W momencie, w którym rolnicy wrzucili do ognia trumnę z podpisem “rolnik”, a następnie – szczerze mówiąc nie bardzo wiem, jak – kilku mężczyzn wyjęło ją z płomieni i próbowało przerzucić przez barierki odgradzające teren KPRM-u, zrozumiałem, że to nie będzie zwykły protest.
Opinie publikowane w naszym serwisie wyrażają poglądy osób piszących i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji
Muszę pisać powoli, ponieważ skóra na rękach i twarzy wciąż mnie piecze. Dostałem gazem łzawiącym. W uszach świszczy od huku petard, które wybuchały tuż nad moją głową.
A miał to być zwykły protest. Może nie zwykły, bo duży i politycznie istotny, ale jeszcze rano nie spodziewałem się, że będę musiał uciekać przed lecącymi w moim kierunku granatami hukowymi.
Protest rolników w Warszawie. Petardy, race, płonące opony
Kiedy przyszedłem pod KPRM, na godzinę przed oficjalnym rozpoczęciem demonstracji, wszystko wyglądało jeszcze spokojnie. Nawet zauważyłem mniej rac i petard hukowych niż tydzień wcześniej. Ale to trwało do momentu, w którym zobaczyłem unoszący się nad demonstracją gęsty dym. To były płonące opony, do których cały czas protestujący dorzucali kolejne rzeczy: butelki, jakieś śmieci, papiery, ale przede wszystkim race i petardy hukowe, których wybuchy wzniecały grzywy ognia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS