A A+ A++

Gdy 6 sierpnia 1945 r. o godzinie 8.15 Amerykanie zrzucili na Hiroszimę pierwszą bombę atomową „Little Boy”, Kazunaru Miyake – później znany jako Issey Miyake – był w szkole. Atak zmiótł miasto z powierzchni ziemi, szacuje się, że kosztował życie 70–140 tys. osób. Siedmiolatek wyruszył samotnie przez ruiny, poszukując matki. Nie zginęła od razu, jednak zmarła z powodu napromieniowania trzy lata później. On przeżył. Chorował, wyraźnie utykał, ale żył. Mógł opowiedzieć światu swoją historię. Nie była to jednak opowieść o śmierci, ale o życiu. Jaskrawe czerwone światło zastąpiły jaskrawe, optymistyczne kolory, a lęk ustąpił radości.

Miyake o tamtym poranku zaczął dopiero mówić u progu ostatniej dekady życia. Miał zasadę, że nie odpowiada na pytania o Hiroszimę, w 2009 r. poczuł jednak, że musi zabrać głos. Ujawnił, że to eskapizm sprawił, że w ogóle zajął się projektowaniem.

W swoim tekście dla „New York Timesa” napisał wtedy: „Nigdy nie zdecydowałem się podzielić wspomnieniami ani myślami z tamtego dnia. Próbowałem, choć bezskutecznie, zostawić je za sobą, woląc myśleć o rzeczach, które można stworzyć, a nie zniszczyć, i które niosą ze sobą piękno i radość. Skupiłem się na projektowaniu odzieży po części dlatego, że to kreatywny format, nowoczesny i optymistyczny”.

Miyake zmarł na raka wątroby dzień przed kolejną rocznicą ataku na Hiroszimę. Zostawił po sobie prężnie działające imperium biznesowe, projekty wypełniające sale nowojorskiego MoMA i londyńskiego V&A, perfumy, które ktoś na świecie kupuje co pięć minut, a przede wszystkim osobny rozdział w historii sztuki. Nie mody, ale sztuki właśnie. Miyakego trudno nazwać po prostu projektantem. Był też designerem, performatorem, patronem ginących tradycji ludowych, kapłanem nowoczesnych technologii i architektem, który przerzucił most między Wschodem a Zachodem.

Miyake swój sukces zawdzięcza pracy, ale też i odrobinie szczęścia. To cud gospodarczy sprawił, że Zachód sobie przypomniał o Japonii.


Miyake swój sukces zawdzięcza pracy, ale też i odrobinie szczęścia. To cud gospodarczy sprawił, że Zachód sobie przypomniał o Japonii.

Fot.: Getty Images

Jego kreacje nosili m.in. Grace Jones, Zaha Hadid, Lewis Hamilton, a przede wszystkim Steve Jobs. Uniformy, które Miyake stworzył dla pracowników japońskiej fabryki Sony, tak się Jobsowi spodobały, że i jemu się zamarzyło odziać swoich podwładnych w jednolite kamizelki od tego samego projektanta. Ostatecznie w Cupertino został wygwizdany, niemniej Miyake dostał wtedy zamówienie na około sto gol … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSiergiej Szojgu o częściowej mobilizacji w Rosji. Podał liczby
Następny artykułIssey Miyake. Geek świata mody