Nie cieszcie się przedwcześnie, bo teraz napiszę to, co twórcy rozmaitych superpromocji dopisują zwykle na dole, tymi prawie nieczytelnymi literkami. Otóż obwieszczony przeze mnie koniec koronawirusa to niekoniecznie jest dobra wiadomość. Polacy dalej będą się zarażać, a niektórzy z nich – umierać. W jeszcze większej niż dotąd samotności. Bo nikogo już ta kwestia nie będzie obchodzić – poza bliskimi, personelem medycznym i innymi osobami zawodowo walczącymi ze skutkami epidemii.
Tak będzie przynajmniej przez najbliższe tygodnie. Nabrałem takiego przekonania po lekturze dzisiejszych serwisów informacyjnych, ale też – portali społecznościowych, gdzie w teorii każdy pisze, co mu w duszy gra. Im bardziej Prosiaczek zaglądał do środka, tym bardziej niczego o sytuacji epidemicznej w Polsce tam nie było. Oczywiście nie dlatego, że choroba nagle wygasła. Tylko w związku z tym, że wyjaśniło się w końcu, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. I polscy politycy odetchnęli z ulgą: tak jak w starych, dobrych przedpandemicznych czasach znów mają niemal całkowity monopol na uwagę opinii publicznej. Nic innego nie będzie się klikać, nie sprzeda gazety, nie powalczy o oglądalność.
Nie, nie jestem oderwanym od rzeczywistości pięknoduchem, doceniam wagę najbliższych wyborów. I co więcej, jak rzadko kiedy, mam w nich nie tylko swoje antypatie, ale i wyraźne preferencje. Zdaję sobie jednak również sprawę z rynsztokowego poziomu naszej – przepraszam za słowo – debaty politycznej. W najbliższym czasie, jak zwykle przed wyborami, będą nią rządzić hejterzy, klakierzy i zwykli, niekoniecznie komukolwiek użyteczni, idioci. Tak to dziś działa, przecież nie tylko w Polsce. Jeszcze zatęsknimy do dziennikarstwa czasu kwarantanny, bo z natury rzeczy wymagało kreatywności.
Choć nic się jeszcze na dobre nie rozkręciło, już przecież można przeczytać interesujące informacje. Zwłaszcza o Rafale Trzaskowskim. Jeżeli zostanie prezydentem, zezwoli na małżeństwa mężczyzn z kozami. Będzie zalewał prawdziwych Polaków nieczystościami z zepsutych oczyszczalni, a potem ich zamrażał, przeprowadzając w czerwcu remonty sieci ciepłowniczych. Sprawa jest rozwojowa, zwłaszcza że Trzaskowski, oprócz zwykłych hejterów, dorobił się także hub. Hub, czyli mikropolityków (głównie z kręgu jego przegranego konkurenta w walce o prezydenturę Warszawy), czerpiących żywotne siły tylko z jego istnienia i niemal wyłącznie na jego temat wypowiadających się. Teraz mają 3 tygodnie, by trochę zaszaleć.
Wracając zaś do koronawirusa: to, że do czasu wyborów zniknie z agendy publicznej, jest w sumie scenariuszem optymistycznym. Według tego czarniejszego – będziemy mieli mnóstwo informacji na jego temat. Tyle że w żadne nie będzie można wierzyć, bo będą przefiltrowane przez wyborcze interesy – ot, choćby jak te romanse mężczyzn i kóz.
Wszystkie odcinki Dziennika Piotra Bratkowskiego znajdziesz tutaj
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS