A A+ A++
Po RSP w Pniównie w centrum wsi pozostały tylko rozpadające się charakterystyczne, drewniane okrąglaki, które służyły za chlewy

Prokuratura umarza śledztwo dotyczące Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Pniównie. Nie dopatrzyła się nadużyć i działań na szkodę spółdzielni. Ale w decyzji o umorzeniu sama wskazuje na kilka nieprawidłowości, przez które na straty narażeni zostali dawni członkowie spółdzielni. Ci nie zamierzają odpuszczać i będą odwoływać się do sądu.

O co chodzi w sprawie RSP z Pniówna? Ten temat poruszaliśmy na naszych łamach w 2020 roku. Część byłych członków spółdzielni twierdziła, że została niesłusznie pozbawiona członkostwa w spółdzielni i nie wypłacono im wkładów, które latami wnosili jako swój udział w rozwój Spółdzielni. Za to pięciu pozostałych w RSP członków uwłaszczyło się na majątku, wyprzedało to, co zostało ze spółdzielni i przeprowadziło jej likwidację.

– Gdy spółdzielnia powstawała, jako członkowie wnosiliśmy wkłady w postaci ziemi. Potem przez lata potrącano nam aż 25 proc. poborów na rozwój spółdzielni, zakup nowych gruntów i maszyn. Podobnie było z zyskiem, który wypracowała spółdzielnia. Cały trafiał na jej rozwój – mówili nam dawni członkowie RSP w Pniównie i skarżyli się, że gdy odchodzili ze spółdzielni, niektórzy dostali wkłady, ale pieniądze potrącane z pensji i majątek pozostał w gestii spółdzielni. I ktoś na tym skorzystał.

Dawni pracownicy i udziałowcu RSP mieli za złe, że zostali wykreśleni z rejestru udziałowców spółdzielni, bez ich zgody i wiedzy. Dopiero po latach dowiadywali się, że nie są już jej członkami. Kiedy spółdzielnia sprzedawała majątek, nie dzieliła się z nimi i nie mieli możliwości kupienia np. ziemi czy maszyn po preferencyjnej cenie, tak jak pozostała garstka członków.

Władze likwidowanej spółdzielni tłumaczyły, że ludzie mogą mieć pretensje jedynie do siebie. – Ci, którzy dopytują dzisiaj o majątek, nie pracują w spółdzielni od lat dziewięćdziesiątych. Woleli iść na zasiłki, porzucali albo zmieniali pracę, a teraz mają pretensje – obruszali się były prezes i likwidator spółdzielni.

– A co mieliśmy robić, skoro spółdzielnia miała kłopoty finansowe i przestała płacić pensje? Za co mieliśmy żyć? – tłumaczą. Przypominali też, że niektórzy dawni członkowie zastawiali swój własny majątek, żeby wykupić od banku maszyny rolnicze spółdzielni, żeby mogli pracować. A na końcu i tak zostali na lodzie. Ich zdaniem pozostałość po majątku spółdzielni powinna zostać sprawiedliwie podzielona między wszystkich dawnych pracowników.

Dlatego sprawa trafiła do prokuratury. Postępowanie trwało niemal cztery lata. Przesłuchano dziesiątki świadków, powołano biegłych, sięgano po opinie specjalistycznych firm. A wszystko po to, żeby na koniec prokuratura umorzyła postępowanie, nie dopatrując się niegospodarności, działania na szkodę spółdzielni i jej członków.

– Tylko że nawet w uzasadnieniu umorzenia śledztwa prokuratura sama wskazuje na nieprawidłowości i niejasności, które naszym zdaniem potwierdzają, że kilka osób zawłaszczyło spółdzielnię – mówią byli członkowie, którzy będą się odwoływać od decyzji prokuratury.

Według prokuratury sam proces likwidacji spółdzielni przebiegł zgodnie z przepisami. – Ale śledczy patrzą na stronę formalną całego przedsięwzięcia, tj. czy likwidację poprzedziły stosowne uchwały, pisma, opłaty sądowe itp. I tutaj faktycznie trudno coś zarzucić. Ale nawet biegli napisali, że nie było przesłanek ekonomicznych do likwidacji spółdzielni – mówią poszkodowani. Podobnie ma być z wypłatą wkładów. Prokuratura przyjęła tłumaczenie księgowej, która twierdziła, że wkłady zostały wypłacone przed wykreśleniem byłych pracowników z rejestru członków spółdzielni (na co nie ma dokumentacji), ale sama przytacza, że zgodnie ze statutem i prawem spółdzielczym wypłata wkładów następuje dopiero po wykreśleniu z rejestru. Największe wątpliwości budzi kwestia walnego zebrania z 2008 roku, podczas którego zapadła decyzja o wykreśleniu 30 członków spółdzielni. Byli pracownicy nie zostali poinformowania ani o walnym, ani o podjętej uchwale. Chociaż zgodnie z przepisami powinni dostać decyzję z uzasadnieniem na piśmie w ciągu 14 dni, by mieć możliwość odwołania się i wyegzekwowania swoich należności. Tutaj też prokuratura z jednej strony przyznaje, że walne zgromadzenie mogło przyjąć uchwałę o wykreśleniu członków z rejestru, ale potem zaznacza, że członkowie powinni o tym zostać powiadomieni na piśmie. A przecież żadnych pism nie dostali.

Przez to „ciche wykluczenie” nie mogli uczestniczyć w podziale sprzedawanego majątku likwidowanej spółdzielni, bo nie byli już formalnie jej członkami. A majątek był całkiem pokaźny. RSP miało kilkaset hektarów ziemi. Prokuratura ustaliła, że rynkowa wartość gruntów to ponad 3,2 mln zł. Ale z faktycznej sprzedaży ziemi spółdzielnia pozyskała o ponad 1,2 mln zł mniej. Ziemię po niższych cenach mogła i kupowała piątka pozostałych do końca członków spółdzielni. – Nikt nie wie czy faktycznie dla siebie czy po to, żeby za chwilę odsprzedać ją z zyskiem – mówią dawni pracownicy.

Prokuratura zaznacza, że członkowie spółdzielni nabywali ziemię po niższej cenie, co nie było działaniem na szkodę spółdzielni i szkodę jej członków. Ale byłoby działaniem na szkodę tej trzydziestki dawnych pracowników RSP, gdyby okazało się, że zostali nieprawidłowo wykreśleni z rejestru członków spółdzielni. Tutaj prokuratura odsyła do sądu. Poszkodowani mogą jedynie w procesie cywilnym próbować zaskarżyć uchwałę walnego o wykluczeniu ich z rejestru.

– Nie zgadzamy się z decyzją prokuratury, dlatego zdecydowaliśmy z reprezentującym nas prawnikiem, żeby się odwoływać. Zastanowimy się też nad procesem cywilnym – mówią byli pracownicy RSP z Pniówna. (bf)

Krajobraz po RSP 

Rolnicze spółdzielnie produkcyjne to polski odpowiednik kołchozów. Powstawały, podobnie jak kołchozy, przymusowo już w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Tworzyły je ziemie wnoszone przez rolników jako ich udział. Potem spółdzielnie dzierżawiły i kupowały grunty. Czas ich świetności, podobnie jak kółek rolniczych czy państwowych gospodarstw rolnych, dawno minął. I wiele z nich upadło na początku lat 90. XX w. Jeszcze kilka lat temu formalnie funkcjonowało w kraju kilkaset spółdzielni. Tylko nieliczne prowadziły działalność. Większość była w upadłości albo w likwidacji – jak RSP w Pniównie, która proces likwacji dziś ma już za sobą.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNa Wielki Wakacyjny Networking zaprasza Centrum Obsługi Inwestora
Następny artykułWyniki konkursu „SMAK CHLEBA 2024” – gdzie najlepsze pieczywo w regionie?