A A+ A++

Dążenie polityczne jest tutaj takie, żeby narzucić wszystkim krajom pewnego typu rozwiązania, które wiadomo, w którym idą kierunku – od związków partnerskich, poprzez małżeństwa homoseksualne, do prawa adopcji przez nie dzieci” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS, odnosząc się do projektu rezolucji PE, zgodnie z którym cała UE miałaby zostać ogłoszona „Strefą Wolności LGBTIQ”.

CZYTAJ TAKŻE:

— PE ma ogłosić całą Unię Europejską „Strefą Wolności LGBTIQ”. Kempa nie ma złudzeń: To jest uderzenie w Polskę, ale również w Węgry

— TYLKO U NAS. Wiśniewska: Rezolucja PE ma utrwalić fake news, jakoby w Polsce osoby LGBT były prześladowane. Dość już tych kłamstw

— Złotowski: To bardzo lewicowo-postępowa kadencja PE. Niemal wszystkie frakcje są zdominowane przez permisywistyczną ideologię

wPolityce.pl: Pięć frakcji w PE poparło projekt rezolucji, zgodnie z którą cała UE miałaby zostać ogłoszona „Strefą Wolności LGBTIQ”. Zawarto tam apel do KE, by użyła wszelkich dostępnych instrumentów do tego, by zapewnić „przestrzeganie zakazu dyskryminacji”. Co by się stało, gdyby ten projekt został przyjęty?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Poparcie projektu rezolucji przez te pięć grup w PE jest zgodne z ich ideowym profilem. Natomiast nie wiadomo, co się kryje za tym projektem. Co to jest ta dyskryminacja? Jeśli ma to oznaczać np. przymus do nadania parom homoseksualnym praw małżeństw przez wszystkie państwa UE, to byłoby to wykroczenie poza uprawnienia UE itd. Była już debata w PE nt. „stref wolnych od LGBT”, natomiast sprostowania w tej kwestii nie dotarły do osób, które piszą takie rezolucje. To jest wzięte jako podstawa do dalszej ofensywy i ta rezolucja jest następnym krokiem.

Następnym krokiem do czego?

Dążenie polityczne jest tutaj takie, żeby narzucić wszystkim krajom pewnego typu rozwiązania, które wiadomo, w którym idą kierunku – od związków partnerskich, poprzez małżeństwa homoseksualne, do prawa adopcji przez nie dzieci. Przypomnę, że przewodnicząca KE Ursula von der Leyen zapowiadała, że KE ma wprowadzić pewnego rodzaju regulacje, które dotyczą tego, że jak mówiła w jednym ze swoich przemówień, nie może być tak, iż jak coś jest uznawane za rodzinę w jednym kraju, to nie jest rodziną w innym kraju.

A jak pan patrzy na to, że EPL też popiera projekt tej rezolucji, chociaż formalnie to formacja chadecka?

To partia centrowa i bardzo postępowa. Nie popierała takich rozwiązań do momentu, jak w Niemczech nie nastąpiło uznanie małżeństw jednopłciowych, a to się stało dopiero kilka lat temu. Istnieją postępowi chrześcijanie, którzy takie rozwiązania wspierają. Myślę, że w tym sensie niektórzy politycy są w stanie to pogodzić za swoją chadeckością. Natomiast EPL za czasów Helmuta Kohla była na pewno partią o innym profilu politycznym, nie mówiąc już o czasach wcześniejszych.

Mówi pan, że obecnie EPL jest formacją o innym profilu politycznym niż wcześniej. Jak z tej perspektywy patrzy pan na decyzję Fideszu, by opuścić EPL?

Fidesz uprzedził ewentualne ich odsunięcie z EPL-u. Wystarczy spojrzeć, kto jest przewodniczącym EPL-u [chodzi o Donalda Tuska – przyp. red.], żeby wiedzieć, dokąd zmierza EPL – to człowiek wywodzący się z polskiej partii, która uchodziła za liberalną, dzisiaj jest liberalno-lewicowa, kiedyś byłą może liberalno-centrowa. Ten ruch Fideszu oczywiście zmieni oczywiście trochę układ sił, przede wszystkim osłabi frakcję EPL-u. Jednak osłabienie EPL-u oznacza wzmocnienie jeszcze Socjalistów i grupy Renew, która jest w niektórych sprawach jeszcze bardziej na lewo od socjalistów. Zatem raczej wzmocni się ta większość, która dominuje w PE.

Ale może wzmocni się także EKR – być może Fidesz przystąpi do Państwa frakcji.

Tak, ale to oznaczałoby, że z 6 grupy pod względem liczebności w PE, bylibyśmy większą grupą niż Zieloni, ale to nie jest ta wielkość, która pozwala skutecznie prowadzić politykę. Gdyby było tak, że przy obecnym układzie sił Tożsamość i Demokracja, EKR i EPL mogłoby mieć większość, to byłaby to duża zmiana polityczna, ponieważ przynajmniej w pewnych kwestiach, na przykład polityki przemysłowej, można byłoby budować większość. Jednak nawet te trzy grupy razem nie mają większości. To jest ten dramat konserwatystów w Europie, że zawsze są w mniejszości. Zawsze wtedy, kiedy dojdzie do głosowań większościowych, przegramy. Zatem jedyną gwarancją polskiej suwerenności i tego, że w ogóle mamy jakiś głos polityczne, jest fakt, że czasami w Radzie Europejskim pewne decyzje podejmuje się jednomyślnie i na szczytach UE podejmuje się jednogłośnie decyzje. Natomiast w PE jesteśmy zawsze zdani na kompromisy, wnoszenie poprawek i prób budowania jakiegoś sojuszu wokół spraw, które są dla nas ważne. Jednak w tych sprawach moralno-etycznych takiej większości się nie udaje zbudować. Przed tym można się bronić przede wszystkim poprzez obronę kompetencji państw członkowskich w UE. Po drugie, polityka Polski powinna być polityką aktywną, to znaczy musimy wspierać te siły w krajach UE, które podzielają naszą wizję Europy, człowieka itd. Tych sił trochę jest, musimy budować sojusze, ale prowadzić też bardzo aktywną politykę komunikacyjną.

Rozmawiał Adam Stankiewicz

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKonkurs reporterski dla uczniów warszawskich szkół. Inspirowany Kapuścińskim
Następny artykułWołomin-miasto przyszłości. Rozstrzygnięcie konkursu