Mówiono, że jest „szaleńcem” i „faszystą”. Obrzucano go obelgami. Kiedy z porażającą precyzją przewidział wydarzenia z września 1939 roku, zadbano, by jego proroctwo nie ujrzało światła dziennego. Wszystko to dlatego, że ośmielił się krytykować polski rząd – i nawoływał do sojuszu z Hitlerem.
Atak Niemiec na Polskę i błyskawiczna klęska naszej armii w starciu z Wehrmachtem, bezczynność Francji i Wielkiej Brytanii, cios w plecy ze strony Związku Radzieckiego – Władysław Studnicki dokładnie opisał wszystkie te wydarzenia w swoim największym dziele. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zostało ono wydane… latem 1939 roku.
Czołowy polski germanofil
Urodzony 15 listopada 1867 roku w Dyneburgu, w Imperium Rosyjskim, Studnicki niechęć względem wschodniego mocarstwa wyssał z mlekiem matki. W jego rodzinnym domu królował polski patriotyzm – ojciec był agentem Rządu Narodowego podczas powstania styczniowego, a matka była związana z PPS-em.
Trwająca siedem lat zsyłka na Syberię za działalność socjalistyczną i założenie Polskiej Socjalno-Rewolucyjnej Partii „Proletariat” tylko utwierdziła go w przekonaniu, że Rosja jest głównym wrogiem Polski i uniemożliwia jej odrodzenie. Stąd pomysł na odbudowę ojczyzny pod protektoratem Austro-Węgier; prysł on jednak niczym bańka mydlana wraz z wybuchem I wojny światowej i kolejnymi porażkami cesarskich wojsk.
Studnicki postanowił więc postawić na innego gracza. Gdy na horyzoncie zaczęła majaczyć realna szansa na niepodległość, wprost stwierdził: „Uznajemy wpływy cywilizacyjne niemieckie za zdrowe, a wpływy rosyjskie za szkodliwe”. Za wszelką cenę usiłował pozyskać zachodniego sąsiada do koncepcji odbudowy Rzeczpospolitej. Jak pisze Piotr Zychowicz w swojej najnowszej książce Germanofil. Władysław Studnicki – Polak, który chciał sojuszu z III Rzeszą:
Dla Studnickiego Rosja to była Azja, a Niemcy – Europa. Miejsce Polski było w Europie, a nie w Azji. Na Zachodzie, a nie na Wschodzie. (…) Projektowany przez Studnickiego sojusz z Niemcami był więc nie tylko koniecznością geopolityczną, ale i szansą na cywilizacyjne podniesienie kraju. Idei tej Studnicki pozostał wierny do końca życia.
Wielokrotnie rozwodził się nad wyższością zachodniego sąsiada. Nie zraziła go nawet klęska Niemiec w wielkiej wojnie (podobnie jak później okupacja hitlerowska w Polsce) – otwarcie nawoływał do polsko-niemieckiego sojuszu.
Już samo to było nie w smak Polakom i przysporzyło mu wielu wrogów, a na dodatek Studnicki przecież bez pardonu krytykował poczynania ówczesnych władz Rzeczpospolitej (m.in. zawarcie sojuszu z Wielką Brytanią, który uważał za samobójstwo).
Ocenzurowane proroctwo
Uwzględniając to wszystko, trudno się zatem dziwić, że kiedy w 1939 roku – w przededniu kolejnego globalnego konfliktu – opublikował książkę Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej, spotkał się z natychmiastową i bardzo ostrą reakcją. Władze sanacyjne z miejsca ją skonfiskowały, gdyż kontrowersyjny polityk dowodził w niej, iż – wbrew propagandzie – Polacy wcale nie są „silni, zwarci i gotowi” oraz wieszczył (jak się okazało – słusznie), że Wielka Brytania i Francja nie wywiążą się z zobowiązań sojuszniczych, a Polska, pozostawiona na pastwę III Rzeszy ponownie zniknie z mapy świata.
Profetyczna publikacja, która powstawała w maju i czerwcu 1939 roku, miała nie ujrzeć światła dziennego. Cóż, władzom sanacyjnym nie zależało, by Polacy czytali o nieuchronnej zdradzie aliantów i klęsce w zbliżającym się wielkimi krokami konflikcie. Polityka za wszelką cenę postanowiono uciszyć. Piotr Zychowicz w książce Germanofil relacjonuje:
»Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej« wydrukował Studnicki w warszawskim Zakładzie Drukarskim St. Michalski i Cz. Ociepko przy ulicy Nowogrodzkiej 28. Książce nie było jednak dane trafić do rąk czytelników. Jeszcze nie zdążyła na niej wyschnąć farba, gdy – 21 czerwca 1939 roku – do drukarni wtargnęła policja i skonfiskowała cały nakład. Ocalało tylko kilka egzemplarzy, które Studnicki wcześniej zdążył zabrać do domu. Inicjatywa konfiskaty wyszła od rządu, a konkretnie – z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Na nic zdały się prośby i groźby Studnickiego, który dopominał się interwencji od samego Józefa Becka. Decyzji o konfiskacie nie cofnięto, argumentując, że zawiera ona fałszywe i niepokojące wiadomości. O ponurym proroctwie czołowego polskiego germanofila nikt się nie dowiedział. A spełniło się ono co do joty.
Pakt z diabłem
Nie udało mu się przekonać władz Rzeczpospolitej do zmiany polityki latem 1939 roku. Jak powinna ona wyglądać jego zdaniem? Studnicki uważał, że Polska dla własnego dobra musi przystać na sojusz z Hitlerem, zgodzić się na wcielenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i poprowadzenie autostrady eksterytorialnej przez Pomorze. Kolejnym krokiem miała być wspólna z Wehrmachtem inwazja na Związek Radziecki. Jak argumentował w swojej zakazanej książce:
Polska i Niemcy muszą sąsiadować ze sobą. Jest to nakaz geografii i historii. Tę prostą, elementarną rzecz wypowiedział w swoim czasie Hitler, zarysowując ją jako elementarną prawdę w świadomości Niemiec. Polska, jako duże państwo neutralne, o życzliwej neutralności względem Niemiec, posiada dla Niemiec olbrzymie znaczenie. Jest dosyć silna, by być zdolną do obrony swej neutralności; nie tak silna, aby zagrażać Rzeszy Niemieckiej.
Nawet kiedy druga wojna światowa, klęska Polaków i hitlerowska okupacja stały się faktem, Studnicki nie zarzucił idei paktu polsko-niemieckiego – mimo że pogląd ten był wówczas (oględnie mówiąc) skrajnie niepopularny. Co nim powodowało? Piotr Zychowicz w książce Germanofil tłumaczy:
Po upadku państwa Władysław Studnicki uznał, że należy ratować naród. Podjął w tym celu starania zmierzające do porozumienia ze zwycięskimi Niemcami. Stworzenia rządu, który – jak później we Francji rząd marszałka Pétaina – pozwoliłby społeczeństwu uniknąć terroru niemieckiej okupacji i związanych z nim cierpień.
Był nawet gotów poświęcić się i stanąć na czele tego nowego gabinetu. Jednak chyba nawet on nie wierzył w możliwość powodzenia tego planu. Zresztą sceptycznie do niego nastawieni byli nie tylko Polacy, ale i Niemcy, którzy zdawali sobie sprawę, że Studnicki nie ma żadnego społecznego poparcia w rodakach.
Naród wie, co dla niego dobre?
Na snuciu wizji potencjalnego paktu z Hitlerem działania Studnickiego bynajmniej się jednak nie kończyły. Dosłownie bombardował Niemców memoriałami, w których żądał m.in. zmiany polityki okupacyjnej na terenach II RP, zamknięcia obozów koncentracyjnych i więzień, zaprzestania łapanek i egzekucji… Wielokrotnie skutecznie interweniował też w sprawie aresztowanych Polaków.
Dużo przy tym ryzykował – kilka razy zatrzymywało go Gestapo. Aresztowania te nieodmiennie kończyły się ciężkim pobiciem. W 1940 roku internowano go w Niemczech, rok później zaś zamknięto na 14 miesięcy w więzieniu na Pawiaku. A przecież polityk miał już wówczas na karku 74 lata! Jak podsumowuje Piotr Zychowicz w swojej najnowszej książce Germanofil:
Jego losy mogą służyć za ilustrację szaleństwa, które owładnęło Niemcami podczas II wojny światowej. Najlepszy ich przyjaciel w Polsce pod niemiecką okupacją siedział w niemieckim więzieniu. Trudno o wymowniejszy symbol.
Aż do śmierci na emigracji w Londynie 10 stycznia 1953 roku Studnicki bez wytchnienia głosił ideę sojuszu polsko-niemieckiego. Bynajmniej nie wynikało to jednak z jego „miłości” do Hitlera i jego poczynań. Po prostu starał się realistycznie oceniać szanse i zagrożenia dla ojczyzny, nie zważając przy tym na głos większości.
Niewątpliwie rację miał publicysta Julian Babiński, już w 1936 roku pisząc: „Najbardziej znamienną cechą jest fakt dość dziwny: zawsze szedł wbrew powszechnej opinii ogółu, a zawsze w zgodzie z interesami narodu”. Problem w tym, że naród nie dostał nawet szansy, by się o tym przekonać…
Bibliografia:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS