TSUE orzekł, że były więzień Auschwitz Stanisław Zalewski nie może dochodzić sprawiedliwości przed polskim sądem za zwrot „polskie obozy” użyty przez niemieckie media. Portal wPolityce.pl zapytał prof. Genowefę Grabowską, konstytucjonalistkę, jak odbiera to orzeczenie.
CZYTAJ TAKŻE:
— Haniebne określenie „polskie obozy” nie narusza dóbr osobistych byłego więźnia? Szokujące orzeczenie TSUE, które chroni interesy niemieckich mediów
— Pełnomocnik b. więźnia Auschwitz bez ogródek: Jesteśmy zszokowani. TSUE stanął po stronie kłamców mówiących o „polskich obozach”
Dla mnie tutaj najbardziej dziwne w tym orzeczeniu jest to, że przecież była opinia rzecznika generalnego TSUE przed tym wyrokiem, pana Michala Bobka. W lutym tego roku rekomendował, by TSUE poszedł w tym kierunku, o który chodziło Warszawie – czyli uznawał prawo obywatela UE, które dobra osobiste zostały zagrożone i naruszone, do dochodzenia roszczeń za ten fakt przed sądem swego kraju. Na ogół, w ponad 90 proc., wyrok TSUE jest zgodny z opinią rzecznika generalnego. W tym przypadku TSUE poszedł z całkiem odwrotnym kierunku niż ta rekomendacja
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Genowefa Grabowska.
„TSUE zagrodził drogę sądowi w Warszawie”
TSUE zagrodził drogę sądowi w Warszawie, dając „ucho” wyjaśnieniom, które złożyli prawnicy broniący wydawcy niemieckiego. Ten regionalny wydawca uciekł się do takiego adwokackiej sztuczki, mówiąc, że to medium regionalne nie rozprzestrzenia treści w całym internecie, pisze tylko po niemiecku i tylko do adresatów z tego regionu. W związku z tym, jeżeli to ma być wyjaśnione, to przed sądem niemieckim. Drugi przedstawiony argument jest taki, że pan Zalewski nie był w tym artykule wymieniony z imienia i nazwiska. To jest już najgłupsze, co można było podnieść, ale TSUE podzielił tę opinię. TSUE uznał, że to za mało, żeby tylko przynależność do narodu polskiego wystarczała, by skorzystać z unijnych reguł, wskazujących na jurysdykcję sądową co do publikacji tego typu. TSUE posłużył się dzisiaj takimi adwokackimi metodami, podzielając w 100 proc. wyjaśnienia przedstawiciela niemieckiego wydawnictwa, a zupełnie ignorując opinię rzecznika generalnego TSUE
— podkreśla.
W moim odczuciu TSUE zaprzeczył temu, że mamy jakiś europejski wymiar sprawiedliwości, chroniący europejskie wartości. Tu ochrona wartości polegała na tym, że trzeba chronić godność, wartość nie tylko osób, ale i tożsamość państw, tożsamość narodową – to przecież zasługuje na ochronę. To, że to niemieckie medium sprostowało w końcu tę informacje, nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Przecież w tym wydawnictwie była wiedza, że to nie były polskie obozy śmierci, że Treblinka była niemieckim obozem śmierci. Mimo to użyto takiego sformułowania, a więc dopuszczono się fałszu historycznego
— zaznacza.
Prof. Grabowska: TSUE zamyka polskiemu obywatelowi drogę dojścia do sprawiedliwości
Mam tu ogromne pretensje do TSUE, że żonglując przepisami dotyczącymi jurysdykcji, czyli właściwości sądów w państwach członkowskich, idzie tak dalece, że zamyka polskiemu obywatelowi drogę dojścia do sprawiedliwości
— mówi prof. Grabowska.
Nie po to mamy w UE współpracę sądową i mamy TSUE, żeby Trybunał utrudniał obywatelom dochodzenie roszczeń – TSUE ma obywatelom to ułatwiać. Tym wyrokiem TSUE zamyka drogę dla obywateli tych państw, którzy chcą załatwiać sprawy sądowe w swoim państwie. Zamknięcie tej drogi jest szalenie wygodne dla Niemiec, niemieckiej prasy, niemieckich wydawców, bo tam bardzo często pojawiają się takie „kwiatki”, jak ten obecnie omawiany o „polskich obozach zagłady”. Wydawca taki jest bezkarny, wie, że przeciwko niemu nie będą szły pozwy z Polski, bo kto będzie narażał się na koszty, dojazdy, wyznaczanie pełnomocników przed wymiarem sprawiedliwości innego państwa. TSUE mówi: Masz obywatelu jechać do sądu w Karlsruhe, w Madrycie, w Sevilii i tam dochodzić swoich spraw, jeżeli masz problem transgraniczny, albo historyczny jak w tym wypadku
— tłumaczy konstytucjonalistka.
„Nie może być tak, żeby ofiarę wysyłać do sądu państwa sprawcy”
To orzeczenie będzie wymagało bliższego spojrzenia i rozeznania. Rozumiem, że każdy sąd ma swoją właściwość, ale przy transgranicznym rozpatrywaniu sporów, to muszą być dostępne sądy zarówno tego państwa, w którym sprawca przebywa, jak i tego państwa, w którym jest ofiara, która czuje się dotknięta. Nie może być tak, żeby ofiarę wysyłać do sądu państwa sprawcy, wiedząc, że ona często ze względu na wiek czy zasobność portfela nigdy tam nie dotrze
— dodaje.
not. as
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS