A A+ A++

Skąd taka różnica?

– Dużą rolę odgrywają negatywne trendy demograficzne, które dotyczą większości miast w Polsce. Z drugiej strony przez ostatnie lata tysiące osób do Katowic się wprowadziły, ale nie zameldowały. Wystarczy spojrzeć na tablice rejestracyjne pojazdów parkujących przy osiedlach powstałych w minionej dekadzie. Wyzwaniem na pewno jest zachęcanie osób pracujących i studiujących w Katowicach, by tu także zamieszkały. Dlatego wdrożyliśmy Katowicką Kartę Mieszkańca. Musimy premiować katowiczan, bo to m.in. z ich podatków jest utrzymywane miasto. Kartę założyło ponad 100 tys. osób. Niektórzy, aby to zrobić, zameldowali się u nas lub podjęli decyzję, by rozliczać PIT w Katowicach. Efekty widać, ale wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Pokazujemy, że bycie mieszkańcem Katowic po prostu się opłaca. Lepiej płacić za basen 8 zł za godzinę niż 20 zł. Posiadacze kart otrzymali zniżki o łącznej wartości blisko 6 mln zł.

Dużo miasto traci na tym, że część osób nie melduje się w mieście i konsekwentnie nie rozlicza w tutejszym urzędzie skarbowym podatku PIT?

– Tracimy naprawdę sporo. Z udziału w podatku PIT mamy rocznie około 640 mln zł przychodu do kasy miasta. I to są pieniądze wypracowane przez 200 tys. osób, które w PIT wpisały nasze miasto. Nawet powierzchowna analiza pokazuje, że moglibyśmy dostawać co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych więcej. Jeżeli mieszkaniec Katowic rozlicza PIT gdzie indziej, to tak jakby prywatne pieniądze przeznaczał na remont i nowe meble w mieszkaniu sąsiada, a nie w swoim. Tak samo jest z miastem. Każda osoba rozliczająca PIT w Katowicach dorzuca się do budowy obiektów sportowych, naprawy dróg, utrzymania zieleni i nasadzania drzew.

Niby proste, ale…

– Niestety zawsze pojawia się jakieś „ale”. Zameldowanie się czy zmiana miejsca rozliczania podatku kojarzy się niektórym z „biurokracją”. A tak wcale nie jest. Wypełniając PIT, trzeba tylko wpisać w odpowiednich polach katowicki adres zamieszkania i urząd skarbowy. Oczywiście sama Karta Mieszkańca to tylko jeden z elementów przyciągania ludzi do Katowic. Kluczowe znaczenie odgrywa poprawa jakości życia. Każdy nowy kilometr drogi rowerowej, wyremontowany budynek, nowy autobus czy wydarzenie sportowe wpływają na to, że Katowice są bardziej przyjazne mieszkańcom. Ale by tę jakość życia podnosić, potrzebujemy na to jednak środków.

Mówimy o pieniądzach samorządów. Słyszałem, jak premier Mateusz Morawiecki mówił, że samorządy dostają ogromne sumy. Może jednak nie ma problemu?

– Nie do końca się zgodzę z premierem. W samorządach oczywiście jest więcej pieniędzy. W tym roku katowicki budżet pierwszy raz w historii przekroczy 3 mld zł. Natomiast mówienie wyłącznie o wpływach to tylko połowa prawdy. Z drugiej strony mamy wydatki, które niestety rosną o wiele szybciej niż wpływy. Przykładowo w tym roku wydatki na edukację i oświatę wyniosą aż 892 mln zł. W teorii powinniśmy otrzymać tzw. subwencję na całą kwotę. Tak jednak się nie stanie. Subwencja wyniesie około 475 mln zł. Oznacza to, że powstaje „dziura”, którą jako miasto musimy zasypać. Problem polega na tym, że ta dziura rośnie z roku na rok. Wydatki na edukację są potrzebne, bo to inwestycja w przyszłość naszego kraju. W 2022 r. straciliśmy na zmianach w Polskim Ładzie ponad 200 mln zł! Oczywiście można usłyszeć, że rząd próbuje część strat zrekompensować przez dotacje.

To chyba dobrze?

– W teorii wygląda to fajnie. Ale finalnie i tak wychodzimy na minus. Z dotacjami duży problem jest taki, że są one sztywno rozpisane. Należy wskazać inwestycję i powiedzieć, ile będzie kosztować jej realizacja. Jak to wygląda w praktyce? Do tych tzw. darowanych pieniędzy od rządu trzeba dopłacać miejskie pieniądze. Przykładowo: droga miała kosztować 10 mln zł i tyle miasto dostaje od rządu, a okazuje się, że trzeba wydać już 15 mln zł. Co robić? Stracić te 10 mln zł czy dołożyć 5 mln zł z budżetu gminy kosztem innych wydatków?

Czy ja dobrze rozumiem, że w tym momencie teoretycznie pieniędzy w samorządzie jest więcej, ale samorządności jest mniej? Czy wójta, burmistrza czy prezydenta, który z krwi i kości jest samorządowcem, takie rozwiązanie promowane przez rząd zadowala?

– Mnie to nie zadowala. Zamiast zarządzać miastami, niedługo będziemy nimi administrować. Nie będzie nowych inwestycji, a wydatki na to, co buduje wspomnianą jakość życia, trzeba będzie obcinać. Bazą do skutecznego zarządzania w samorządach jest swoboda finansowa. Na poziomie lokalnym wiemy lepiej, jakie są potrzeby mieszkańców, i do tych potrzeb możemy dopasować wydatki. Tymczasem te decyzje zapadają poza nami.

Samorządowcy od dłuższego czasu argumentują, że samorządy powinny mieć większy udział w podatku PIT.

– Podpisuję się pod tym postulatem. Wspólnie z prezydentkami i prezydentami 12 największych polskich miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich zabiegamy o to od wielu miesięcy. Rozwój naszego kraju opiera się przede wszystkich na rozwoju samorządów. To w miastach dużych i małych realizuje się większość inwestycji publicznych, przyciąga inwestorów zagranicznych oraz turystów. Mówiąc w skrócie – Polska jest tak silna, jak silne są samorządy. Dziś niestety widzimy próby centralizacji państwa. Nikomu nie wyjdzie to na dobre. Jeżeli ktoś jest miejskim radnym, prezydentem czy burmistrzem, to wie, co się dzieje w mieście, zna potrzeby mieszkańców. Z kolei z poziomu ministerialnego perspektywa jest chyba inna. Potrzeby lokalnych społeczności nie tylko się rozmywają, ale są też postrzegane przez pryzmat partyjnych gierek i interesów.

Podczas Miast Idei rozmawialiśmy też o tym, że Katowice są za małe. I jasno padła powtarzana już kiedyś kwestia budowy jednego miasta.  

– Jeżeli nasza metropolia ma konkurować z innymi dużymi miastami, to innej drogi nie ma. Tu chodzi o siłę oddziaływania. Większy może więcej. Tak działa Unia Europejska. Współpraca jest korzystna, ale kraje zachowują swoją tożsamość. Jedno miasto może mieć silne dzielnice na wzór Warszawy – i burmistrzów, którzy nimi zarządzają. W jednym mieście dużo skuteczniej wykorzystywalibyśmy nasz wspólny potencjał. Współpraca przynosi korzyści, a rywalizacja jest kosztowna. Mówiłem podczas debaty, że pojawił się u nas inwestor, który chciał u nas zbudować duży zakład. Wyjaśniałem mu, że nie mamy dla niego odpowiednich terenów i że na pewno je znajdzie u sąsiada. Usłyszałem, że oni chcą mieć adres katowicki. Zatem tu chodzi o pewien przekaz na zewnątrz, stworzenie jedności, by mieć większą siłę przebicia i przyciągania oraz rozwoju.

Czy stworzenie takiego organizmu jest niemożliwe np. z przyczyn politycznych?

– W Katowicach mamy w tym doświadczenie! Nasze miasto powstało z przyłączania kolejnych gmin! Podobnie jest z innymi miastami regionu. I co ważne, nawet po przyłączeniu wsi do gmin nikt nie robił „zamachu” na ich lokalną tożsamość. Rozumiem, że dla prezydentów i burmistrzów podjęcie takiej decyzji będzie trudne. Ale na pewno warto rozmawiać i sprawdzić bilans zysków i strat. Metropolia GZM to pierwszy krok to jednego miasta. Mam nadzieję, że postawimy wspólnie kolejne.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFilm, w którym występuję jedzie na festiwal do Portugalii!
Następny artykułModowa podróż na Daleki Wschód. O tradycji japońskiego ubioru w Kamienicy Szołayskich [ZDJĘCIA]