A A+ A++

4 marca potwierdzono w Polsce pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Na Lubelszczyźnie pierwszego chorego mieliśmy niespełna tydzień później. Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do Kliniki Chorób Zakaźnych SPSK 1. Jak wyglądał rok walki z pandemią w Lublinie?

PROF. KRZYSZTOF TOMASIEWICZ*: Oczywiście wybierając taką specjalizację jak choroby zakaźne należy wziąć pod uwagę różne możliwości. Liczyłem się na przykład z wyjazdami do Afryki czy innych odległych krajów, gdzie występują rzadkie choroby, których nie ma u nas. Ale chyba nigdy nikt z nas nie przypuszczał, że możemy mieć pewien powrót do przeszłości. To, co się dziś dzieje, przypomina epidemie czy pandemie, które znamy z historii. W XX wieku mieliśmy tylko jedną poważną – hiszpankę.

Warto podkreślić, że nie ma innej choroby, która w takim zakresie wpłynęłaby na nasze życie codzienne tak jak COVID-19. Ona kompletnie zmieniła rzeczywistość, spowodowała wywrócenie całego życia codziennego do góry nogami. I to na każdym poziomie – ekonomicznym, społecznym, prywatnym. To jest coś, czego nie przewidywaliśmy w najczarniejszych snach.

Ten rok był najbardziej pracowitym w pana karierze zawodowej?

– Na pewno. Ja i mój zespół cały czas działamy na pełnych obrotach. Dzięki temu, że mieliśmy i mamy wypracowane pewne procedury, praktycznie nikt nie był na kwarantannie. Więc można powiedzieć, że była i jest to praca non stop przez 12 miesięcy, z jakimś krótkim urlopem w wakacje.

Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Jak pan tę pracę bez przerwy wytrzymuje?

– – Z pewnością nie tylko mnie towarzyszy duży stres. Razem z zespołem angażujemy się na 100 procent. Ale też staramy się nie przynosić takich negatywnych doświadczeń z pracy, które nam na co dzień towarzyszą, a jest ich sporo. Także po pracy, późnym wieczorem często telefon jest rozgrzany do czerwoności. Przyzwyczaiłem się już do tego.

Pytam o to, bo nie dość, że jest pan lekarzem i kierownikiem kliniki, to zaangażował się pan w badania kliniczne nad skutecznością leku z osocza. A to nie wszystko, bo dochodzi rada medyczna, praca naukowa. Jest tego tak dużo, że zastanawiam się, jak wystarczają panu 24 godziny w ciągu doby?

– Przyznaję, że nie wystarczają. Jest ciężko, a teraz doszły mi jeszcze aktywności edukacyjne. W tym miesiącu mam cztery duże międzynarodowe konferencje naukowe on-line. Do wykładów też trzeba się dobrze przygotować. Ale wychodzę z założenia, że jak mi brakuje czasu, to sobie dokładam kolejną aktywność i wtedy nagle jakoś ten czas się znajduje. Czasami też myślę, że rzeczywiście tych aktywności jest za dużo, ale taka jest potrzeba chwili.

A co na to rodzina?

– Rodzina zupełnie się poddała. Chyba wszyscy wiedzą, że nie są w stanie wymóc na mnie mniejszego zaangażowania. Choć przyznam, że nigdy nie było takich rozmów.

A co było najtrudniejszym wyzwaniem w ciągu tego roku walki z pandemią?

– Tych trudności trochę było, pojawiały się w zależności od fazy rozwoju pandemii. W pierwszym etapie, na wiosnę, to przede wszystkim walka z systemem. Kiedy wiele szpitali było pozamykanych, każdy pacjent z gorączką, jednym kaszlnięciem był kierowany do nas. I mieliśmy masę pacjentów, którzy nie byli pacjentami covidowymi. Trzeba było ich zbadać, zdiagnozować, porozsyłać do innych szpitali. To nam zajmowało strasznie dużo czasu.

Był też strach ze strony wielu pracowników służby zdrowia, że mogli mieć do czynienia z koronawirusem. Później, kiedy już zaczęli chorować lekarze i jasne stało się, że nie można uniknąć kontaktu z tego typu pacjentami, sytuacja trochę się uspokoiła. Do tego inne oddziały zaczęły przyjmować pacjentów. Wreszcie nie byliśmy sami. Bo na początku byliśmy jedynym oddziałem w Lublinie i okolicach, który przyjmował pacjentów covidowych. Mieliśmy wrażenie, że cały strumień pacjentów jest kierowany właśnie na ul. Staszica.

Następnie, podczas jesiennej fali mieliśmy o wiele więcej pacjentów niż miejsc na oddziale. to była praca na 120 procent. Teraz mamy okres nadziei związanej ze szczepionką.

Właśnie. Czekaliśmy z utęsknieniem na szczepionkę, ale gdy już ją mamy, okazuje się, że zanim zakończymy proces szczepień, czeka nas trzecia, a może i czwarta fala zakażeń.

– Nie ma szans, żeby w ciągu najbliższych miesięcy zaszczepić większość społeczeństwa. To nie wchodzi w rachubę. Dobrze byłoby zaszczepić osoby z chorobami przewlekłymi. To niezwykle ważne. Bo teraz szczepienia mają tak naprawdę na celu zmniejszenie liczby zgonów i ciężkich przypadków COVID-19, a nie zakończenie pandemii. I już widać, że w grupie osób 70 plus mamy nieco mniej pacjentów z ciężkim przebiegiem zakażenia. To może być pierwszy sygnał, że szczepionka zaczyna działać.

Poza tym te negatywne informacje – nowe warianty wirusa, niepełna odpowiedź na szczepienie – sprawia, że perspektywa powrotu do normalności nam się przesuwa.

Czy jest taki dzień w ciągu tego roku, który zapadł panu szczególnie w pamięć? Jakiś wyjątkowo trudny dyżur?

– Takie dni niestety zdarzają się często. Na jednym z dyżurów pochowałem trzech pacjentów. To koszmar. Wydaje mi się, że i tak robimy cuda, bo udaje nam się zawrócić z drogi pacjentów, którzy wydawałoby się, że są nieuchronnie skazani na śmierć. Ale zdarza się też przegrać tę walkę. Każdy zgon jest dla mnie porażką medyczną. To są te ciężkie chwile.

Natomiast w ostatnich dniach widzieliśmy, jak żona żegna się z mężem. Oboje chorzy na COVID-19. Jedno umiera, drugie zostaje. To są obrazy, które pamięta się na zawsze.

Ciężkie przebiegi czy zgony osób dwudziestokilkuletnich czy trzydziestoletnich, które mają przed sobą całe życie, a muszą je zakończyć, to są trudne chwile. Za nami też kolejny upiorny tydzień z wieloma pacjentami w ciężkim stanie. Ale to nie jest wina trzeciej fali, tylko późnej zgłaszalności. Dlatego kolejny raz apeluję do pacjentów, żeby pozwolili nam sobie pomóc i nie czekali do ostatniej chwili ze zgłoszeniem się do szpitala.

Na szczęście w tym wszystkim my się trzymamy przez ten rok mocno jako zespół. I to jest jedno z naszych największych osiągnięć tego roku.

Ten zespół nie jest zbyt liczny…

– Mamy w klinice 13 lekarzy i ponad 20 pielęgniarek. Wszyscy są zaangażowani, każdy wykonuje kawał ciężkiej pracy. Oczywiście są też kryzysy. Może nie wszyscy wiedzą, ale pielęgniarki opiekujące się pacjentami, którzy często są leżący, z licznymi chorobami dodatkowymi, zniedołężniali, starsi, oprócz pracy medycznej muszą wykonać całą obsługę higieniczną. I to jest fizycznie ciężkie zadanie. Bo jeśli na pierwszym piętrze mamy około 30 pacjentów i 2-3 pielęgniarki, które muszą to wszystko zrobić, to nie ma co ukrywać, że nie jest łatwo.

To też pokazuje, że ten nasz system, gdzie 2-3 pielęgniarki obsługują 30 pacjentów, nie powinien wyglądać, jak wygląda.

– Myślę, że żaden system nie był przygotowany na takie obłożenie oddziałów. Ale też pokazuje, że ta rezerwa w sensie kadrowym powinna być. Normy powinny wyglądać inaczej. Nie powinno to być 10 pacjentów przypadających na jedną pielęgniarkę.

Czy ta pandemia zmieni też podejście do dziedziny chorób zakaźnych? Bo przez ostatnie lata była chyba niedocenianą dziedziną medycyny.

– Też chciałbym znać na to pytanie odpowiedź. Jeśli chodzi o polskie realia, to przez lata działaliśmy jako pewna specjalność niszowa, aczkolwiek mieliśmy sporo pacjentów. Poza okresem, kiedy była pewna panika przed ebolą kilka lat temu, to później żyliśmy we względnym spokoju i świadomości, że wszystko jest w porządku. Okazało się, że nie do końca.

Ta pandemia pokazała też, że przemodelowana powinna być praca sanepidu, trzeba pomyśleć o stworzeniu pewnego systemu łóżek szpitalnych i planu działania kryzysowego w przypadku podobnych sytuacji.

Czy po roku od wybuchu pandemii i wielu scenariuszach kreślonych przez ekspertów dziś jest taki pewnik, który możemy przyjąć co do jej dalszego rozwoju bądź ewentualnego zakończenia?

– Jest wiele modeli matematycznych, prognoz, planów, jak to się może potoczyć. Ale mimo że mamy mnóstwo ludzi zakażonych na całym świecie, to ciągle wielu rzeczy nie wiemy na temat wirusa.

Nie wiemy podstawowej rzeczy – na jak długo wystarczy nam odporność na wirusa. Czy to w przypadku przechorowania czy zaszczepienia. Wydaje się, że jest lepiej, niż wielu sądzi i mówi, np. w kontekście powtórnego zakażenia czy wygasającej odporności. Ona ma prawo wygasać. Natomiast mimo upływu roku bardzo rzadko spotykamy się z powtórnymi zakażeniami. To są pojedyncze przypadki. Takie zjawisko jest normalne w przypadku chorób zakaźnych i jest do zaakceptowania.

Kolejna rzecz. Na jak długo wystarczą szczepionki. Możemy planować, że w ciągu następnych lat będziemy mieli kolejne fale pandemii, natomiast w modelowaniu jest jeden pozytywny element, który może to zmienić. To jest właśnie szczepionka. Zadziałanie skutecznej szczepionki może sprawić, że pandemia wygaśnie albo będzie takim problemem niszowym, na który nikt nie będzie zwracał uwagi za 2-3 lata. Ale niestety trzeba brać pod uwagę wariant mniej optymistyczny, że wirus będzie mutować i powracać sezonowo falami w okresie jesienno-zimowym czy wiosennym. I to nie jest optymistyczny scenariusz.

Mam nadzieję, że postęp nauki sprawi, że będziemy w stanie modyfikować szczepionki pod kątem kolejnych wirusów, tak jak to się robi w przypadku grypy.

Natomiast myślę, że środki bezpieczeństwa, czyli maski w pomieszczeniach zamkniętych i w pewnych sytuacjach, dezynfekcja – pozostaną z nami jeszcze przez pewien czas, który w chwili obecnej trudno jest określić…

*Prof. Krzysztof Tomasiewicz

Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

Od 10 lat kieruje Kliniką Chorób Zakaźnych SPSK 1 w Lublinie. W przeszłości uczestniczył w wielu stażach oraz badaniach naukowych w jednostkach w całej Europie, m.in. Austrii czy Niemczech, ale też w Izraelu i Gruzji. 

Sama klinika powstała już w 1955 roku. W 2009 roku została przeniesiona do nowej siedziby w budynku przy ul. Staszica. Jest jedną z nowocześniejszych w kraju. Znajduje się tu 15 dwuosobowych sal dla chorych, osiem izolatek oraz dwie sale intensywnego nadzoru medycznego. Łącznie 38 łóżek. 

To właśnie tutaj, zwłaszcza na początku pandemii, wysyłani byli wszyscy pacjenci z podejrzeniem oraz zdiagnozowanym koronawirusem. Obecnie nadal leczonych jest tu wiele osób, szczególnie w ciężkim stanie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPodkarpacie: Wypadek autobusu na A4. Nie żyje pięć osób, ponad 40 jest rannych
Następny artykułMisja łazika Perseverance. Pierwsza przejażdżka po powierzchni Marsa