34-letni Alixson Mangundok niedawno wrócił z Japonii, gdzie pracował odkąd skończył 18 lat. Na malezyjskim lotnisku w mieście Kota Kinabalu sprawdzono mu temperaturę. Przeprowadzono także szybki test na obecność koronawirusa. Ponieważ nie dał on jednoznacznego wyniku, mężczyznę poproszono, aby udał się do szpitala zakaźnego na bardziej szczegółowe badania. Lekarze podkreślili, że w trakcie oczekiwania na wyniki 34-latek nie musi przebywać w centrum kwarantanny i może poddać się domowej izolacji.
Aby nikogo nie zarazić mężczyzna postanowił przejść do domu…na piechotę. Poprosił jedynie krewnych o zajęcie się jego bagażem. – Nie wiedziałem, czy jestem zdrowy czy chory. Nie chciałem wchodzić do autobusu. Do domu miałem tylko 120 km, jestem przyzwyczajony do długich marszów i wysiłku fizycznego, ponieważ przez lata pracowałem na farmach – tłumaczył.
Alixson Mangundok dotarł do domu po trzech dniach. Odpoczywał na przystankach autobusowych. Kilka razy zatrzymała go policja, a funkcjonariusze pytali o cel podróży. Mężczyźnie towarzyszył pies, którego przygarnął po drodze. Ostatnie 50 kilometrów pokonał w podstawionym przez krewnych samochodzie, który sam prowadził. – Udałem się do chaty, nie spotkałem się z nikim z moich bliskich. Nie chcę ich narażać dopóki nie będę miał pewności, że jestem zdrowy – podkreślił.
Czytaj także:
Nowożeńcy utknęli na rajskiej wyspie na Malediwach. To jedyni goście w luksusowym kurorcie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS