa Ogrodniczego GMYS we wsi Wtelno (woj. kujawsko-pomorskie), który zajmuje się uprawą truskawek.
Niektórzy dzielą się swoimi wrażeniami z nocy przymrozków również na Facebooku.
Gdzie są największe straty? Południe i zachód Polski dotknięte przymrozkami
Czarnecki dodaje, że tej nocy było bardzo źle w sadach w okolicach Wrocławia, Sandomierza i Opola Lubelskiego. To właśnie nieopodal stolicy Dolnego Śląska termometry pokazywały -8 st. C.
Z kolei Gmys wskazuje, że z trudną sytuacją mierzyli się plantatorzy truskawek w zachodniej Polsce. W niektórych miejscach przymarzły nawet poprzykrywane truskawki.
Sadownik otwarcie przyznaje, że przy aż tak niskiej temperaturze “jest dramat”, ale wszystko zależy od stadium – czy mamy zawiązek, czy kwiatek. – W przypadku kwiatków najczęściej przemarza podstawa słupka i słupek. W takich owocach jak jabłko, czereśnie i śliwki zawiązki robią się czarne i od razu obumierają odpadają – tłumaczy.
Jest szansa odratować taki owoc, ale pod warunkiem, że spadki temperatury były krótkotrwałe i owoc nie przemarzł całkowicie. – Są specjalne nawozy i środki, możemy opryskać i przed i po, ale to jest wielka loteria – przekonuje.
Fatalna sytuacja z jabłkami. “Nie wiemy, co będzie dalej”
Jak podkreśla Czarnecki, w przypadku jabłek sytuacja jest nieciekawa. – Przy jabłkach nie było owadów, bo ani trzmiel, ani pszczoła murarka nie wyjdzie przy temperaturze 5 stopni Celsjusza. To dla nich zbyt chłodno, więc jabłka są niezapylone. Kwitnienie przypadło w zimnym okresie i nie wiemy, co będzie dalej. Nawet te sady, których nie dotknęły kilkustopniowe mrozy, mogą mieć problem z opadającymi zawiązkami – zaznacza.
Początek sezonu okazał się trudny, a problem polega na tym, że to właśnie od startu zależy w dużej mierzy sukces w kolejnych tygodniach i miesiącach. – Latem powinniśmy zbierać owoce, a może się okazać, że niektóre sady będą puste – przyznaje sadownik.
Przymrozki wpłyną na ceny. “Owoce będą droższe”
Dynamicznie zmieniająca się pogoda sprawi, że podaż będzie o wiele mniejsza.
Z tego, co słyszę od kolegów sadowników z innych regionów, to naprawdę jest źle. Na pewno nie będzie normalnego urodzaju. Owoców będzie mniej, a to się wiąże z wyższymi cenami. Tym bardziej, że dochodzą do nas głosy z Europy, że też pojawiły się przymrozki – ubolewa Czarnecki.
W tym kontekście zwraca też uwagę na trudną sytuację sadowników. Jak wskazał, stawki ubezpieczenia tak poszły do góry, że “mało którego sadownika stać na ubezpieczenie czereśni, a tym bardziej jabłoni”.
Jak ochronić się przed przymrozkami?
Sposobów na uchronienie się przed przymrozkami jest kilka. Sadownik wskazuje, że są specjalne maszyny zasilane gazem lub olejem napędowym. Paliwo się spala i dzięki temu można ogrzewać powietrze w sadzie.
– Takiego sprzętu należy użyć jeszcze przed pojawieniem się przymrozków. Następnie jeździmy do samego rana i grzejemy, są to urządzenia dość kosztowne – tłumaczy.
Jak wskazuje, sam kilka dni temu część sadu chronił maszyną, a resztę ogrzewał ogniskami. Są rozpalane tylko wtedy, kiedy już wiadomo, że temperatura jest niska i będzie dalej spadać. – W piątek w jednym miejscu rozpaliliśmy nieduże ognisko, na większych drzewach nie było to koniecznie. Wczoraj akurat zapadła decyzja, że nie rozpalamy i okazało się to trafioną strategią – przyznaje.
Rozpalanie ognisk to dość stara metoda, którą stosują także inni sadownicy:
Poza tym można zakładać zraszanie nadkoronowe, ale to wiąże się ze zużyciem bardzo dużej ilości wody – to 30 tys. litrów na hektar w ciągu godziny. – Po takiej nocy sad praktycznie płynie, a to się wiąże też z występowaniem chorób, więc jest ryzyko – zwraca uwagę.
Jak już pisaliśmy w WP, Bartłomiej Milczarek z zarządu Stowarzyszenia Polskich Plantatorów Borówki przyznał, że jedne metody ochrony przed przymrozkami są bardziej skuteczne, inne mniej. Najprostsze to okrywanie krzewów. Inna z metod polega na odpowiednim dokarmianiu dopąkowym, dolistnym, kwiatów czy małych zawiązków, dzięki czemu są w stanie wytrwać temperatury nieco niższe.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS