Jakie to zwierzęta?
– Psy, koty, gryzonie, króliki, ptaki, ryby, płazy, gady. Gatunków jest bardzo wiele. Do naszej fundacji zgłaszane są króliki, świnki morskie, szczury i myszy. Działamy od 2016 roku, odbieramy zwierzęta z laboratoriów i szukamy dla nich domów. Adoptujemy około tysiąca zwierząt rocznie. Jesteśmy pierwszą, a na pewno jedną z niewielu tego rodzaju fundacji w Europie. Jeśli już takie istnieją, to zajmują się raczej ratowaniem kotów i psów.
W jakich warunkach żyją zwierzęta laboratoryjne?
– Dba się o to, żeby miały jak najlepiej, ale ich życie nie jest kolorowe. Mają ograniczoną ilość bodźców, rzeczy, którymi mogłyby się zajmować. Żyją w mało zróżnicowanym środowisku. Często pojawia się u nich apatia. Szczury żyją stłoczone w niedużych klatkach. Zgodnie z ustawą w każdej klatce powinien być jakiś element wzbogacający: domek czy coś w tym stylu. Ale to wszystko jest minimum. Dostają jedzenie, picie, mają opiekę weterynaryjną. Nie jest tak, że z tymi zwierzętami dzieją się makabryczne rzeczy, ale szczury to bardzo inteligentne zwierzęta, lubią mieć zajęcie, lubią eksplorować otoczenie. A tak siedzą, leżą, nie mają co robić. A potem są zabijane.
Jak to się stało, że się zaangażowałaś akurat w takiej dziedzinie?
– Zawsze interesowałam się losem zwierząt. Byłam wolontariuszką w schronisku, a na studiach zaczęłam się interesować zwierzętami laboratoryjnymi. Zauważyłam, że nie ma w Polsce organizacji, która by się nimi zajmowała. Dowiedziałam się, że na jednym z wydziałów prowadzi się doświadczenia na szczurach, które potem mają zostać zabite. Było ich szesnaście, adoptowałyśmy je z koleżanką, a potem założyłyśmy wydarzenie na fejsie z informacją, że szczury szukają domów. Reakcja nas bardzo pozytywnie zaskoczyła. Pomyślałam, że skoro tyle osób się zaangażowało, to może jest szansa, żeby zacząć poważniej działać w tym kierunku. Nawiązałam kontakty z laboratoriami, pisałam maile z propozycją pomocy. Na początku bali się, że chcemy im robić czarny PR.
Chciałyście?
– Nie. Ludzie, którzy pracują w laboratoriach, nie chcą przecież zabijać tych zwierząt. Po prostu nie mają co z nimi zrobić. Tak to się zaczęło rozkręcać. Dziś w fundacji działa około czterdziestu wolontariuszy, głównie młodzi ludzie. Pracujemy po godzinach, po wykładach, po pracy. Dziś większość laboratoriów w Polsce wie, że istniejemy. Podkreślamy, że nie bojkotujemy laboratoriów, nie protestujemy przeciw ich pracy. Chcemy im po prostu pomóc.
Masz 25 lat, twoje pokolenie dziedziczy świat stojący w obliczu katastrofy klimatycznej. Mówi się, że nadzieja w młodych. Uratujecie nas?
– Jestem pesymistką, bo nikt nas nie słucha, a tymczasem świat naprawdę zmierza w kierunku katastrofy. Rządzący nie są zainteresowani zdaniem młodych ludzi. W Lab Rescue działają głównie młode osoby, cieszy mnie to, że się angażują, nie żyją tylko dla siebie. Ale niestety odpowiedzialność nie spoczywa na młodych, tylko na rządach i wielkich korporacjach. Świetnie, że świadomość społeczna rośnie, ale jeśli świat będzie funkcjonował tak, jak dotąd, to młodzi nie mają szansy. Od lat angażuję się w walkę o przyrodę, klimat, zwierzęta. Coraz więcej osób dołącza do takich ruchów. Coraz częściej ludzie rezygnują z jedzenia mięsa, świadomość rośnie, modnie jest być eko. Nawet wielkie firmy chcą być przyjazne środowisku, bo to się dobrze sprzedaje. Niestety często są to działania pozorne. Firmy reklamują się ekologicznym produktem czy opakowaniem, ale ich ślad węglowy pozostaje bez zmian.
Zastanawiasz się czasem, jak będzie wyglądał świat za 20 lat? Twoje pokolenie będzie dopiero wchodziło w wiek średni, a życie na planecie może być niekoniecznie znośne.
– Jeszcze przed pandemią było głośno o tym, jak będzie wyglądała nasza planeta w 2050 roku. Na mnie to robi ogromne wrażenie, jestem przerażona. Już dziś prawie na pewno wiemy, jak to będzie wyglądało: wielkie ruchy migracyjne, wojny o wodę, głód, epidemie. Nie dziwię się antynatalistom, czyli ludziom, którzy nie chcą mieć dzieci, między innymi z powodów klimatycznych.
Martwię się o przyszłość, mam poczucie, że nadchodzą ciężkie czasy. Współczuję ludziom młodszym ode mnie, bo możliwe, że oni będą mieli jeszcze gorzej. Tymczasem świat, nie wspominając o Polsce, przygląda się temu i niewiele robi. Niby coś się dzieje, ale w większości to działania pozorowane. Każdy stara się ugrać coś dla swojego państwa, a działania międzynarodowe w celu ograniczenia zmian klimatu są liche.
Owszem, jest wielu młodych, którzy się angażują, są świetne inicjatywy – na przykład Dzikie Karpaty, ludzie jeżdżą ratować lasy, starają się powstrzymać wycinkę drzew. Tylko że to są wciąż ci sami ludzie, w gruncie rzeczy wąska grupa. A jak jakiś influencer zrobi cokolwiek, to od razu tysiące ludzi to obserwuje. To chyba kwestia kultury, w której żyjemy. Jakaś laska zrobi sobie zdjęcie, wygląda fajnie, zaraz zdobywa duży hajs i rzeszę fanów. A jak trzeba ratować planetę, to się zgłasza kilkadziesiąt osób. Bardziej jarają nas lajki na instagramie niż to, że ktoś robi coś wartościowego.
Jak przekonać ludzi, żeby się choć trochę zaangażowali?
– Tym, że to nie muszą być wielkie rzeczy. Możesz adoptować zwierzę z laboratorium albo ze schroniska. Możesz próbować powstrzymywać wycinki lasów. Politycy, starsi 30, 40 lat ode mnie robią albo za mało, albo nic. Ważne, żeby ludzie zrozumieli, że na polityków nie ma co liczyć.
W tej chwili Lab Rescue poszukuje chętnych do adopcji szczurów laboratoryjnych. To nic nie kosztuje, szczury są inteligentnymi, fajnymi przyjaciółmi. Wystarczy już taki gest, a świat będzie trochę lepszym miejscem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS