Premier Wielkiej Brytanii chce, by naukowcy wymyślili do jesieni lek, który pozwoli leczyć Covid-19 w domu. Powołał w tym celu specjalną grupę zadaniową. O pomyśle premiera Johnsona można przeczytać na dailymail.co.uk.
Nie sposób się nie zgodzić z redaktorem naczelnym tygodnika „Sieci”, Jackiem Karnowskim, który kilka dni temu napisał, że:
Nie ma jednej, cudownej recepty na walkę z COVID. Jednego lekarstwa, przepisu, pomysłu. Nie ma, bo to wyzwanie o skali w istocie wojennej.
Wielokrotnie pisałam na tym portalu, że jesteśmy na wojnie z wirusem. Na wojnie, na której żołnierzami są lekarze, wróg jest podstępny, wciąż się zmienia, zaskakuje, wciąż pokazuje nowe oblicze. Na tej wojnie giną ludzie. Dlatego każdy pomysł, który mógłby doprowadzić do zakończenia tej wojny powinien być na wagę złota, a każdy rząd kraju, który ma lekarzy, szukających uparcie broni, powinien ich otaczać szczególną opieką.
Dlatego z ciekawością przeczytałam o inicjatywie premiera Wielkiej Brytanii Borisa Jonsona, który powołał specjalną grupę zadaniową, która miałaby do jesieni znaleźć lek działający na Covid-19, który chorzy mogliby zażywać w domu, tak by nie przeciążać systemu opieki szpitalnej. Do współpracy w ramach grupy zadaniowej Boris Johnson zaprosił pracowników rządowych, ekspertów akademickich i specjalistów z firm farmaceutycznych. Grupa miałaby także nadzorować prace i przyszłe próby kliniczne. U źródła pomysłu leży przekonanie Johnsona, że o ile wynaleziono szczepionkę przeciw COVID-19, o tyle wciąż nie ma prostych metod leczenia tej choroby.
Premier przypomniał, że o ile wprowadzenie szczepionek zmniejszy kolejną falę zakażeń, wciąż pozostaną ludzie, którzy nie będą chronieni, bo np. nie zdecydowali się zaszczepić lub z różnych powodów nie mogli. Opracowanie leków przeciw COVID-19 do stosowania domowego byłoby więc, obok szczepień i masowych testów, kolejną metodą obrony przed patogenem
— informuje za dailymail.co.uk portal medonet.pl.
Mogłyby pomóc chronić osoby, które nie są zaszczepione lub nie kwalifikują się do otrzymania szczepionek. Mogłyby również stanowić kolejny element obrony w obliczu nowych wariantów
— podkreślał główny doradca naukowy brytyjskiego rządu, sir Patrick Vallance, a którego za dailymail.co.uk cytucje medonet.pl.
Jestem pewna, że z premierem Johnsonem powinni się natychmiast skontaktować polscy lekarze i naukowcy (prof. Konrad Rejdak, dr Włodzimierz Bodnar, prof. Adam Barczyk), którzy prowadzą badania kliniczne nad potencjalną skutecznością amantadyny w leczeniu Covid-19, by poinformować go o tych badaniach i zaprosić brytyjskich ekspertów do współpracy. Mam też nadzieję, że polski premier, podobnie jak premier Wielkiej Brytanii docenia wysiłki polskich badaczy w pokonaniu pandemii. Wciąż mówimy o niemieckich badaniach, brytyjskich badaniach, amerykańskich badaniach, a te polskie traktuje się u nas niczym zło konieczne. Ot, jacyś wariaci myślą, że mają skuteczny lek.
W kontekście tego, jak źle w ostatnim czasie traktuje się naukowców i lekarzy, którzy próbują myśleć „pod prąd” przypomina mi się historia profesora Zbigniewa Religi. Bez jego uporu, determinacji, wiary w słuszność tego, co robi polska medycyna byłaby dziś w innym miejscu.
Zabrze, 5 listopada 1985 roku. O tym, że jest potencjalny dawca serca, prof. Zbigniew Religa dowiaduje się rankiem. Dzwoni telefon ze Szpitala Wolskiego w Warszawie, gdzie leżał młody chłopak, u którego stwierdzono śmierć mózgu
— tak w 2009 roku opisywała historię prof. Religi Polskatimes.pl.
Religa, wtedy docent naładowany wiedzą z amerykańskich szpitali, gdzie transplantacje już ratowały śmiertelnie chorych, był przygotowany do podjęcia ryzyka. Przecież właśnie dlatego „wyemigrował” z Warszawy, gdzie jego szef prof. Wacław Sitkowski ze Szpitala Wolskiego nie chciał słyszeć o przeszczepach.
Religa był gotów rzucić wyzwanie także swoim kolegom, którzy odradzali mu przeprowadzenie transplantacji. W pamięci ciągle mieli nieudany przeszczep, jakiego w 1969 roku dokonali profesorowie Jan Moll i Antoni Dziatkowiak. Zaledwie trzy lata wcześniej (w 1966 roku) prof. Jan Nielubowicz pierwszy przeszczepił nerkę. Gdy Religa zaczął przygotowywać się do transplantacji serca, Nielubowicz brał się za przeszczep wątroby. Obawiał się, że porażka młodszego kolegi na wiele lat wstrzyma kolejne zabiegi. Wtedy jednak nikt Religi nie mógł już zatrzymać
— czytamy na Polskatimes.pl.
Czy od razu był sukces? Ależ skąd!
Dopiero czwarty pacjent prof. Religi wyszedł z kliniki na własnych nogach. „Te pierwsze operacje były dla polskiej medycyny wielkim wydarzeniem. Miały ogromne znaczenie w skali Europy, choć klimat, by je wykonywać, nie był sprzyjający. Porównanie tamtej kardiochirurgii z dzisiejszą jest niemożliwe, ale to wtedy skoczyliśmy do gwiazd”
— mówił Polscetimes.pl prof. Stanisław Woś, jeden z kilku wielkich współpracowników prof. Religi.
By „skoczyć do gwiazd”, potrzeba otwartej głowy i wiary w niemożliwe. Potrzeba też szerokiej debaty. Warto szukać, pytać, wątpić, myśleć, czytać badania, interesować się tym co wokół nas. Polacy mają prawo do szerokiej debaty. W programie Jana Pospieszalskiego, a także w innych, w mediach publicznych i prywatnych. Mamy prawo wysłuchiwać argumentów lekarzy, reprezentujących różne stanowiska, mamy prawo do informacji o różnych badaniach. Mamy prawo wiedzieć. Ostatnia pandemia miała miejsce sto lat temu. Ta obecna zaskoczyła wszystkich, zmieniła nasze życia, wielu odebrała pracę, a innym możliwość robienia tego, co robili. Tu na żadne pytania nie ma prostych odpowiedzi, bo wiedza z jednego dnia może się okazać nieaktualna następnego. Dlatego nie wolno kneblować lekarzy, a dziennikarze muszą mieć nieskrępowane prawo zadawania pytań, nawet tych trudnych.
CZYTAJ TAKŻE: Niemieccy naukowcy potwierdzają informacje dr Bodnara i prof. Rejdaka. Amantadyna może być skuteczna w leczeniu COVID-19
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS