A A+ A++

„To nie tylko wsparcie materialne, ale i tworzenie relacji między rodzinami niosącymi pomoc i tymi potrzebującymi wsparcia” – mówi Radiu Watykańskiemu ks. Wojciech Stasiewicz.

Jest on dyrektorem Caritas-Spes w Charkowie, która niesie pomoc na terenie diecezji charkowsko-zaporoskiej. To właśnie ten region Ukrainy wciąż najbardziej cierpi z powodu trwającej wojny. Na tym terenie z programu Rodzina Rodzinie korzysta już ponad 500 rodzin, które otrzymują comiesięczne wsparcie. „Nikt nie pyta na co te środki są wydawane: może to być naprawa uszkodzonych przez rakiety okien, kupno żywności czy piecyków do ogrzewania” – mówi ks. Stasiewicz.

„Program Rodzina Rodzinie od kilku miesięcy realizowany przez Caritas Polska dla Ukrainy jest programem bardzo celowym. To pomoc przekazywana od konkretnej polskiej rodziny do konkretnej rodziny na Ukrainie, zwłaszcza mówimy tu o rodzinach wielodzietnych. To przekazywanie pomocy jest jak najbardziej potrzebne i przynosi naprawdę wiele korzyści, bo potrzeby materialne są ogromne – mówi papieskiej rozgłośni ks. Stasiewicz. – Jedni kupują za te środki artykuły spożywcze, ktoś inny lekarstwa, albo benzynę, by móc napędzić agregat prądotwórczy ze względu na brak światła. Ludzie korzystają z tej pomocy materialnej w zależności od swych realnych potrzeb. Patrząc jak ten projekt realizowany jest u nas na miejscu, to przede wszystkim widzę korzyści na płaszczyźnie ludzkiej, egzystencjalnej. Rodziny się bardzo cieszą, że ta pomoc jest ukierunkowana właśnie w taki sposób; cieszą się, że znają konkretną rodzinę, która się nimi opiekuje zarówno materialnie, jak i duchowo. Miło widzieć, jak te rodziny się cieszą, że w tym naprawdę trudnym czasie są konkretne rodziny z Polski, które się nimi opiekują. Najczęściej jest to forma rocznej pomocy. W ten sposób realizowana jest troska o człowieka będącego w potrzebie: miłosierdzie jest przekazywane w konkretny i hojny sposób.“

Więcej o działaniach Caritas na rzecz Ukrainy: https://rodzinarodzinie.caritas.pl

*

Tymczasem bp Jan Sobiło właśnie wrócił z linii frontu, gdzie zawiózł żywność mieszkającym tam ludziom. „Wszyscy są już bardzo zmęczeni wojną, ale nie chcą wyjeżdżać” – mówi Radiu Watykańskiemu. Wyznaje, że sytuacja jest bardzo trudna. Zimno robi swoje, a rosyjski agresor za wszelką cenę stara się utrudnić dostarczanie pomocy humanitarnej potrzebującym. Ukraińscy żołnierze w miarę sił wspierają cywilów.

Dla biskupa Zaporoża wyjazdy do ludzi na linii frontu są chlebem powszednim. Jeśli tylko sytuacja na to pozwala dociera do nich co tydzień. „O tym, kiedy i gdzie dokładnie możemy dotrzeć decydują ukraińscy żołnierze, którzy wiedzą jaka jest w danym momencie sytuacja na przyfrontowych terenach” – mówi bp Sobiło.

„Byłem razem z protestantami na linii frontu, blisko Hulajpola. To terytorium jest regularnie ostrzeliwane, a w leżących tam miejscowościach zostali jeszcze ludzie – mówi polski biskup, który posługuje na Ukrainie od ponad 30 lat. – Nie wyobrażają oni sobie życia poza swoim domem chociaż nie mają tam ani sklepu, ani prądu czy gazu. Mimo to pozostali, bo mówią: «mam swój kąt w domu, czy małą piwnicę, w której składuje się na zimę kartofle i tam siedzimy, jak jest mocny ostrzał, ale nie wyobrażamy sobie życia poza swoim domem». Bo były możliwości, żeby ich zabrać i za każdym razem proponujemy, żeby ich przewieźć w bezpieczniejsze miejsce – chociażby do Zaporoża na czas zimy. Ale oni tam zostają chociaż mają wszystko poniszczone a widoków na to, żeby coś się zmieniło nie ma przynajmniej do wiosny.“

Biskup Zaporoża wyznaje, że rosyjski agresor robi wszystko co w jego mocy, by utrudnić dostarczanie pomocy na tereny przyfrontowe. „Ostrzał sprawia, że możemy być tam dosłownie kilka chwil, ale ufam, że przed świętami uda nam się kolejny raz dostarczyć żywność” – mówi bp Sobiło.

„Zawieźliśmy im produkty żywnościowe, dlatego że nie mają możliwości kupić sobie czegokolwiek, bo nie ma tam sklepów. Jedzą tylko to, co się im przywiezie – mówi papieskiej rozgłośni bp Sobiło. – Przywozimy rzeczy, wyładowujemy i potem krótka modlitwa i musimy uciekać, dlatego że są niestety ludzie, którzy informują o tym, że przyjechała jakaś grupa z pomocą humanitarną. I zaczyna się ostrzał. Dlatego wszystko trwa kilkanaście minut, a czasami nawet krócej. Przedostatnim razem trwało zaledwie ze trzy minuty, ledwo wyładowaliśmy rzeczy w jednym miejscu, jak rozpoczął się ostrzał. Musieliśmy wskakiwać do samochodu, tylko pobłogosławiliśmy ludzi i trzeba było uciekać. Wszystko zależy od tego kto i jak szybko doniesie do okupantów, że ludziom ktoś przywiózł pomoc humanitarną. Rosjanie ostrzeliwują, ażeby odstraszyć tych, którzy chcą pomagać ludności ukraińskiej.“

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPuchar CEV: Pewna wygrana siatkarek Grot Budowlanych Łódź
Następny artykułSekielski o Mariuszu Walterze: zachęcał nas do tego, żebyśmy łamali schematy