A A+ A++

Noah nigdy się nie męczy. Koszykarze oddają rzut za rzutem, a on wnikliwie analizuje każdą próbę. Orientacyjne wyliczenia mówią, że opisał już 400 mln rzutów. I po każdym oferował rzucającemu wskazówki. – Trzydzieści dziewięć. Czterdzieści jeden. Czterdzieści cztery. Trzydzieści osiem. Trzydzieści siedem. Czterdzieści dwa – podaje kąt wpadania piłki do kosza po każdym treningowym rzucie Jeremy’ego Sochana, co wnikliwie opisał Matthew Tynan, dziennikarz zajmujący się San Antonio Spurs.

Zobacz wideo
Jeremy Sochan porównany do gwiazdy NBA. “W tym wieku to imponujące”

Noah nie jest jednak człowiekiem. Noah Shooting System to program do pracy nad rzutem, zaawansowane technologicznie narzędzie pozwalające koszykarzom poprawić mechanikę rzutu, sprawić, by piłka częściej wpadała do kosza. Imię Noah, czyli Noe, nie zostało wybrane przypadkowo, chodzi o jego arkę i grę słów. “Noah’s Ark” to oczywiście Arka Noego, ale samo słowo “arc” oznacza też łuk, a ten, jak wiadomo, w dobrym rzucie do kosza jest kluczowy. Nie może być zbyt płaski, nie może być zbyt wysoki. Musi być idealny. Jak arka, która przetrwała potop.

Człowiek od wszystkiego, ale trójki wpadają od wielkiego dzwonu

Sochan ma nad czym pracować. Rzut z dystansu miał być jego głównym kłopotem na starcie kariery w NBA i nim jest. W 18 meczach w Spurs 19-letni skrzydłowy za trzy punkty trafił tylko sześć z 40 prób, czyli marne 15 proc. Średnio oddaje 2,2 rzutu z dystansu na mecz, ale te wpadają do kosza od wielkiego dzwonu – po raz ostatni Sochan trafił trójkę 10 listopada przeciwko Memphis Grizzlies, od tamtej pory spudłował 12 takich rzutów.

Rzuty z dystansu nie są oczywiście jego głównym zadaniem – reprezentant Polski w Spurs jest trochę specjalistą od wszystkiego, trener Gregg Popovich rzuca go na różne odcinki: jako skrzydłowy ma dobrze bronić, zbierać, wyprowadzać kontry. W kilku meczach był rozgrywającym i uczył się organizowania akcji. Są fragmenty spotkań, w których gra jako środkowy i wtedy przepycha się z silniejszymi rywalami walcząc pod koszem. Zaprezentował już kilka efektownych wsadów, akcja, w której załadował piłkę nad Domantasem Sabonisem z Sacramento Kings zachwyciła koszykarski świat.

W 18 meczach, w których grał zawsze w pierwszej piątce i średnio po 24,8 minuty, Sochan zdobywał po 7,9 punktu, notował po 4,0 zbiórki i 1,9 asysty. Zbierał i pochwały, i słowa krytyki, jak na debiutanta prezentuje się dobrze. Spurs przegrywają ostatnio mecz za meczem, ich bilans 6-13 jest jednym z najgorszych w lidze, ale w wylęgarni talentów, którą stał się zespół z San Antonio, Polak radzi sobie dobrze.

Pół metra dalej to spore wyzwanie

Poza rzutami z dystansu, które w obecnej koszykówce są nieodłącznym elementem gry dla zawodników z każdej pozycji, nie tylko obwodowych strzelców. Zagrożenie skutecznym rzutem za trzy ze strony wysokich powoduje, że ich obrońcy opuszczają pole trzech sekund i robią miejsce, które mogą wykorzystać inni atakujący. Jeśli natomiast tego zagrożenia nie ma, defensywa odpuszcza pudłujących graczy, obrońcy robią duży krok w tył. Tak, jak przy Sochanie.

– Wiele osób mówi, że mój rzut nie jest najlepszy, że muszę go poprawić. Ja uważam, że potrafię rzucać skutecznie, ludzie, z którymi trenuję, też to wiedzą – mówił Sport.pl Sochan w maju, gdy kończył grę na uczelni Baylor. W lidze akademickiej trafił 29 proc. trójek, 24 z 81. – Ciężko pracuję nas tym, by rzut był jak najbardziej stabilny, żeby każda próba pod względem mechanicznym wyglądała tak samo. Myślę, że robię postępy. Ćwiczę, oglądam te próby na wideo, oglądam też mechanikę innych graczy. Poprawa rzutu jest dla mnie wyzwaniem, ale nie problemem – dodawał. Wyzwanie jest tym większe, że w NBA linia trójek od kosza jest oddalona o 7,24 metra, podczas gdy w pozostałych rozgrywkach o 6,75.

I to wyzwanie zostało oczywiście podjęte. Przez samego Sochana, przez cały sztab Spurs. Klub z San Antonio, który poświęcił na Polaka wysoki, dziewiąty numer draftu, wierzy w jego potencjał. Popovich daje mu zielone światło na rzucanie podczas meczów i nie zmienia tego słaba skuteczność, a jego asystenci z Brettem Brownem na czele ćwiczą na treningach. Nie jest to łatwe, bo przecież w NBA zdarza się, że grasz mecze dzień po dniu w innych miastach lub rozgrywasz pięć wyjazdowych spotkań z rzędu i własnej treningowej hali nie widzisz przez dwa tygodnie. Spurs takie tournée po zachodnim wybrzeżu USA zakończyli w niedzielę, dopiero od kilku dni są w San Antonio. Ale Sochan już ma czas, by rzucać.

Wzór na perfekcyjny rzut istnieje. Sochan rzuca za płasko

Z systemu Noah Shooting System korzysta aż 26 z 30 klubów NBA. Skomplikowana technologia opiera się przede wszystkim na czujnikach zawieszonych cztery metry nad koszem, a do tego kamer, komputerów przetwarzających dane i wspomnianych głośników, z których po każdym rzucie dobiegają informacje. Noah śledzi przede wszystkim trzy parametry – kąt, pod jakim piłka wpada do obręczy, głębokość rzutu, czyli punkt, w którym przechodzi przez okrąg oraz odchylenie boczne względem środka okręgu.

Noah Basketball, firma zajmująca się zbieraniem i analizą danych, wzór na perfekcyjny rzut opracowała już dawno – piłka musi wpadać pod kątem 45 stopni w punkt oddalony 28 centymetrów od przodu obręczy, czyli tuż za środkiem okręgu. I oczywiście najlepiej bez odchyleń.

Sochan w tej chwili pracuje nad pierwszym elementem – poprawą trajektorii, bo jego rzuty są zbyt płaskie. W rozmowie z Tynanem przyznał, że ma cel, by piłka po każdym rzucie wpadała do kosza pod kątem przynajmniej 42 stopni. Powtarzalność i konsekwencja są szalenie istotne. Rzut musi być stabilny, a do tego potrzebna jest pamięć mięśniowa. W jej zaprogramowaniu pomocne są przywoływane na wstępie informacje, które daje Noah: “czterdzieści jeden, trzydzieści dziewięć, czterdzieści dwa” itd. Precyzyjne dane po każdym rzucie pozwalają korygować kolejną próbę. Osiągając pożądaną wartość, można wejść w rytm. A rytm w skutecznym rzucaniu do kosza jest często najważniejszy.

Sochan chce się uczyć, Johnson daje przykład

Sochan przyznaje, że nie jest łatwo: – Są wzloty i upadki. Czuję się tak, jakby mnie ktoś testował – koszykarscy bogowie lub ktoś inny. Ale ja się nie poddaję, utrzymuję pewność siebie. Wierzę w swój rzut, trenerzy w niego wierzą, więc będę rzucał – mówi.

W tekście Tynana Sochan zwraca także uwagę, że nigdy dotychczas nie miał prawdziwego trenera od rzucania, że nikt specjalnie nie korygował jego mechaniki, nie poprawiał techniki. I choć radykalne zmiany w trakcie kariery nie zawsze wychodzą na dobre, to on ufa tym, którzy chcą mu pomóc.

– Wiadomo, że każdy na swoją, unikalną technikę, ale z drugiej strony jest wielu trenerów, specjalistów, którzy zajmują się rzutem od dawna i widzieli już chyba wszystkie możliwe sposoby. Mam zamiar ich słuchać i pracować – powtarza Sochan.

– Często rozmawiam o rzutowych treningach z Keldonem Johnsonem i on zawsze się śmieje, że naprawdę widzi we mnie siebie, bo przechodził dokładnie przez to samo, co ja – dodaje skrzydłowy Spurs wskazując na cztery lata starszego kolegę, który z niewysokiego pułapu doszedł do pozycji lidera zespołu i ze średnią 20,4 punktu na mecz jest obecnie drugim strzelcem zespołu. – Korzystam z jego doświadczeń, zadaję pytania, a on mi pomaga. Dobrze jest mieć obok siebie kogoś takiego.

No i Noego.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNa miejscu cały czas trwają czynności [ZDJĘCIA]
Następny artykułW sobotę drugi mecz Polaków i europejski hit z Marciniakiem [ZAPOWIEDŹ]