W czwartek gdański sąd miał ogłosić wyrok w sprawie tzw. gangu Braciaków. Nie ogłosił go jednak, gdyż konieczne było wznowienie przewodu ze względu na możliwą zmianę kwalifikacji części czynów zarzucanych czterem spośród 20 oskarżonych. Ostateczny werdykt sądu poznamy prawdopodobnie 30 marca.
Na sali tłum dziennikarzy, wszyscy szykują się na ogłoszenie wyroku w trwającym od 2014 roku procesie chyba najbardziej rozpoznawalnej aktualnie na Pomorzu grupy przestępczej. Sędzia Marek Goc informuje jednak, że wyroku dziś nie usłyszymy. Zamiast tego wznawia przewód sądowy. Wszystko przez możliwą zmianę kwalifikacji kilku czynów zarzucanych czterem spośród 20 oskarżonych.
O co konkretnie chodzi? Tego już nie wiadomo, bo zaraz po wznowieniu przewodu dziennikarze zostają wyproszeni z sali. Sam proces odbywa się bowiem za drzwiami zamkniętymi.
Wyrok – już jawny – sąd ma wydać za półtora miesiąca, 30 marca.
Zatrzymani po raz pierwszy
Historia gangu Braciaków (grupą dowodzą bracia – stad jej nazwa) sięga roku 2009 i w teorii kończyć powinna się we wrześniu 2013 roku, kiedy to policjanci CBŚP, przy wsparciu policjantów z KWP, przeprowadzają akcję zakończoną zatrzymaniem 12 osób. W kolejnych miesiącach za kratki trafiają “niedobitki” – kolejnych dziewięć osób działających w gangu.
W praktyce gang działa nadal, do czego z pewnością przyczynia się decyzja sądu, który w 2015 roku decyduje się złagodzić środki zastosowane wobec liderów grupy i wypuścił ich z aresztu w zamian za poręczenia majątkowe. O tym jednak później.
- 2009 – według ustaleń prokuratury gang zaczyna działać na terenie Witomina, na jego czele staje trzech braci B. – fanatycznych kiboli i synów byłego policjanta, który kilka lat wcześniej zostaje skazany jako członek policyjnego gangu zajmującego się napadami i porwaniami.
- 2013 – CBŚP i policjanci z KWP chwalą się rozbiciem gangu Braciaków, większość członków grupy trafia do aresztu.
- 2014 – do sądu trafia akt oskarżenia, rozpoczyna się też proces, oskarżeni zachowują się przed sądem jak celebryci; sąd utajnia proces na ich wniosek.
- 2015 – sąd wypuszcza na wolność głównych oskarżonych, dzięki poświadczeniu majątkowemu mogą odpowiadać z wolnej stopy; według sądu materiał dowodowy jest już zebrany, a oskarżeni spędzili wcześniej dwa lata za kratkami, nie ma więc potrzeby przedłużania im aresztu.
- 2017 – w Danii zostaje zamordowana 31-letnia kobieta – ktoś podpala mieszkanie (prawdopodobnie “domówkę”), w którym przebywa wraz z 22-letnią koleżanką – obie są Polkami, tylko jedna z nich ucieka z płomieni; policja zatrzymuje część bezpośrednich sprawców, okazuje się jednak, że zleceniodawcami zabójstwa mogą być bracia B., ci jednak znikają.
- 2019 – w Hiszpanii policja zatrzymuje dwóch braci B. – jeden z nich rezyduje na ukrytej plantacji narkotyków.
- 2020 – kończy się proces dotyczący działalności gangu w latach 2009-2013, wyrok ma zostać ogłoszony 30 marca.
Zakładają domówki, zarabiają miliony
Toczący się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku proces dotyczy tylko działalności grupy w latach 2009-2013, kiedy to na samym sutenerstwie miała zarobić 6 mln zł. Jaki obraz wyłania się z aktu oskarżenia wysłanego w 2014 roku do sądu?
W pierwszych latach swojej działalności grupa zajmuje się głównie organizacją tzw. “domówek”, czyli małych agencji towarzyskich. Nieobcy jest jej też biznes narkotykowy, paserstwo kradzionych samochodów oraz pranie brudnych pieniędzy. Wśród zarzutów, które formułuje prokuratura, mowa jest też o posiadaniu bez zezwolenia materiałów wybuchowych i ostrej amunicji.
Czytaj też: Bracia B. zatrzymani po raz pierwszy
Według ustaleń śledztwa szefem gangu jest Aleksander B., z którym ściśle współpracują jego bracia: Leszek B. i Paweł B. Grupa działa głównie na terenie Gdyni-Witomina, gdzie mieszka większość jej członków. Sami bracia to dzieci… byłego policjanta, który jednak na początku wieku zbacza na złą drogę i trafia do więzienia jako jeden z członków szajki zajmującej się porwaniami i napadami.
Gang Braciaków – w skład którego wchodzą praktycznie tylko “fanatyczni kibole” jednej z gdyńskich drużyn piłkarskich – jest doskonale zorganizowany. Wśród jego członków obowiązuje ścisły podział ról, a w grupie panuje wojskowa dyscyplina, którą – często siłą – wprowadzają sami bracia B.
Gang zorganizowany niczym wojsko
Przywódców gangu po raz pierwszy zatrzymano we wrześniu 2013 roku
Bracia B. zarządzają bezpośrednio czterema agencjami. W każdej z nich jednorazowo pracuje sześć-siedem kobiet. Poza prowadzeniem własnych agencji grupa braci B. wyszukuje również w ogłoszeniach prasowych innych “domówek”. Po znalezieniu ogłoszenia takiego lokalu jeden z braci B. umawia się na usługę seksualną, a następnie jeden z “ochroniarzy” grupy proponuje wykupienie “płatnej ochrony” za cenę do 2 tys. zł miesięcznie za każdą kobietę zajmującą się prostytucją w danej agencji. W razie odmowy zapłaty kobiety są zastraszane i zmuszane do zakończenia działalności.
Szefowie gangu wydają polecenia innym członkom grupy, ustalają skład kobiet pracujących w określonym dniu w konkretnej agencji, rozdysponowują telefony komórkowe przypisane do ogłoszeń towarzyskich na portalach erotycznych, podejmują decyzje w sprawie udzielenia wolnego dnia dla poszczególnych kobiet, a także decydują o możliwości ich wyjść do sklepów, do fryzjera czy do kosmetyczki.
Twarda ręka braci B.
Bracia karzą też pracujące dla nich prostytutki – nie wypłacając zarobionych przez nie pieniędzy – choćby z powodu nieposłuszeństwa wobec członków grupy, niewłaściwego zachowania się wobec klienta, odmowy wykonania zamówionej usługi seksualnej, odmowy wyjazdu do klienta, samowolnego zdecydowania o zakończeniu pracy lub wyjścia bez pozwolenia z “domówki”.
Czytaj też: Akt oskarżenia przeciwko gangowi Braciaków
Kolejnymi w hierarchii grupy są ochroniarze, z ich “przywódcą” Mateuszem W., ps. “Pimpas”, na czele. Są oni odpowiedzialni za zabezpieczenie funkcjonowania agencji oraz za dowożenie prostytutek do klientów. W akcie oskarżenia prokuratorzy zwracają uwagę, że ochroniarze niższego szczebla są traktowani przez braci B. na równi z prostytutkami. Również są zastraszani, szantażowani, bici i karani finansowo.
Przed sądem pozują na celebrytów
Bracia B. nie tylko zmuszają kobiety do prostytucji, nie tylko sami wykorzystują je seksualnie, ale też uzależniają je od siebie. Chcą być postrzegani przez resztę członków gangu jako przywódcy sekty. Część “pracujących” u nich kobiet nosi tatuaże świadczące o całkowitym podporządkowaniu “organizacji” (np. “Niewolnica Pana Leszka” lub “Własność Olka”).
Czytaj też: Sąd wyłącza jawność postępowania w procesie Braciaków
Część z nich zresztą pozostaje wierna braciom. Choć akt oskarżenia oparty jest m.in. o zeznania pokrzywdzonych kobiet, to inne pozostają lojalne względem braci B. Gdy rusza proces, zjawiają się na sali w roli publiczności – ślą oskarżonym buziaki, pozdrawiają ich, sala rozpraw wygląda jak miejsce spotkania celebrytów z fankami. Dziennikarze mogli to obserwować tylko przez chwilę, bo sąd – na wniosek samych oskarżonych – wyłączył jawność postępowania.
Sąd wypuszcza liderów, gang wraca do gry
Choć akt oskarżenia przeciwko gangowi wpływa do sądu w 2014 roku, to proces gangu kończy się dopiero teraz. Jednym z powodów jest to, że w 2015 roku podczas jednej z rozpraw sąd podejmuje decyzję o zmianie środka zapobiegawczego wobec oskarżonych z tymczasowego aresztowania na środki wolnościowe, stosując wobec nich poręczenie majątkowe oraz zakaz opuszczania kraju.
Czytaj też: Sąd wypuścił na wolność braci B.
O tym, że nie jest to zbyt dobra decyzja, przekonuje zapis wydarzeń z kolejnych lat. Niemal od razu po opuszczeniu aresztu szefowie gangu wracają na przestępczą ścieżkę, tym razem jednak przenosząc swoje działania na teren Danii. Tam też dochodzi do zabójstwa, które znów zapewnia Braciakom nagłówki w mediach.
Morderstwo na terytorium Danii
Jeden z tych nagłówków jest naszego autorstwa. 10 stycznia 2017 roku dochodzi do samego morderstwa, a kilkanaście dni później duńska policja informuje polskie służby, że zarówno ofiara zabójstwa, jak i jego sprawcy to najprawdopodobniej Polacy.
Dość szybko udaje się ustalić, że bezpośredni sprawcy są mieszkańcami Trójmiasta. Policja zabezpiecza dwa samochody – wypożyczone przed zdarzeniem w Gdyni – którymi napastnicy udali się do Danii. W samochodach policjanci znajdują dowody, pozyskują także dane z GPS-ów aut, co pozwala dokładnie odtworzyć trasę ich przejazdu i znaleźć nagrania z kamer monitoringu, na których uchwycono sprawców.
Jak wygląda samo zabójstwo?
Jasny obraz wyłania się z informacji udostępnionych przez prokuraturę. Po dojechaniu do duńskiej miejscowości Aalborg sprawcy ataku odnajdują dom, w którym oficjalnie mieścił się salon masażu (a nieoficjalnie – tak przynajmniej twierdzi CBŚP – działała agencja towarzyska). Napastnicy zakładają maski, po czym wchodzą do domu i rozlewają tam benzynę, którą podpalają za pomocą świecy dymnej.
W momencie gdy wybucha pożar, w budynku przebywają dwie kobiety. 31-latka ginie w płomieniach, jej 22-letnia koleżanka wyskakuje przez okno.
Już po ugaszeniu pożaru w zgliszczach duńska policja natrafia też na zwłoki mężczyzny – prokuratura i CBŚP podejrzewają, że to jeden ze sprawców podpalenia, któremu nie udało się uciec. Inny z napastników również zostaje dość poważnie ranny.
Dwa miesiące po zdarzeniu, w kwietniu 2017 roku, na terenie Polski zatrzymanych zostaje sześciu podejrzanych. Każdy z nich słyszy zarzuty dotyczące działania w zorganizowanej grupie przestępczej oraz zabójstwa. W listopadzie tego samego roku za kratki trafia kolejny podejrzany. Pozostali członkowie grupy przestępczej, w tym domniemani zleceniodawcy zabójstwa, kierujący grupą bracia Aleksander B., Leszek B. i Paweł B. – znikają. Jak się później okazuje – w słonecznej Hiszpanii.
Zatrzymani po raz drugi
12 marca 2019 roku, w godzinach porannych, w ramach koordynowanej przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku i Europol międzynarodowej akcji prowadzonej jednocześnie na terenie Polski i Hiszpanii, polscy i hiszpańscy policjanci zatrzymują kolejne osoby związane z zabójstwem 31-latki. Na terenie Hiszpanii w ręce stróżów prawa trafia trzech podejrzanych: ostatni z bezpośrednich wykonawców zabójstwa – Mateusz W. oraz dwóch domniemanych zleceniodawców zbrodni, czyli bracia Aleksander i Leszek B.
Czytaj też: Ponowne zatrzymanie braci B.
W miejscu pobytu jednego z braci hiszpańscy policjanci znajdują 220 kg haszyszu oraz plantację konopi indyjskich, na której rośnie około 2,5 tys. krzewów. Zatrzymane osoby zostają przekazane na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania do Polski, gdzie prokurator przedstawia Aleksandrowi B. i Leszkowi B. zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, zlecenia zabójstwa, czerpania korzyści z cudzego nierządu oraz posiadania znacznych ilości środków odurzających. Z kolei Mateuszowi W. zostaje przedstawiony zarzut zabójstwa i działania w zorganizowanej grupie przestępczej.
Zarzuty także dla ojca braci i ich adwokata
Na terenie województwa pomorskiego zatrzymany zostaje w tym samym czasie ojciec kierujących gangiem braci – Jan B., któremu prokuratura przedstawia zarzut działania w zorganizowanej grupie przestępczej oraz czerpania korzyści z cudzego nierządu.
Dodatkowo również w marcu 2019 r. na terenie Danii zatrzymana zostaje kolejna osoba – Marta M.. Kobieta jest podejrzana o organizację na terenie tego kraju trzech agencji towarzyskich na polecenie braci B.
15 marca ubiegłego roku za kratki trafia również adwokat Piotr J., któremu przedstawiony zostaje zarzut nakłaniania świadka – jednej z prostytutek – do składania fałszywych zeznań.
Kończący się przed gdańskim sądem proces dotyczy tylko działań, których gang dopuścił się w Trójmieście do roku 2013. Działalność grupy w kolejnych latach, w tym morderstwo popełnione na terenie Danii, nie została jeszcze objęta żadnym aktem oskarżenia.
– Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa – przyznaje Marzena Mulkiewicz, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS