A A+ A++

#RazemPrzetrwamy to miejsce, w którym chcemy zebrać wszystkie wasze małe, średnie i wielkie pomysły na działanie w tym skomplikowanym czasie, na wasze własne, choćby najskromniejsze „tarcze antykryzysowe”. Przeczytaj więcej o akcji.

Jeszcze w marcu wydawało się, że polski ustawodawca nie przewiduje ingerencji w zasady prawa upadłościowego, o którą przedsiębiorcy zabiegali od początku epidemii. Tymczasem 18 kwietnia br. weszła w życie ustawa o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (tzw. Tarcza 2.0), na mocy której wstrzymano termin złożenia wniosku upadłościowego.

Regulacja taka może zmienić kwestię odpowiedzialności członków zarządu. W żaden sposób nie zagwarantuje jednak bezpieczeństwa samego biznesu.

Dla przypomnienia – prawo upadłościowe nakłada na dłużników obowiązek złożenia wniosku upadłościowego w okresie 30 dni od dnia powstania niewypłacalności. Z powodu epidemii koronawirusa zasady te uległy zmianie.

Zobacz także: Potrzeba gotówki nie zniknie, gdy zabraknie firm pożyczkowych. Tylko kto ją wtedy zaspokoi?

Zgodnie z nowym art. 15zzra ust. 1 „specustawy” dotyczącej tarczy antykryzysowej w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii wprowadzonych z powodu COVID-19 bieg terminu do złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega przerwaniu. Po tym okresie termin ten biegnie na nowo (wciąż 30-dniowy).

Aby móc powołać się na nowe zasady, należy jednak spełnić jeszcze dwa dodatkowe warunki:

  1. niewypłacalność musi powstać w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19, 
  2. niewypłacalność musi powstać z powodu COVID-19.

Wstrzymanie opisywanego terminu działa więc jedynie dla tych firm, które zostały bezpośrednio dotknięte epidemią koronawirusa.

Zobacz także: Firma w trybie kryzysowym – instrukcja obsługi

Wakacje upadłościowe – dobry pomysł?

W ogólnym rozrachunku nowe przepisy ocenić należy pozytywnie, priorytet przyznany został bowiem ratowaniu przedsiębiorstw. Choć artykułowi 15zzra nie można odmówić wad, za pozytywną oceną przemawia kilka aspektów.

Po pierwsze, utrata płynności często bywa nietrwała. To oczywiste, że znaczna liczba firm już teraz utraciła płynność finansową i w teorii mogłaby złożyć wniosek upadłościowy. Taki stan nie musi być jednak trwały, a dzięki intensywnej pracy biznes może wyjść na prostą. I o to właśnie chodzi – menedżerowie mogą skupić się na tym, co teraz najistotniejsze – ratowaniu biznesu. Bez presji prawnej i potrzeby ciągłego zastanawiania się, czy już nadszedł moment na wniosek upadłościowy.

Po drugie, ustawowy termin często nie działa jako motywacja do złożenia wniosku upadłościowego.

W praktyce dla wielu firm istnienie 30-dniowego terminu nic nie zmienia. Zarządzający albo świadomie i na własne ryzyko decydują o nieskładaniu wniosku, albo po prostu nie wiedzą o swojej osobistej odpowiedzialności za jego niezłożenie w terminie.

Brak ingerencji w prawo upadłościowe nie oznaczałby więc, że wspomniane wyżej podejście uległoby zmianie. Znakomita część przedsiębiorców walczy do ostatniej złotówki – wnioski byłyby składane więc najpewniej w ostateczności i dopiero po ustaniu epidemii, np. po wykorzystaniu pomocy ze środków publicznych.

Po trzecie, skutki epidemii uwidocznią się dopiero od trzeciego kwartału 2020 r. Niezależnie od wprowadzenia regulacji ryzyko fali upadłości prognozowanej na jesień wciąż istnieje. Nadmierne obłożenie sądów upadłościowych nie jest tajemnicą, a obecnie sądy nie działają regularnie. Z tego względu nawet gdyby wnioski upadłościowe były składane już teraz, ich rozpoznanie nastąpiłoby najpewniej za kilka miesięcy (a więc z dużym prawdopodobieństwem już po wycofaniu stanu epidemii). Funkcja ochronna postępowania upadłościowego (zabezpieczenie majątku dłużnika) mogłaby więc i tak nie zadziałać na czas.

Wreszcie, trudno w czasach epidemii skompletować sformalizowany wniosek. Wniosek o ogłoszenie upadłości wymaga przygotowania szeregu szczegółowych, często finansowo-księgowych załączników. W okresie epidemii ich skompletowanie mogłoby być ze względów operacyjnych niemożliwe. W efekcie dłużnicy nie byliby w stanie złożyć skutecznego formalnie wniosku, a tym samym 30-dniowy termin i tak nie zostałby zachowany.

Zobacz także: Czy przedsiębiorcy mogą przesunąć termin płatności podczas pandemii koronawirusa?

Wakacje upadłościowe mogą się szybko skończyć

Mimo że wprowadzenie art. 15zzra generalnie było właściwym posunięciem, przepis ten nie jest pozbawiony mankamentów.

Ustawa dopuszcza bowiem sytuację, w której rynek zalany zostanie podmiotami niewypłacalnymi, niezobowiązanymi do złożenia wniosku o upadłość. Zagrozi to zatem uczciwości i bezpieczeństwu obrotu. W efekcie takie rozwiązanie prawne może doprowadzić do zatorów płatniczych i łańcucha upadłości. Rozsądni przedsiębiorcy powinni zatem zadbać o odpowiednie mechanizmy ochronne. Dokładny monitoring partnerów handlowych będzie zatem obecnie tym bardziej pożądany.

Co więcej, „Tarcza 2.0” nie ingeruje w żaden sposób w przesłanki niewypłacalności, które wciąż mają charakter obiektywny i mogą wystąpić niezależnie od nowych przepisów. Powoduje to, że do złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości nadal uprawnieni są wierzyciele.

Trzeba również pamiętać, że art. 15zzra nie daje firmom dodatkowego buforu po ustaniu stanu epidemii, co oznacza, że w tym momencie rozpocznie swój bieg 30-dniowy termin do złożenia wniosku upadłościowego. Tymczasem jest to zdecydowanie okres zbyt krótki na odbudowanie płynności finansowej.

Zobacz także: Czy koronawirus zwalnia przedsiębiorców z obowiązku dotrzymania umów?

Co z dłużnikami w restrukturyzacji?

Mimo że ustawodawca dostrzega potrzebę ochrony biznesu przed pochopnymi wnioskami upadłościowymi, nie buduje jednocześnie zachęt do wszczęcia postępowań restrukturyzacyjnych, które mają stanowić przeciwwagę dla upadłości. Restrukturyzowani dłużnicy zostali wręcz wykluczeni z oferowanego przez państwo wsparcia.

Dla przykładu – „Tarcza 2.0” wprost wyłącza z grona jej beneficjentów (m.in. odnośnie do subwencji z PFR) podmioty w restrukturyzacji. Tymczasem bezpośrednio przewidziany dla takich firm projekt ustawy o udzielaniu pomocy publicznej w celu ratowania lub restrukturyzacji przedsiębiorców utknął w Sejmie 26 kwietnia na etapie pierwszego czytania. Ponadto roczny limit wydatków z budżetu państwa na realizację zadań z tej ustawy wynosić ma nie więcej niż 120 mln zł. Już teraz wiadomo zatem, że nie będzie to realne wsparcie. Szkoda, tym bardziej, że sądowa restrukturyzacja może być efektywnym procesem odbudowującym przedsiębiorstwo.

Wszystko to powoduje, że przedsiębiorca może zostać wezwany do powrotu z wakacji upadłościowych – i to w sposób bolesny. Czy mimo tego jednak sami członkowie zarządu mogą liczyć na uniknięcie osobistej odpowiedzialności?

Osobiste bezpieczeństwo członków zarządu

Jeśli wniosek o ogłoszenie upadłości nie zostanie złożony w terminie, członkowie zarządu mogą odpowiadać osobiście za zobowiązania spółki (tak prywatnoprawne, jak i publicznoprawne). Możliwe są również: odpowiedzialność karna oraz zakaz prowadzenia działalności gospodarczej. Ważnym celem art. 15zzra jest więc czasowe zdjęcie z barków zarządów odpowiedzialności. Czy jednak na pewno menedżerowie mogą spać spokojnie? Część ryzyk niestety nadal istnieje.

Po pierwsze, nowa regulacja nie obejmuje każdego przedsiębiorcy, a jedynie tego, który popadł w niewypłacalność w okresie epidemii i jest ona wynikiem COVID-19. Oznacza to, że jeśli problemy finansowe istnieją od dłuższego czasu, art. 15zzra może nie zadziałać.

Dla zobrazowania – w skrajnym przypadku dwaj przedsiębiorcy znajdujący się w stosunkowo podobnej sytuacji mogą być zupełnie inaczej potraktowani. Dla pierwszego z nich, którego niewypłacalność powstała np. 13 marca, 30-dniowy termin do złożenia wniosku już upłynął. Dla drugiego, który utracił płynność 14 marca (pierwszy dzień stanu zagrożenia epidemicznego), termin zacznie biec po ustaniu epidemii.

Art. 15zzra oferuje co prawda tutaj pewną pomoc – jeżeli niewypłacalność powstała w czasie stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, domniemywa się, że zaistniała z powodu COVID-19. Założenie to jednak nie ratuje tych firm, które popadły w niewypłacalność na krótko przed stanem zagrożenia epidemicznego, chociażby ich problemy były wynikiem pandemii. Co więcej, domniemanie może zostać obalone przez wierzyciela pozywającego członka zarządu, który może wykazać, że niewypłacalność nie była związana z samym COVID-19. Członek zarządu zawczasu powinien być przygotowany na podważenie takiej argumentacji.

Po drugie, przepisy nie tłumaczą, w jaki sposób członek zarządu powinien badać przesłanki art. 15zzra. Nie jest zatem również jasne, jak traktować przypadek, w którym na niewypłacalność podmiotu złożyło się kilka czynników, w tym także pandemia koronawirusa.

Po trzecie, ustawa w aspekcie odpowiedzialności członków zarządu nie zachęca do złożenia wniosku restrukturyzacyjnego. A wystarczające byłoby przyjęcie, że z odpowiedzialności za niezłożenie wniosku upadłościowego w terminie zwalnia samo złożenie wniosku restrukturyzacyjnego. Mogłoby to być rozwiązanie komplementarne, obowiązujące nawet po ustaniu epidemii.

Monitorowanie kondycji finansowej jeszcze ważniejsze

Monitorowanie kondycji finansowej przedsiębiorstwa w obecnym czasie jest zatem jeszcze ważniejsze niż w czasach względnej stabilizacji. Członkowie zarządu powinni bowiem wiedzieć, czy, kiedy i dlaczego powstał ewentualny stan niewypłacalności. Będzie to ważne dla odparcia potencjalnych ataków wierzycieli.

W innym wypadku – nawet mimo dobrych chęci kadry menedżerskiej i wiary w działanie art. 15zzra – może okazać się, że nowa regulacja wcale nie obejmie sytuacji, w jakiej znalazło się przedsiębiorstwo, które i tak upadnie, a członkowie zarządu odpowiedzą za jego zobowiązania. Tutaj z pomocą mogą jeszcze przyjść przepisy restrukturyzacyjne. Każdy przedsiębiorca powinien się z nimi zapoznać; ich znajomość może ochronić zarząd przed odpowiedzialnością i być skutecznym działaniem dla uzdrowienia biznesu (nawet z wyłączeniem wyżej opisanych mechanizmów „tarczy antykryzysowej”). Koniec końców, wszystko rozbija się o podjęcie działania w odpowiednim czasie.

Zobacz także: Koronawirus zmiecie wiele polskich firm. To będzie darwinowska czystka

Paulina Jastrzębiec Siemiątkowska – radca prawny, senior consultant w Olesiński & Wspólnicy

Lead od redakcji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTarcza antykryzysowa. Wszystko co powinniśmy wiedzieć
Następny artykułW tych krajach piłkarze wracają na boiska. Zobacz, które ligi wznawiają rozgrywki