Prof. Ryszard Koziołek: – Mam nadzieję, że w niewielkim stopniu, choć to doświadczenie czasu epidemii na pewno sporo nas nauczy. Tym, co zostanie, będą m.in. pomnożone i ulepszone narzędzia do kształcenia zdalnego, które rozwijamy w błyskawicznym tempie. Większość uczelni, Uniwersytet Śląski także, ma jednostki, które się w tym specjalizowały już wcześniej. U nas są to: Centrum Kształcenia na Odległość oraz Uniwersytet Otwarty. Ich pracownicy od dawna testowali i rozwijali oraz uczyli resztę społeczności akademickiej, jak korzystać z takich narzędzi. Teraz, z konieczności, ponad 90 proc. programów studiów zostało przeniesionych do sieci. Pewnych zajęć, jak ćwiczenia z chemii lub biologii, badania terenowe czy praktyki, nie sposób, oczywiście, przeprowadzić przez internet. Będzie trzeba je nadrobić albo w ostatnich tygodniach semestru, albo nawet przedłużyć semestr na miesiące letnie. Jednak większość zajęć odbywa się on-line i w tej skali jest to dla całej uczelni nowe doświadczenie.
Wielu z nas nie korzystało do tej pory z internetowych narzędzi kształcenia. Teraz sytuacja skłoniła nas, nawet bardziej nauczycieli niż studentów, do szybkiego zdobycia nowych kompetencji. To także interesujący eksperyment pedagogiczny – studenci czy doktoranci, którzy są bardziej biegli w komunikacji wirtualnej, mogą uczyć swoich nauczycieli.
Dzielenie się wiedzą przebiega zatem w dwóch kierunkach i na tym właśnie powinien polegać nowoczesny uniwersytet. Po ustaniu epidemii nasze nauczanie stanie się bogatsze technicznie i metodycznie, ale przede wszystkim studenci nie stracą semestru. Bardzo bym jednak nie chciał, żeby uniwersytet w przyszłości stał się aplikacją na smartfona. Obecnie mamy do czynienia z uniwersytetem stanu wyjątkowego. Nauczanie od tysięcy lat odbywa się w bardzo tradycyjny sposób i polega na przebywaniu razem nauczyciela i ucznia, w rzeczywistej przestrzeni: klasie szkolnej czy sali akademickiej. Dla dobrego nauczania nie wystarczą ekrany i klawiatury, tak jak wcześniej nie wystarczały biblioteki czy dyski z danymi. Nie mogę się doczekać, aż uniwersytet wróci na swoje miejsce.
Na razie epidemia coraz bardziej wpływa na funkcjonowanie uczelni. 28 kwietnia miały odbyć się wybory na stanowisko rektora, na które pan kandyduje. Odbędą się?
– Na ostatnim posiedzeniu senatu Uniwersytetu Śląskiego, które odbyło się 8 kwietnia, podjęliśmy decyzję o zawieszeniu terminu wyborów do czasu, który bardziej sprzyja spotkaniom i debatom z kandydatami. O to głównie chodzi, ponieważ samo głosowanie, inaczej niż w wyborach prezydenckich, da się przeprowadzić łatwo w sposób elektroniczny. Odbywamy w ostatnich tygodniach zdalne posiedzenia senatu, rad instytutów czy komisji senackich. Podejmujemy decyzje, głosujemy. Jednak spotkania kandydatów na rektora ze społecznością akademicką powinny odbywać się w przestrzeni rzeczywistej. Niestety, nie ma gwarancji, że do końca sierpnia, gdy polskie uczelnie powinny wybrać nowych rektorów, sytuacja epidemiczna zmieni się na tyle, aby było to możliwe. Wówczas, jak zrobił to ŚUM czy AWF, będziemy głosować zdalnie.
A co z majowymi maturami? Powinny zostać przesunięte lub odwołane? Co wówczas z rekrutacją na uczelnie?
– Nie potrafię sobie teraz wyobrazić bezpiecznych matur w formie tradycyjnej. Można snuć różne scenariusze, od łagodnych, które są naszym życzeniem, kto wie, czy nie pobożnym, że matury odbędą się opóźnione – wówczas uczelnie odpowiednio przesuną rekrutację. Nawet gdyby miała ona zahaczyć o październik, nic się nie stanie. Inny scenariusz to taki, w którym nie da się przeprowadzić matur przy zachowaniu bezpieczeństwa wszystkich uczestników. Można wówczas rekrutację na uczelnie oprzeć o konkurs świadectw. Pewnie wielu uczniów będzie zawiedzionych, bo przyzwyczaili się, że przepustką na studia były wyniki z matury i na nich się koncentrowali. Gdyby miał się urzeczywistnić ten drugi scenariusz, ministrowie edukacji i szkolnictwa wyższego musieliby stworzyć do tego prawną możliwość.
W swoim programie wyborczym napisał pan, że uniwersytet jest obecnie jedyną instytucją publiczną, przygotowaną, aby przejąć każdy spór lub konflikt i nadać mu postać cywilizowanej konwersacji. W czasach społecznych podziałów wydaje się to bardzo ważne.
– W ostatnich latach debata o uniwersytetach koncentrowała się głównie na ich efektywności naukowej. Sporo mówiło się też o absolwentach na rynku pracy, natomiast nie pytaliśmy o korzyści społeczne, jakie płyną z funkcjonowania uniwersytetów. Tymczasem poziom debaty publicznej dramatycznie się obniżył. Przeraża niski poziom argumentacji i to, że świadomie można kwestionować fakty, wiedzę i autorytet ekspertów. Społeczeństwo staje się coraz bardziej bezbronne wobec manipulacji czy zwykłego kłamstwa na temat rzeczywistości.
Okazuje się, że polska uczelnia publiczna przy wszystkich jej słabościach i potrzebach jest jedyną instytucją, do której społeczeństwo może się zwrócić z pytaniem o wiarygodny osąd rzeczywistości. Sytuacja zagrożenia epidemicznego brutalnie nam to potwierdziła. Wszyscy nagle zwrócili się w stronę naukowców z nadzieją na wsparcie, którego nie udzielą nam politycy ani biznes. Jako społeczeństwo w stanie wyjątkowego zagrożenia epidemią potrzebujemy pomocy nie tylko naukowców, którzy zajmują się kwestiami medycznymi: lekarzy, biotechnologów i wirusologów. Zwracamy się do matematyków, bo nagle okazało się, że to oni tworzą wiarygodne prognozy na przyszłość. Potrzebujemy psychologów, którzy pomogą nam radzić sobie ze stresem lęku i odosobnienia, informatyków, którzy pozwalają nam utrzymać ze sobą kontakt, dydaktyków, którzy utrzymają kształcenie w sposób zdalny. Potrzebujemy całej nauki, żeby nas wsparła w kryzysie.
Podkreśla pan, że będzie dążył do tego, żeby Uniwersytet Śląski stał się uczelnią badawczą.
– Taki powinien być cel każdego rektora, niezależnie od tego, kto nim zostanie. UŚ jest uczelnią badawczą, ale znalezienie się w gronie dziesięciu najlepiej ocenianych uczelni w Polsce otworzyłoby nam drogę do uzyskania lepszego finansowania. Aby to osiągnąć, ważna jest mocna współpraca międzynarodowa, w której kontakty z uczelniami w Europie i na świecie będą codziennością badawczo-dydaktyczną. Jesteśmy częścią konsorcjum Transform for Europe. W jego ramach kilka uczelni z Europy podjęło porozumienie o ścisłej współpracy. Dążą do tego, by stać się czymś w rodzaju jednego kampusu, w którym przemieszczanie się pomiędzy uczelniami przez naukowców i studentów będzie dużo swobodniejsze niż dzisiejszy Erasmus. Potrzebna jest jednak ogromna praca. Musimy dostosować nasze systemy, żeby można było swobodnie pojechać na miesiąc, kwartał czy semestr na inną uczelnię, płynnie kontynuując swoje studia czy badania. Drugą ważną kwestią jest uczestnictwo w światowej nauce, czyli tworzenie zespołów, w których naukowcy z różnych krajów będą prowadzić wspólne badania, aplikować o granty.
Na które dziedziny nauki UŚ powinien postawić?
– Na wszystkie, w których prowadzimy badania i uczymy. Na tym polega wyjątkowość uniwersytetu, że próbuje ogarnąć poznawczo całość rzeczywistości. Ale siłą UŚ będzie jego odrębność. Musimy być dobrzy we wszystkich dyscyplinach i eksponować to, co nas wyróżnia, jak Szkoła Filmowa im. Kieślowskiego, Centrum Badań Polarnych, projektowanie gier i przestrzeni wirtualnych, Kolegium Indywidualnych Studiów Międzyobszarowych.
A dydaktyka?
– Nie ma dobrej dydaktyki bez dobrej nauki. Dziś wiedza nie jest już tylko w książce i głowie profesora, student ma do niej łatwiejszy dostęp. Kształcenie nie będzie polegać tylko na transferze wiedzy między nauczycielem i uczniem, ale na wykorzystywaniu otwartych zasobów informacji do uczenia się, jak samodzielnie lub zespołowo rozwiązywać problemy badawcze. Zaczęliśmy w tym duchu przebudowywać studia magisterskie, aby najważniejszym ich elementem stał się rozbudowany moduł dyplomowy, czyli praca magisterska. Student powinien mieć samodzielny wpływ na program kształcenia tak, żeby mógł, jak najlepiej rozwiązać problem, nad którym pracuje. Musimy też wspólnie pracować nad zmianą pozycji studenta w procesie kształcenia. Chciałbym, żeby studentom mocno zależało na jakości własnego wykształcenia, żeby wywierali na nas presję swoim zaangażowaniem, oczekując coraz lepszej edukacji.
A co z inwestycjami? Słyszałam, że chciałby pan także w ich sprawie pytać o zdanie studentów, wprowadzając budżet obywatelski?
– Są inwestycje potrzebne nam bezdyskusyjnie. Od lat zabiegamy o budowę nowej siedziby dla naszych biologów i chemików. Dzięki determinacji obecnego rektora jesteśmy już blisko celu. Oby tylko epidemia nie skomplikowała tych planów, ponieważ takie inwestycje nie mogą się udać bez poważnego wsparcia z budżetu państwa. Chciałbym jednak, żeby studenci i pracownicy mieli wpływ na mniejsze inwestycje, jak zazielenianie kampusów czy budowa drobnej infrastruktury, które sprawiają, że w uczelnianych przestrzeniach dobrze się studiuje, pracuje i przebywa. Temu miałoby służyć wprowadzenie uczelnianego budżetu obywatelskiego.
Często powtarza pan, że chce zbliżyć uniwersytet do społeczności lokalnej.
– Już robimy wiele, jeśli chodzi o popularyzację wiedzy. Najbardziej spektakularnym przedsięwzięciem jest Śląski Festiwal Nauki. Chcemy wytworzyć poczucie dumy lokalnej z posiadania uniwersytetu, ale to nie może być tylko duma z tego, że jest uniwersytet w mieście. Chciałbym, żeby ludzie mieszkający w regionie, a zwłaszcza w naszych miastach akademickich (Cieszyn, Chorzów, Katowice, Sosnowiec) mieli poczucie, że jesteśmy pożyteczni, nie tylko dlatego, że kształcimy obywateli, ale także dlatego, że przydajemy się do rozwiązywania istotnych problemów. W sytuacji kryzysowej, w której znaleźliśmy się obecnie, ludzie, na których spoczęła olbrzymia odpowiedzialność, jak wojewoda, marszałek, prezydenci czy władze samorządowe, powinni otoczyć się gronem doradców, także naukowców. Nie muszą być sami z trudnymi decyzjami. Nie rozumiem, dlaczego z tego nie korzystają. Nie tracąc czasu, na stronie UŚ dostarczamy każdemu informacji o tym, jak radzić sobie ze studiami w czasie epidemii, uruchomiliśmy akcję #UŚwspiera, a niebawem przygotujemy program wsparcia dla tegorocznych maturzystów. Jak widać, uniwersytet nie zatrzymuje się ani na chwilę. Wierzę, że niebawem wrócimy na uczelnię, podobnie jak do wszystkich opuszczonych przez nas chwilowo miejsc.
Kto jeszcze kandyduje na stanowisko rektora Uniwersytetu Śląskiego?
Prof. dr Zbigniew Jan Celiński
Prof. Zbigniew Celiński Uniwersytet Śląski, materiały prasowe
Urodził się w Świętochłowicach, wychował w Tychach. Skończył studia magisterskie na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii UŚ. Pracował w Zakładzie Fizyki Ciała Stałego PAN w Zabrzu, a potem rozwijał karierę naukową za granicą. Stopień doktora uzyskał w Simon Fraser University w Kanadzie. Prowadził badania w University of Arizona w Stanach Zjednoczonych, w BESSY w Berlinie oraz w KFA-Jülich w Niemczech. W 1995 r. został wybrany na stanowisko assistant professor w University of Colorado, gdzie przeszedł wszystkie szczeble kariery naukowej.
– Wieloletnia praca na uczelniach, zarówno w Polsce, jak i za granicą, współpraca z wieloma ośrodkami naukowymi i badawczymi oraz prywatnymi firmami na całym świecie pozwoliły mi nabyć umiejętności niezbędne do pokierowania tak ważną instytucją, jaką jest Uniwersytet Śląski – mówi Celiński.
Deklaruje, że jeśli zostanie rektorem, będzie dążył do wprowadzenia UŚ do grona uczelni badawczych oraz na prestiżową Listę Szanghajską. Skupi się na podwyższaniu jakości badań naukowych i rozszerzaniu kontaktów międzynarodowych oraz wsparciu rozwoju młodej kadry naukowej. Celiński chciałby stworzyć przejrzysty, nowoczesny system zarządzania uczelnią i zwiększyć współpracę ze społeczeństwem, lokalnym przemysłem oraz instytucjami kultury. Jako rektor modernizowałby i usprawniał systemy informatyczne oraz pozyskiwał fundusze unijne i krajowe na rozwój infrastruktury uniwersyteckiej.
Prof. dr hab. Karol Kołodziej
prof. Karol Kołodziej Uniwersytet Śląski, materiały prasowe
Urodził się w Siemianowicach Śląskich, ale wychował w Katowicach. Od 41 lat związany jest z Uniwersytetem Śląskim. Tutaj studiował fizykę, a potem przeszedł wszystkie szczeble kariery naukowej. Prof. Kołodziej odbył kilka staży naukowych – łącznie ponad sześć lat – w renomowanych ośrodkach zagranicznych, w tym na uniwersytetach w Monachium, Bielefeld, Würzburgu, Leiden, Madison i w laboratorium DESY w Niemczech. Przez 19 lat pełnił funkcje kierownicze na UŚ, był m.in. dziekanem Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii, członkiem Senackiej Komisji ds. Kształcenia oraz Senackiej Komisji ds. Budżetu i Finansów. Pełnił obowiązki kierownika Zakładu Teorii Pola i Cząstek Elementarnych. Obecnie jest członkiem senatu UŚ.
Deklaruje, że jeśli zostanie rektorem, przekształci instytuty dyscyplinowe, posiadające uprawnienia do nadawania stopni naukowych, w jednostki na prawach wydziałów, z dyrektorami lub dziekanami pochodzącymi z wyboru. Będzie też dążył do przywrócenia prawa do zasiadania w radach naukowych wydziałów wszystkim profesorom uczelni ze stopniem doktora habilitowanego. Chciałby również wprowadzić elastyczny czas pracy dla pracowników badawczo-technicznych i zmienić zasady przeprowadzania ocen okresowych pracowników. Ponadto deklaruje wprowadzenie ogólnouczelnianego systemu zachęt finansowych do publikowania w wysoko punktowanych czasopismach, składania wniosków o granty oraz uzyskiwania patentów. Marzy o centrum wsparcia dla pracowników przygotowujących wnioski i kierujących projektami badawczymi, a prace magisterskie i kształcenie w szkołach doktorskich powiązałby ściślej z badaniami naukowymi prowadzonymi w uczelni.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS