Spektakl na bardzo trudny i ważny temat przygotowano w Konsulacie Kultury dla Gdyńskiego Centrum Kultury. “Pręcik” poświęcony jest umieraniu, przedstawionemu za pomocą przedmiotów codziennego użytku, które dziwią się, że nagle przestały być potrzebne. Niestety, gdyńskie przedstawienie niepozbawione jest drobnych mankamentów i pozostawia niedosyt.
Śmierć i umieranie nie są obce literaturze dla dzieci. Jednak zazwyczaj przedstawione są za pomocą zawoalowanej metafory lub jako nieunikniona kara za zło, jak choćby w baśniach braci Grimm. Malina Prześluga, autorka “Pręcika”, obrała inną strategię. Rezygnuje z baśniowego woalu i obrazowania śmierci za pomocą walki dobra i zła, by o śmierci powiedzieć małym dzieciom wprost, w zrozumiałym dla nich języku.
Bajki dla dzieci w trójmiejskich teatrach
Śmierć jest przecież trudnym, traumatycznym doświadczeniem dla każdego. Szczególnie trudnym przeżyciem jest jednak dla dziecka, któremu z rodziny lub bezpośredniego otoczenia ubywa ktoś bliski. Trudność tę potęgują często najbliżsi, unikając rozmowy z dzieckiem na temat śmierci, starając się w jakimś sensie dziecko przed nią uchronić.
Wszystko, co jest związane ze śmiercią, czyli poprzedzająca ją zazwyczaj choroba, agonia, pożegnanie i uroczystości pogrzebowe, często sprawiają duże trudności przeżywającej tragedię rodzinie oraz dzieciom, którym bardzo trudno zrozumieć co się dzieje. Dlatego sztuka poświęcona chorej dziewczynce, której wewnętrzny “pręcik” gaśnie, stanowić może wstęp do rozmowy z dzieckiem na ten trudny temat. Dlatego też spektaklowi towarzyszyć będą warsztaty wprowadzające w tematykę poruszaną w “Pręciku”, a w programie do przedstawienia znajduje się miniporadnik jak rozmawiać z dziećmi o umieraniu, stracie czy tęsknocie po zmarłych.
Na scenie Konsulatu Kultury widzimy kilku dowcipie przedstawionych bohaterów – przedmiotów codziennego użytku małej dziewczynki. Są to dwa góralskie kapcie (Kapeć i Kapciowa), pochodzący z Chin Budzik, czy francuska Poduszka. Spektakl otwiera jednak grający i śpiewający w przedstawieniu Wiolonczelista, będący tutaj “pozytywką” dziewczynki. Do bohaterów wkrótce dołącza Łysy Joe, czyli dawno zapomniany miś.
Wszyscy poza misiem są bardzo zaskoczeni faktem, że dziewczynki nie ma w łóżeczku (obserwujemy je w centralnej części sceny). Dla bohaterów bajki jest ono bardzo wysokie, tajemnicze i niedostępne. Dzięki prostej, ciekawej scenografii “Pręcika” autorstwa Sabiny Czupryńskiej (która przygotowała również działające na wyobraźnię kostiumy bohaterów), widzowie również patrzą na nogi łóżka dziewczynki, nie wiedząc co się dzieje wyżej.
Szybko okazuje się, że ten dzień będzie inny niż poprzednie. Bohaterowie chcą odnaleźć dziewczynkę i doprowadzić do tego, by wszystko wróciło do normy. Każdy z nich czymś się wyróżnia. Kapeć (Maciej Konieczny) i Kapciowa (Patrycja Ziniewicz), jako góralskie bambosze, zaciągają po góralsku. Poduszka (Martyna Gogołkiewicz) jest prawdziwą damą i mówi z francuskim akcentem. Budzik (Paweł Klowan) jest uśmiechnięty od ucha do ucha, tryska energią i życzliwością naśladując przedstawicieli Państwa Środka. Wiolonczelista (Kamil Owczarek) odzywa się tylko wtedy, gdy śpiewa. Łysy Joe (Krzysztof Stasierowski) jest osowiały i pozbawiony entuzjazmu czy młodzieńczej werwy pozostałych, co nie dziwi, skoro mnóstwo czasu spędził pod szafą.
To wesołe, rozśpiewane towarzystwo chce odnaleźć i pomóc dziewczynce. Wszyscy pragną, by było jak dawniej, chociaż nikt przecież nie lubi wstawać o siódmej rano… Niestety, nie zawsze można liczyć na szczęśliwe zakończenie. Choć tematyka spektaklu jest smutna i nikt nie ukrywa, że dziewczynka jest poważnie chora, widzowie dostają na koniec porcję nadziei.
Reżyser Andrzej Mańkowski daje pograć aktorom, którzy stają na wysokości zadania. Najlepiej na scenie prezentuje się Wiolonczelista (dzieci chętnie tańczą do inspirowanych muzyką klasyczną utworów Tomasza Strynowskiego w wykonaniu lub z towarzyszeniem wiolonczeli Kamila Owczarka). Dużo wdzięku w roli Poduszki ma Martyna Gogołkiewicz, a sympatię budzi bezpośredni, mówiący wprost to, co myśli, Kapeć Macieja Koniecznego.
Jednak podczas premiery spektakl był fatalnie nagłośniony – głosy aktorów wzmocnione mikroportami w połączeniu z muzyką tworzyły duży, nieprzyjemny dla uszu hałas. Zdecydowanie za głośny był również Budzik Pawła Klowana, niepotrzebnie przekrzykujący muzykę. Największą pomyłką jest jednak upiorna wizualizacja Smutnego Łóżka, przypominająca senne koszmary. Taka metafora szpitala budzi u młodych widzów naturalny i uzasadniony strach. Przedstawieniu brakuje też dynamiki i odrobiny finezji, pamiętanych choćby z niedawnej premiery GCK “Marysia ma Rysia”.
Recenzja poprzedniej premiery – “Cześć, kochanie. Głowacki 3.1”
Duże brawa należą się jednak Gdyńskiemu Centrum Kultury już za podjęcie z najmłodszym widzem dialogu na temat umierania i śmierci. Warto zaznaczyć, że dziewczynka, którą zamierzają uratować bohaterowie, nie ma imienia i przez całe przedstawienie jest nieobecna – dzięki temu dzieci nie identyfikują się z nią, a z obecnymi na scenie bohaterami spektaklu. Dlatego pełne smutku, ale też pogody ducha i optymizmu przedstawienie faktycznie nadaje się dla kilkulatka (spektakl skierowany jest do dzieci od lat pięciu) jako wstęp do rozmowy na tak trudny i ważny temat, jak umieranie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS