A A+ A++

W niedzielę, 25 lipca, minęły cztery miesiące od uwięzienia przez reżim Aleksandra Łukaszenki dziennikarza i korespondenta “Wyborczej” Andrzeja Poczobuta oraz Andżeliki Borys, byłej szefowej Związku Polaków na Białorusi. Przebywają w areszcie jako podejrzewani o “podżeganie do nienawiści” i “rehabilitację nazizmu”, za co grozi im od pięciu do dwunastu lat więzienia.

W ich obronie odbyły się protesty w Warszawie, w Sopocie i w Białymstoku organizowane przez działaczy Związku Polaków na Białorusi. Na sopockiej manifestacji byli m.in. marszałek Senatu Bogdan Borusewicz i wiceprezydenci Gdańska i Sopotu.

– Świadomość Białorusinów, ale i Polaków mieszkających na Białorusi, się zmieniła – mówił Borusewicz. – Związek Polaków na Białorusi zajmuje się przede wszystkim kulturą polską, językiem polskim i powinien mieć możliwość działania. Można było się jednak spodziewać, że dojdzie do tego ataku. Niezależnie od tego, co będzie się działo na Białorusi, nie zapomnimy o więźniach politycznych w tym kraju. Będziemy się domagać ich zwolnienia – dodał.

W Białymstoku pod konsulat białoruski przyszło kilkadziesiąt osób. Przemawiały Maria Tiszkowska, prezeska oddziału ZPB w Wołkowysku, oraz Irena Biernacka, prezeska oddziału tego związku w Lidzie, które dzięki staraniom polskiej dyplomacji w końcu maja opuściły Białoruś po dwumiesięcznym pobycie w areszcie. 

Przed ambasadą Białorusi auta trąbią w geście solidarności

– Protest został zgłoszony, nie robimy nic nielegalnego, ale pewnie nikogo w ambasadzie nie ma – mówił  jeden z mężczyzn biorących udział w proteście w Warszawie przed białoruską ambasadą. – Będziemy pokazywać za każdym razem solidarność z Polakami i Białorusinami, z naszymi bohaterkami Ireną Biernacką, Marią Tiszkowską i Anną Paniszewską. Chcemy, by Polska i Europa zwróciła uwagę, że nasi rodacy siedzą za nic, a polska mniejszość w Białorusi jest w potrzebie – przekonywał.

Pod ambasadą zebrało się kilkanaście osób i policja zabezpieczająca protest. Byli zarówno Polacy, jak i Białorusini, rodziny z dziećmi i osoby, które w ostatnim roku wyjechały z Białorusi. W pewnym momencie demonstranci ustawili się na trawniku wzdłuż ulicy Wiertniczej, pokazywali kierowcom transparenty oraz długi baner z wizerunkiem Borys i Poczobuta na biało-czerwono-białym tle i hasłem: „Siedzą, bo są Polakami”. Przejeżdżające samochody trąbiły w geście solidarności.

– To ważne, by protestować nie tylko dzisiaj, ale zawsze – mówi Weronika Piłuta, która nie opuszcza żadnych protestów solidarnościowych organizowanych przez Związek Polaków na Białorusi. Jej matką jest Irena Biernacka, działaczka oddziału Związku Polaków w białoruskiej Lidzie, która została zatrzymana przez białoruskie władze. Pod koniec maja reżim Łukaszenki uwolnił ją wraz z Marią Tiszkowską i Anną Paniszewską. Wywieziono je do Polski, ale żadna z nich nie ma powrotu na Białoruś. Jak przyznaje Piłuta, ona wyjechała z Białorusi w czerwcu. – Ale Andrzej Poczobut i Andżelika Borys dalej są w więzieniu, od czterech miesięcy. Wszystko przez reżim Łukaszenki.

Polityczni więźniowie piszą listy z Białorusi

Informacje, jakie docierają do działaczy, są utrudnione, mogą polegać jedynie na listach, których nie przechwycą służby. – Wiemy, że warunki w więzieniu są masakryczne, wiemy też, że przez pewien czas zdrowie Andrzeja Poczobuta się pogorszyło. Otrzymujemy listy z więzień, gdzie prosi się nas, by nadal demonstrować, by walczyć o nich i o wolną Białoruś. Oczywiście listy są napisane w taki sposób, aby służby ich nie zablokowały do wysyłki – tłumaczył jeden z mężczyzn biorących udział w proteście. – Każda akcja, nawet najmniejsza, to kolejna cegiełka do zwycięstwa i zwolnienia z więzienia Poczobuta i Borys.

Na proteście pojawił się również Walery z rodziną, który mocno trzymał baner z wizerunkami uwięzionych. – Jestem Polakiem, mam żonę Białorusinkę. Czuję się, jakbyśmy zostali wygnani z naszego kraju – mówi. – Przyjechałem tu w styczniu, syn nieco wcześniej. Zadaję sobie pytanie: wrócić czy nie wrócić? Jak dzieci skończą szkołę? Do swojego kraju trudno nam wrócić, zrozumieją ci, którzy w Polsce za “Solidarności” wyjeżdżali na Zachód. My tu przyjechaliśmy jak na wygnanie, czujemy się Polakami i Białorusinami, a nie możemy wrócić. Ale nie zapominamy o tych, którzy zostali – mówi.

Weronika Piłuta: – Przychodzimy po wolność, bo o nią walczymy i odzyskamy ją dla Białorusi. Nie jestem zadowolona z działań społeczności międzynarodowej, my protestujemy od sierpnia 2020 roku, a dopiero niedawno inne kraje zwróciły uwagę na reżim Łukaszenki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAgata Młynarska na bieżni. Jest pod opieką specjalistów
Następny artykułPowrót Operetki Śląskiej? Nie, ale w Teatrze Miejskim pojawią się spektakle operetkowe