Zaczęło się od znalezienia dwóch ciał. Potem kolejnych trzech. Młode, 20-kilkuletnie kobiety. Uduszone i porzucone w okolicach rzeki Green River w hrabstwie King w stanie Waszyngton. Kobiety, jak się później okazało, były prostytutkami. Policja szybko doszła do wniosku, że ma do czynienia z seryjnym zabójcą. W 1982 r. szeryf powołał grupę zadaniową, której przewodził Dave Reichert – policjant z 10-letnim doświadczeniem.
Reichert był na każdym miejscu zbrodni. Zbierał znalezione szczątki i za punkt honoru obrał sobie znalezienie sprawcy. Śledztwo w sprawie zabójcy trwało latami. Pracowało nad nim dziesiątki detektywów. Wydano ponad 15 mln dolarów. I dopiero po 19 latach udało się dojść do prawdy. O tym, jak się to stało, opowiada pierwszy odcinek nowej serii dokumentalnej Netfliksa – “Dorwać mordercę”.
Atmosfera przerażenia
Powiecie, że na Netfliksie jest już tyle serii “true crime” (pisaliśmy o nich tu, tu, tu i np. tu), że kolejna nie może wnieść nic nowego, a ja wam powiem, że otóż niespodzianka – może. Twórcy “Dorwać mordercę” skupiają się w 100 proc. na śledczych, którzy doprowadzili do schwytania seryjnych zabójców, o których powstały już osobne seriale czy filmy Hollywoodzkie. W tej serii nie ma romantyzowania przestępców, nikt tu nie robi z nich bohaterów. Są za to historie detektywów, którzy własnymi rękami zbierali szczątki ich ofiar.
Pierwszy odcinek to historia o tym, jak doprowadzono do schwytania Gary’ego Ridgway’a, odpowiedzialnego za śmierć 49 kobiet. Pierwsze ciała znaleziono w 1982 r. Z miesiąca na miesiąc ofiar przybywało. “Zabił 20 razy w ciągu 21 miesięcy. To największa liczba morderstw w historii Ameryki” – opowiadali prezenterzy telewizyjni w wieczornych programach.
Panowała atmosfera przerażenia, podkręcana dodatkowo jeszcze przez media, które wywierały presję na śledczych. Doszło do tego, że gdy policja objęła nadzorem jednego z podejrzanych, dziennikarze dowiedzieli się o tym, pojechali z kamerami do podejrzanego i nadawali relacje sprzed jego domu, robili z nim wywiady i programy specjalne. Poza tym organizowane były masowe protesty kobiet, które uważały, że policja celowo nie robi nic w śledztwie, bo ofiarami były prostytutki.
Dave Reichert, który dowodził grupą specjalną, wspominając o protestach przed kamerami Netfliksa, zaczął płakać. “Kiedy twoim zadaniem jest zbieranie ludzkich szczątków… Każde życie jest cenne” – wydusił z siebie.
Dowody z zamrażarki
Przełomem w sprawie miał być moment, w którym na policję zgłosiła się młoda kobieta, która została napadnięta. Cudem uniknęła uduszenia. W tym samym czasie jeden z funkcjonariuszy badał akta częstych klientów prostytutek. Dziewczyna ze zdjęć dołączonych do akt wskazała na Gary’ego Ridgway’a.
Potem następują sceny jak z każdego filmu kryminalnego: szybkie zatrzymanie, przesłuchanie, ustalenie, że podejrzany ma na koncie przestępstwa. Roiło się od poszlak. Ridgway był przed laty skazany za uduszenie prostytutki. O tym zdarzeniu z przeszłości mężczyzna opowiadał przerażająco rzeczowo. Spokojnie tłumaczył funkcjonariuszom, co zrobił tamtej kobiecie.
Przeszukano jego dom, ale nic nie znaleziono. Pobrano od niego próbki śliny, by porównać to z materiałem DNA sprawcy (na ciałach ofiar znaleziono spermę), ale technika nie była tak rozwinięta, by dać jednoznaczną odpowiedź. Brakowało jednego twardego dowodu, że sprawca i Ridgway to ta sama osoba. Tymczasem odnajdywano kolejne ciała.
Był 1984 r. Ridgway przeszedł test wariografem – kolejny raz nie dając śledczym powodu do zatrzymania. Pobrane od niego próbki śliny i włosów trzeba było zamrozić, a podejrzanego wypuścić na wolność.
60 śledczych pracowało nad sprawą 49 zabójstw. Wydano na ich pracę ponad 15 mln dolarów. W końcu śledztwo praktycznie zakończono. Sprawą na pełen etat zajmował się już tylko jeden człowiek. I tak przez niemal dekadę. W 1997 r. nowym szeryfem został Reichert, który wreszcie miał autorytet i władzę, pozwalającą mu na wznowienie śledztwa.
W międzyczasie doszło do istnej rewolucji w technologii, która sprawiła, że wystarczyła kropla krwi albo ślad spermy, by wskazać sprawcę. Takie próbki leżały od dekady w zamrażarce. I w końcu można było je w odpowiedni sposób zbadać.
Dowody policja miała cały czas pod ręką. Ustalenie, że sprawcą jest Ridgway nie trwało już długo. W listopadzie 2001 r. mężczyznę aresztowano pod zarzutem zamordowania 4 kobiet, których ciała odnaleziono prawie 20 lat wcześniej jako pierwsze. Dwa lata później, gdy Ridgway stanął przed sądem, policja przypisała mu popełnienie 49 morderstw. Gary Ridgway poszedł na ugodę. W zamian za to, że wskaże miejsca, gdzie porzucił wszystkie ciała i wyzna, ile kobiet tak naprawdę zabił, nie zostanie mu odebrane życie. Po tej ugodzie odnaleziono faktycznie jeszcze wiele ciał – część ofiar to były nastolatki – ale i tak mówi się, że Ridgway mógł zabić 70 albo i więcej kobiet.
Zamiast na śmierć, Ridgway’a skazano na 48 wyroków dożywocia.
W “Dorwać mordercę” nie usłyszycie o tym, jak wyglądała przeszłość zabójcy i co mogło sprawić, że popełnił tak wiele zbrodni. Pominięto kompletnie fakt, że Ridgway był najprawdopodobniej molestowany przez matkę, o której śmierci latami fantazjował. Ani o tym, że podczas wojny w Wietnamie tak często był klientem prostytutek, że nabawił się rzeżączki. Nic o jego dwóch nieudanych małżeństwach czy też o tym, że w pewnym momencie swojego życia stał się fanatykiem religijnym i jednocześnie seksoholikiem. Nikt nie wspomina o tym, że Ted Bundy pomagał w pewnym sensie śledczym dowodzonym przez Reicherta.
Tym razem Netflix oddaje głos śledczym – ludziom, którzy nawet po ponad dwóch dekadach od znalezienia ciał nie są w stanie bez zająknięcia się mówić o tym przed kamerami. W tej serii przestępcy nie są gwiazdami.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS