A A+ A++

Zwarcie w moim wewnętrznym systemie odpowiadającym za poczucie bezpieczeństwa spaliło te obwody, które dawały nadzieję na przyszłość. Zacząłem się po prostu bać o to, co będzie jutro, za tydzień za rok. Obleciał mnie lepki strach przed wojną. Zdałem sobie sprawę, że kiedy w Moskwie rządzi Putin, nikt i nigdzie nie jest bezpieczny, a Polska, granicząca z Rosją i napadniętą Ukrainą, może być następnym celem Rosji.

Wojna w Ukrainie. Koniec nadziei

Historia wykoleiła się z szyn i zaczęła pędzić na frontalne zderzenie z przyszłością. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, poszedłem pobiegać. Było rano, po drodze mijałem dzieci idące do szkoły. Myślałem o dzieciach w Kijowie, Odessie czy Charkowie, które tego dnia do szkoły nie poszły. Rozmyślałem też o rodzicach, którzy musieli wytłumaczyć jakoś swym dzieciom, co się dzieje.

Tego dnia wieczorem natknąłem się wpis na Twitterze pewnej Ukrainki z Kijowa. Kobieta tłumaczyła, że nie wiedziała, jak uspokajać obudzone odgłosami rakiet dziecko. Córeczka zadała jej proste, ale jakże straszne pytanie: „Mamo, czy zaczęła się wojna? Czy Rosjanie przyszli, żeby nas zabić?”.

W Europie uwierzyliśmy, że już nikt nie przyjdzie po to, by nas zabić. Wydawało nam się, że jesteśmy bezpieczną wyspą, którą co najwyżej może zalać jakaś fala uchodźców uciekających przed wojnami toczonymi gdzie indziej – w Afryce, na Bliskim Wschodzie. Wojnę jugosłowiańską – z ludobójstwem i okrucieństwem ze średniowiecza rodem – zapomnieliśmy. Do wojny ukraińskiej, która zaczęła się w 2014 przyzwyczailiśmy się – w końcu do ubiegłego czwartku była to taka dziwna, pół-wojna.

Agresja Putina wyrwała nas ze snu o wiecznym pokoju. Była to straszna pobudka. Prysła dziecinna wiara, że ludzkość wyciągnęła wnioski z XX-wiecznej historii Europy i że budowana przez dekady architektura bezpieczeństwa jest solidna i nie da się jej o tak zburzyć. Putin zrujnował ją jednego dnia, bez mrugnięcia i wahania.

Nie ma już pytań tabu

Teraz zaczynam dzień od sprawdzenia, czy Kijów się obronił i nie jestem pewnie w tym odosobniony. Coraz częściej patrzę na Warszawę z perspektywy oblężonego Kijowa czy Charkowa. Kiedy w piątek szedłem Smolną obok muru ze śladami kul z czasów II wojny światowej, zastanawiałem się, ile osób zmieściłoby się na stacji metra Uniwersytet, gdyby trzeba było zmienić ją w schron?

– Stanowczo za mało – pomyślałem, a zaraz potem do głowy przyszła inna nieprzyjemnie natrętna myśl: ile schronów jest w Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu? Po tym, co stało się w czwartek, nie ma już pytań tabu. Każdy z nas powinien się zastanowić, ile czasu zajęłoby mu spakowanie najważniejszych rzeczy, gdyby musiał uciekać przed bombami albo pod lufami deportujących go sołdatów.

Nadzieję dają mi nie tyle gwarancje bezpieczeństwa NATO (choć w nie głęboko wierzę), co niezwykła odwaga i determinacja Ukraińców. Z dnia na dzień cały naród stanął w obronie swojego kraju, miasta, wioski, ulicy, domu.

W ruch poszły nie tylko po javaliny czy stingery, ale też koktajle Mołotowa. Czołgi zatrzymywano gołymi rękami, wychodząc na ulice. Ukraina dała wszystkim lekcję dojrzałości i męstwa. Przywódcy – od prezydenta po sołtysa – stanęli na wysokości zadania. Armia nie ugięła się pod potęgą rzekomo niepokonanych Rosjan – wręcz przeciwnie, zadaje im dotkliwe straty. Ludzie uzbrojeni w smartfony pokonali propagandową machinę Rosji. Prysła bańka Imperium, które potrafi manipulować światem za pomocą dezinformacji.

Początek końca Putina

To, czego dokonali Ukraińcy, nie udało się dotąd nikomu. W cztery dni reputacja Rosji legła w gruzach. Świat dalej boi się Putina, ale Rosja straciła sympatię właściwie całego świata. Nikt w demokratycznym świecie Rosji Putina nie będzie już wierzył, nikt – poza Chinami – nie będzie chciał z nią robić interesów. Historia, wykolejając się, mocno przyspieszyła.

Dziś wszystko dzieje się szybciej, więc i reżimy kruszeją rychlej. Sowiecka interwencja w Afganistanie, która była początkiem końca ZSRR trwała prawie 10 lat. Po kilku dniach rosyjskiej agresji wiemy, że Rosjanie nie będą w stanie okupować Ukrainy a eksperci coraz częściej mówią, że Ukraina będzie Afganistanem Putina…

Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Putin wyrządzi jeszcze wiele zła. Pogłoski o jego końcu są przedwczesne.

W symbolicznym wymiarze już jednak przegrał tę wojnę. Pokonał go telewizyjny komik, który został prezydentem, by spełnić swój życiowy kaprys, ale w chwili największej próby okazał się wodzem na miarę Churchilla. Odwagę Zełenskiego podziwia cały świat. W obleganym Kijowie urodził się wojownik, człowiek-legenda.

W niedzielę jeden z Lakotów, znany na Twitterze jako Lakota Man, opublikował na swym koncie zdjęcie ręcznie tkanego koca Lakotów z tradycyjnymi dla tego plemienia wzorami. Zdjęcie podpisał: „Chciałbym bardzo kiedyś podarować ten koc Prezydentowi Zełenskiemu. Za jego męstwo i przywództwo – za to, że emanują z niego wszystkie cechy naszego czcigodnego Wodza – Siedzącego Byka”.

Porównanie tylko z pozoru wydaje się egzotyczne. Siedzący Byk – tak jak Zełenski – mógł uciec przed tymi, którzy czyhali na jego życie. Buffallo Bill proponował mu wyjazd do Europy, ale zwycięzca bitwy spod Little Bighorn odmówił i został ze swoim ludem. Zginął z rąk Indian na służbie rządu Stanów Zjednoczonych. Wierzę, że historia Zełenskiego zakończy się inaczej, choć na happy end przyjedzie nam jeszcze poczekać.

Czytaj też: Atak Rosji odpiera Ukraina, ale Putin zagraża całemu demokratycznemu światu

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAli, Krykun, Meskhia i inni. Najlepsi Ukraińcy w 1. lidze
Następny artykułSławomir Supa: Za wcześnie jest na rozdawanie medali