– Człowiek czasem zapomina o płatnościach i nawet wczoraj sam dostałem wezwanie do zapłaty od firmy telekomunikacyjnej. My uczymy, że absolutnie każdy może w życiu popaść w kłopoty finansowe. To się może zdarzyć z dnia na dzień – mówi Piotr Krupa. – Ważne jest, by ktoś nas wtedy potraktował fair, nie zaszufladkował jako oszusta i złodzieja, bo świat jest bardziej złożony.
Kryzys koronawirusa okazją dla windykatorów?
Kryzys to dla windykatorów zapowiedź przyszłych żniw. Ale Krupa na pytanie, czy ten kryzys go cieszy (oczywiście w sensie biznesowym), odpowiada: – To tak, jakby spytać lekarza, czy go cieszy, że pacjenci chorują, bo wtedy ma więcej pracy. Przecież moja firma zarządza bardzo dużym portfelem wierzytelności. On pracuje, generując cash flow, który w dużej mierze zależy od sytuacji gospodarstw domowych i gospodarki. Im jest ona lepsza, tym łatwiej osobom zadłużonym spłacić te 150 zł miesięcznie raty starego długu.
Zastopowanie przez lockdown gospodarek, a także i zmiany zachowań konsumentów prezes Piotr Krupa porównuje z hamowaniem rozpędzonego samochodu: „Łatwo to zrobić bez uszczerbku dla pasażerów, jeśli droga hamowania jest długa, ale jeżeli to jest ostre hamowanie, to w samochodzie robi się bardzo nieprzyjemnie”.
Akcje jego firmy zanurkowały w drugim tygodniu marca. Ich cena w ciągu niespełna dziesięciu dni spadła na GPW o prawie połowę. Akcjonariusze obawiali się nowych regulacji prawnych – reakcji polityków, którzy wpadają z brzytwą, żeby ratować gospodarkę. Na przykład w Rumunii powstał projekt przepisów, żeby zawiesić do końca roku spłatę wszelkich zobowiązań gospodarstw domowych i firm – rat leasingowych, kredytowych i opłat za prąd, wodę czy telefon.
– Na szczęście prezydent Rumunii zareagował, powiedział: „Hola, nie będziemy tak walczyć z kryzysem, że zrobimy anarchię” – mówi Krupa.
Co dalej z Krukiem?
Co będzie dalej? Notowania Kruka na początku września stały już ponad dwukrotnie wyżej niż podczas marcowego dołka. Gospodarka jest w takiej fazie jak pacjent po podaniu antybiotyku – zaczyna on działać i trochę się czujemy lepiej, ale ryzyka nie zniknęły, więc choroba – zdaniem prezesa Krupy – będzie się rozwijała. Obawia się on o wzrost PKB i o rozwój sytuacji na rynku pracy.
– Myślę, że banki też się obawiają fali niewypłacalności małych i średnich przedsiębiorstw. Ten kryzys jeszcze może się przełożyć na kryzys finansowy, co by było dodatkowym negatywnym bodźcem – mówi.
Wrodzony optymizm mu podpowiada, że to wszystko się poukłada i pewnie ten rok i jakąś część przyszłego będziemy żyli w świecie COVID-owym, ale do końca przyszłego roku kraje Unii Europejskiej powinny sobie poradzić z kryzysem. W międzyczasie pojawi się zapewne szczepionka i w 2022 rok już będziemy wchodzić z inną perspektywą.
Polska spółka Kruk nie przeprowadzała zwolnień w związku z pandemią. Obniżyła na trzy miesiące wynagrodzenia organom statutowym o 25 procent, top menedżerom o 20 procent oraz wszystkim pracownikom w Polsce o 7 proc. Skorzystała z rządowego wsparcia w ramach tzw. postojowego. Po trzech miesiącach niepewności i przyglądania się rynkowi Krupa przywrócił poprzedni poziom wynagrodzeń i zapewnia, że nie będzie na razie żadnego programu zwolnień, bo zapotrzebowanie na pracę windykatorów nie zmniejszyło się.
Jak COVID-19 zmienił portfel Kruka? Firma przeszacowała wartość portfela oraz uznała, że jest on mniej wart. Zamykając księgi rachunkowe w połowie maja, już wiedziała, że po raz pierwszy w historii zanotuje kwartalną stratę. I to sporą – kilkadziesiąt milionów złotych. W II kwartale było już lepiej, zysk netto był o 38 proc. niższy niż przed rokiem i wyniósł 42,8 mln zł.
Czy niepewność na rynku wymusi zmianę modelu biznesowego?
– Nasz model biznesowy się nie zmienił. Jesteśmy ostrożniejsi – mówi prezes Krupa.
Jego przepis na zarabianie pieniędzy w tym biznesie składa się z trzech składników. Po pierwsze, trzeba umieć dogadywać się i budować relację z osobami zadłużonymi, aby w ogóle chciały podjąć trud spłaty. Najlepiej traktować dłużnika tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani w jego sytuacji.
Po drugie, trzeba mieć wolne pieniądze, żeby móc kupić portfel wierzytelności. Ten biznes jest wysoko gotówkowo-chłonny, inwestuje się dosłownie setki milionów złotych. I po trzecie, trzeba mieć kompetencje, by wycenić wartość tego portfela. Trzeba zbudować model analityczny, który określi, że na konkretnym portfelu kupionym od danego banku ta populacja osób, która tam jest zadłużona, zachowa się w określonym czasie w określony sposób. Trzeba umieć to policzyć.
Wpływ pandemii na branżę windykacyjną
Na skutek pandemii – przyznaje prezes Krupa – „nasz model wyceny w jakimś sensie doznał szoku, musieliśmy go na nowo skalibrować, uwzględnić spadek PKB, wzrost bezrobocia, zmiany legislacyjne, które nastąpiły, szacowany koszt pieniądza, bo przecież trzeba je pożyczyć i trzeba mieć skąd”. Dlatego m.in. Kruk ograniczył zakup nowych portfeli wierzytelności od banków.
W budowaniu modelu wyceny portfela trzeba też uwzględnić różnice kulturowe w różnych krajach. Zdaniem prezesa Krupy najlepiej współpracuje się z zadłużonymi gospodarstwami domowymi w Czechach i na Słowacji oraz w Polsce. W Rumunii Kruk ma już niższe odzyski. Włochy – tam biznes idzie gorzej, a najgorzej w Hiszpanii. W Rumunii i w Polsce ludzie są otwarci na ugodowe załatwienie sprawy.
– Może to jest w naszym DNA, że dogadamy się. Na zasadzie: spłacę to w ratach, zostawmy ten sąd – mówi Krupa. – Przeciętny Włoch reaguje inaczej: jak nie macie wyroku, to ja się w ogóle nie będę z wami dogadywał. Każdy się pewnie spotkał z terminem „włoski strajk”. To określenie się wzięło z ich realnego świata. Duża część tamtejszych firm, także banków, w ogóle macha ręką na pewien poziom zadłużenia, bo koszty jego dochodzenia, jak również ryzyka z tym związane są zbyt duże.
Włoski proces sądowy o przysłowiowe eur … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS