Policyjne raporty dotyczące kolejnych tragicznych zdarzeń, do których dochodzi nad jeziorami, rzekami czy morzem, mrożą krew w żyłach.
W ostatni weekend utonął 25-letni mężczyzna z Gdańska, który odpoczywał nad jeziorem Piła w Bornem Sulinowie. Wcześniej nad zbiornikiem świętował wraz kolegami urodziny jednego z nich. Gdy mężczyzna nie wyszedł z wody, jego znajomi wezwali pomoc. Po upływie trzech godzin z wody wydobyto ciało.
Także w ten weekend do tragedii doszło na jeziorze Dargin na Mazurach. Służby z Węgorzewa poinformowały, że w jeziorze utonął 18-latek ze Szkocji. Młody mężczyzna bawił się wraz ze znajomymi na pokładzie jachtu, ale postanowił popływać i zszedł po drabince do wody. W pewnym momencie jego znajomi zauważyli, że mężczyzna zaczyna tonąć. W czasie akcji poszukiwawczej zlokalizowano jego ciało, które znajdowało się ok. 300 m od brzegu, na dużej głębokości.
Tylko w minioną niedzielę żywioł zabrał życie 7 osobom. Mimo ostrzeżeń, które ponawiane są każdego roku, od początku kwietnia do końca minionego weekendu policja w Polsce odnotowała w sumie aż 174 utonięcia.
Do utonięć doszło w województwach: świętokrzyskim, zachodniopomorskim, pomorskim, podlaskim, dolnośląskim oraz kujawsko-pomorskim. Wiele z podobnych tragedii ma wspólny mianownik. Wśród najczęstszych przyczyn tragedii ratownicy wymieniają: kąpiele w miejscach niestrzeżonych albo niedostosowanie się do poleceń ratowników, pływanie po spożyciu alkoholu, wchodzenie do wody po obfitym posiłku czy po nagrzaniu ciała na słońcu, co wywołuje szok termiczny.
Często winna jest też brawura oraz przecenianie własnej sprawności albo umiejętności. Nie pomagają przy tym prośby ani groźby. Powszechny jest lekceważący stosunek wobec osób, które odpowiedzialne są za bezpieczeństwo.
– Niestety, nasza opinia o urlopowiczach zarówno miejscowych, jak i zamiejscowych, jest nie najlepsza. Co roku ratownicy mają te same problemy – nierespektowanie czerwonej flagi i innych znaków zakazujących kąpieli, alkohol, brawura, przecenianie własnych sił, niedocenianie potęgi wody, brak logicznego myślenia – tłumaczy Joanna Szulc, asystent zarządu w Pomorskim WOPR. – Rodzice w letnim rozluźnieniu nie pilnują dzieci, nastolatki prześcigają się w głupich pomysłach, jak: skakanie z falochronów, palisad czy pomostów typu molo. Wiele osób niestety wyłącza myślenie i nastawia się na spędzanie czasu według własnych zasad. Dominuje filozofia: “skoro już jestem tu, nad morzem, to nikt i nic mnie nie powstrzyma przed niczym”.
Podobna opinia w środowisku osób pracujących w ratownictwie wodnym nie jest odosobniona. Jeśli nawet widać pozytywny kierunek zmian po licznych kampaniach podnoszących kwestię bezpieczeństwa, to zachodzą one zbyt wolno.
– Zwiększa się świadomość urlopowiczów w tym zakresie, jednak dalej nie jest na zadowalającym poziomie – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Patryk Wiklak, koordynator WOPR Województwa Zachodniopomorskiego. Dodaje, że łamanie zasad dotyczących bezpiecznego wypoczynku wciąż jest na porządku dziennym, a czymś powszechnym jest relaks plażowiczów poza obszarem strzeżonym. Niektórzy uważają, że tam można więcej.
– Wszystkie kąpieliska morskie są przygotowane na osoby kąpiące się poza strefą kąpieliska. Na plażach niestrzeżonych często prowadzone są patrole. Wszystko przez fakt, że więcej ludzi topi się na kąpieliskach niestrzeżonych. Osoby takie nie wykonują prewencyjnych zaleceń ratowników wodnych, dotyczących m.in. pływania najdalej do żółtych boi (maksymalnie 4 m głębokości), wchodzą do wody pod wpływem alkoholu i wypływają na materacach. Są zatem utrudnieniem i wyzwaniem dla bezpieczeństwa nad morzem.
Obserwacje dotyczące katalogu zachowań niepożądanych, naruszających bezpieczeństwo w obszarze kąpielisk, potwierdza Joanna Szulc. – Do klasyki lata należy picie alkoholu na plaży, co w połączeniu z wysoką temperaturą otoczenia stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia i życia. Nagminne jest zjawisko, gdy pomimo czerwonej flagi czy uwag ratowników, ludzie i tak się kąpią – bo przecież nie po to jechali tyle kilometrów, żeby teraz rezygnować z kąpieli – lub, co gorsza, idą poza kąpielisko strzeżone – mówi.
Brak stosowania się do zaleceń ratowników to niejedyny grzech osób wypoczywających nad wodą. Często nie kończy się zatem ostentacyjnym ignorowaniem uwag tych, którzy pilnują kąpielisk, ale pojawiają się też adresowane do nich aroganckie i wulgarne komentarze. Wielu zapomina o tym, że wykonują oni swoje obowiązki i są na miejscu po to, by zagwarantować bezpieczny relaks nad wodą, a nie po to, by utrudniać innym życie.
– Turysta potrafi np. rzucić do ratownika: “Nie będziesz mi tu, lamusie, zakazywał kąpieli! Ja specjalnie z Katowic przyjechałem i się wykąpię w morzu” – opowiada Patryk Wiklak.
Niestety agresja w stosunku do ratowników, którzy starają się zwracać uwagę na niebezpieczne zachowania, to niechlubny standard urlopowy. – Normą są uwagi pokroju: “Co mi taki szczyl będzie rozkazywał?!” – dodaje Joanna Szulc z Pomorskiego WOPR. – Odnoszą się one do wieku ratowników, którzy w większości są młodymi ludźmi. Ich uwagi wzbudzają zatem agresję, ludzie się awanturują, że “co mu taki młodziak będzie mówił”. Tymczasem ratownik, by stanąć na plaży, musi przejść ciężkie szkolenie z zakresu ratownictwa wodnego oraz zdać egzamin i uzyskać tytuł ratownika wodnego. Musi też ukończyć kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy. Ci młodzi ludzie naprawdę mają wiedzę i ich celem nie jest psucie urlopowiczom wakacji, tylko troska i dbałość, aby szczęśliwie, w komplecie wrócili po urlopie do domu.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze brawura i popisywanie się przed innymi. Czymś nie do pomyślenia jest dla niektórych korzystanie ze zwyczajowych zabezpieczeń, które jawią się jako ujma na honorze albo powód do wstydu.
– Przy uprawianiu sportów wodnych używanie kamizelek asekuracyjnych jest całkowicie lekceważone – zauważa Joanna Szulc. – Brawurę i przecenianie swoich sił i umiejętności widać na co dzień. Przykład? Jesteśmy na zatoce, jakieś 1,5 mili od brzegu, widzimy windsurfera, który kiepsko sobie radzi i co chwilę wpada do wody. W tym czasie wieje dość silny wiatr, dzień nie należy do najupalniejszych. Podpływamy pontonem. Człowiek ma na sobie jedynie szorty. Ani kamizelki, ani pianki, nic. Pytamy, dlaczego nie ma kamizelki i czy pomóc mu dostać się do brzegu, bo jest dość daleko. Odpowiedź? “Absolutnie nie”. Stwierdza, że da radę, bo on już od dawna pływa, a najlepiej będzie, jak my odpłyniemy i nie będziemy mu przeszkadzać. Poczekaliśmy, aż się wdrapie na deskę i z dystansu asekurowaliśmy w kierunku brzegu. Na szczęście dopłynął, ale co by było, gdyby spadł z deski, został uderzony bomem? Bez kamizelki nie miałby szans na przeżycie.
Poza niekulturalnymi odzywkami i brawurą ratownicy często muszą się też mierzyć z beztroską. Przykładu nie trzeba szukać daleko. Lipcowy weekend w letniej stolicy Polski, do wody wchodzi 35-letnia kobieta, ale nikt nie widzi momentu jej wyjścia. Do akcji wkraczają służby ratownicze, a osoby wypoczywające na plaży przystępują do poszukiwań. 120 osób tworzy “łańcuch życia”.
– 35-latka była z rodziną na plaży, poszła się kąpać i… nie wróciła. Rodzina zgłasza zaginięcie. Kilkanaście jednostek pływających rusza na poszukiwania, na plaży patrole piesze, policja, dron, quady. Po 3 godzinach kobieta odnajduje się na pobliskim parkingu. Popływała i poszła sobie na spacer, nie informując rodziny – relacjonuje Joanna Szulc. Niestety, historia z Sopotu, o której w minionych tygodniach informowały media, to nie jedyny przykład takiej bezmyślności. – Innym razem dostaliśmy zgłoszenie, że znaleziono kite’a na wodach zatoki. Jednostki ruszają na akcję poszukiwawczą, a wkrótce potem okazuje się, ze właściciel sprzętu… siedzi w knajpie i świetnie się bawi, w czasie gdy ratownicy przeczesują wody zatoki.
Przedstawiciele służb ratowniczych przyznają, że ten brak rozwagi nad wodą bardzo często odbija się na poziomie bezpieczeństwa najmłodszych. Ba! Nie brakuje dorosłych, którzy wychodzą z założenia, że na kąpieliskach strzeżonych to ratownicy przejmują funkcję opiekunów ich pociech.
– Rodzice uważają, ze ratownik to namiastka niani i nie zwracają uwagi na swoje pociechy – zdradza przedstawicielka Pomorskiego WOPR. – Np. w jeden z ostatnich weekendów nadeszło wezwanie o zaginionym dziecku, 6-letniej dziewczynce. Rodzice nie mieli pojęcia, czy była na plaży, czy w wodzie. Wszystkie służby postawione w stan alarmowy. Zaczęliśmy poszukiwania na wodzie, na brzegu, z powietrza. Na szczęście tym razem dziecko odnalazło się na plaży. Ale to jednak nie mieści się w głowie, jak rodzic może nie wiedzieć, co robiło jego 6-letnie dziecko.
Nasi rozmówcy przyznali, że choć ratownicy każdemu rzucają się na ratunek z takim samym zaangażowaniem, to w przypadku bezbronnych i niewinnych użytkowników kąpielisk akcje poszukiwawczo-ratownicze mają zawsze najbardziej dramatyczny przebieg.
– Najgroźniejsza sytuacja, z jaką się spotkałem, miała miejsce podczas mojej pracy na jednym z kąpielisk śródlądowych, gdy ratowałem dwie topiące się dziewczynki – wyznał Patryk Wiklak. – Wiedziałem, że jedynym sposobem, żeby opanować sytuację, jest utrzymanie ich głów nad powierzchnią wody, przez co sam nie dawałem rady łapać oddechu. Po 30-40 sekundach doskoczył do mnie drugi ratownik i bezpiecznie odeskortowaliśmy dziewczynki do rodziców. Ratownicy pracujący nad morzem częściej mają sytuacje, gdy muszą prowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową. Prawdą jest, że najbardziej stresujące jest ratowanie dzieci.
Oczywiście skalę zdarzeń z udziałem dzieci można by ograniczyć, gdyby rodzice częściej kierowali się wyobraźnią. Wielu opiekunów tymczasem zdaje się myśleć, że sprawę załatwią atrakcyjne zabawki. Tymczasem gadżety, z których wiele dzieci korzysta, zwłaszcza nad morzem, potęgują niebezpieczeństwo.
– Wielką zmorą ostatnich czasów są duże zabawki pływające – zauważa Joanna Szulc. – To nie są zabawki na otwarte wody. Wystarczy podmuch wiatru, wsteczny prąd i taka zabawka błyskawicznie odpływa od brzegu, stając się pułapką dla dziecka. Ponadto, porwana przez wiatr, z daleka może do złudzenia przypominać tonącego. Ratownicy dostają zgłoszenie o topiącej się osobie, ruszają do akcji, a okazuje się, ze to fałszywy alarm, bo to tylko zabawka.
Czy to oznacza, że nie ma szans na poprawę, a wczasowicze nad wodą będą zawsze kojarzyć się głównie z nieodpowiedzialną postawą? Niekoniecznie. Zdarzają się sytuacje, które napawają go optymizmem.
– Pojedyncze historie pozwalają nam pozytywnie patrzeć w przyszłość. Mam na myśli sytuacje podobne do tej sprzed kilku dni, w Międzyzdrojach. Mimo ładnej pogody, wszyscy kąpielowicze w ciągu 30 sek. wyszli z wody po zmianie flagi na czerwoną. Ta została wywieszona z powodu poszukiwań dziecka i mężczyzny. Obywatelski obowiązek został spełniony w 100 proc. Takie odpowiedzialne zachowania dostrzegamy coraz częściej – zaznacza ratownik.
Joanna Szulc też przyznaje, że nad wodą wypoczywają również osoby, które mogą stanowić wzór do naśladowania: – W ubiegłym roku pewna kobieta zadzwoniła, by zgłosić, że wiatr porwał latawiec do kitesurfingu. Opisała go dokładnie, podała numery sprzętu, kolory itp., żebyśmy wiedzieli, ze jeżeli ktoś go znajdzie na wodzie, to właścicielka jest bezpieczna i nie trzeba alarmować służb. To jest odpowiedzialna postawa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS