1. Lectio
Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi
pieśń o Jego miłości ku swojej winnicy!
Przyjaciel mój miał winnicę
na żyznym pagórku.
Otóż okopał ją i oczyścił z kamieni
i zasadził w niej szlachetną winorośl;
pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł.
I spodziewał się, że wyda winogrona,
lecz ona cierpkie wydała jagody.
Teraz więc, o mieszkańcy Jeruzalem
i mężowie z Judy,
rozsądźcie, proszę, między Mną
a między winnicą moją.
Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej,
a nie uczyniłem w niej?
Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała,
ona cierpkie dała jagody?
Więc dobrze! Pokażę wam,
co uczynię winnicy mojej:
rozbiorę jej żywopłot, by ją rozgrabiono;
rozwalę jej ogrodzenie, by ją stratowano.
Zamienię ją w pustynię,
nie będzie przycinana ni plewiona,
tak iż wzejdą osty i ciernie.
Chmurom zakażę spuszczać na nią deszcz».
Otóż winnicą Pana Zastępów
jest dom Izraela,
a ludzie z Judy szczepem Jego wybranym.
Oczekiwał On tam sprawiedliwości, a oto rozlew krwi,
i prawowierności, a oto krzyk grozy.
(Iz 5,1-7)
2. Meditatio
Przyjaciel mój miał winnicę
Obraz Kościoła nie jest jakimś mniej lub bardziej nośnym symbolem, z którym dziś, w trzeciej dekadzie XXI wieku możemy się utożsamić lub nie. Obraz Kościoła jest tym, co o nim samym, o jego naturze, tworzących go procesach objawia nam Bóg. To podstawowe założenie – które kształtuje, ustawia nasz kąt widzenia. Drugie, równie ważne jest takie, że Bóg, o którym tu mówimy, ten Kościół kocha. Tak więc zawsze mówiąc o Kościele, poruszamy się w przestrzeni tej miłości.
Łatwo to dostrzec choćby w tym klasycznym Izajaszowym tekście. Czy właściciel winnicy traktuje ją li tylko jako pewien stan posiadania, to, co ma przynosić dochód? Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie. Opisana tu relacja z winnym krzewem przekracza prosty bilans zysków i strat, do którego przecież jako posiadacz ma prawo. Pewna natarczywość w trosce o winnicę, pewna pasja ukazują właściciela jako kogoś zaangażowanego. Tak jakby stawiał wszystko na jedną kartę. Nawet słuszny gniew zdaje się świadczyć bardziej o tym, że naprawdę mu zależy, niż o chęci zniszczenia.
Co jeszcze uderza w tym obrazie? Całkowita zależność winnicy od Pana Zastępów. Całkowita. Nie ma tu żadnych niuansów, cieniowań, gdybań. Nieokopany, zostawiony odłogiem, bez wieży i tłoczni – dom Izraela nic nie znaczy. Niezmoczony deszczem, pozbawiony ochronnego ogrodzenia, wśród ostów i cierni – szczep winny, nawet ten najszlachetniejszy, nie ma żadnych szans na rośniecie i owocowanie. To ta zależność określa, kim jesteśmy, kim możemy się stać. Poza tą relacją istnienie chrześcijan, istnienie Kościoła przestaje mieć jakikolwiek sens. Sami z siebie nic nie możemy zrobić, niczemu zapobiec, do niczego się nikomu nie przydamy.
Przyzwyczajeni jesteśmy na obraz winnego krzewu patrzeć jak na los jednostek – oderwane od Boga niszczeją, tak, ale to ciągle w naszej świadomości są jacyś „oni”: grzeszni, słabi, zmarnowani. U Izajasza winnica jest zbiorowością, tworzy całość. To nie on, nie ja, lecz my, chrześcijanie, otrzymaliśmy wszystko, aby dojrzewać, być chlubą Boga – a wydaliśmy cierpkie jagody.
Nie jest łatwo usłyszeć taką pieśń u progu adwentu. Rozlew krwi i krzyk grozy to nie są obrazy, które chcemy kojarzyć z Kościołem. Radzi byśmy patrzeć na niego jak na coś zdrowego pośród zepsucia świata. Tu jest raczej niespodziewana bezpłodność, bezruch, wewnętrzna śmierć. Stało się coś strasznego – tak, to prawda. Ale jako Kościół, jako chrześcijanie, znowu – jak zawsze – jesteśmy dzisiaj zdani na wolę Tego, który może zrobić z nami co zechce. Zatrzymać deszczowe chmury, ale i okopać, przyciąć, oczyścić z kamieni.
więcej »
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS