Nadleśniczy Zbigniew Suchodolski, szef Nadleśnictwa Płock, przyznaje, że problem z zaśmiecaniem nasilił się wraz ze zmianą tzw. ustawy śmieciowej. I nie tyle chodzi o domowe worki ze śmieciami (choć te też lądują pośród drzew), ile o odpady poremontowe i pobudowlane, części samochodowe i tzw. odpady wielkogabarytowe.
– Starą pralkę czy lodówkę może za opłatą zabrać sklep, w którym kupujemy nowy sprzęt – mówi Wyborczej” Suchodolski. – Najczęściej znajdujemy jednak styropian, opony, stare umywalki i sedesy oraz plastiki z demontażu samochodów. To odpad niebezpieczny, trudno go zneutralizować. Meble też się zdarzają. No a najwięcej jest odpadów poremontowych i pobudowlanych.
Niemal identyczną wyliczankę zaserwował nam Lucjan Żukowski, nadleśniczy Nadleśnictwa Łąck. – Choćby dziś [w poniedziałek] znaleźliśmy trzy kineskopy od telewizorów starego typu – dorzucił kolejne „trofea”.
Ustawa kontra las
– Obecna ustawa podzieliła odpady na te domowe i na przemysłowe, np. remontowe. Na te drugie brakuje teraz miejsc, do których można by je dostarczyć bezpłatnie, a w gminach zamówienie dużego kontenera kosztuje 800 zł albo więcej – wskazuje Zbigniew Suchodolski. Jego kolega z Nadleśnictwa Łąck dodaje: – W mojej gminie można było wielkie gabaryty oddawać za darmo dwa razy na miesiąc, przyjeżdżała firma i to zabierała sprzed domu. Teraz tego nie ma. Niby można samemu dowieźć do gminnego punktu zbiórki tego typu odpadów, ale to dla wielu kłopot. Bo trzeba mieć możliwość zainstalowania przyczepki, zainstalować ją, załadować ciężary, rozładować… Albo płacić za transport. Cóż, łatwiej jest przecież wyrzucić do lasu… I taniej, bo skoro jedna z tańszych firm, którą trzeba samemu wyszukać, bierze 900 zł za kontener o pojemności 7 m sześc., a najwyższy mandat nałożony przez leśnika wynosi 500 zł, to widać, co się bardziej opłaci. A że las cierpi? Ludzie o tym mało myślą.
Dodajmy – to nie tylko problem gmin wiejskich. W Płocku, jeśli robisz remont domu czy mieszkania, przysługuje ci już nie dowolna liczba bezpłatnych tzw. big bagów, a wyłącznie jeden. Za każdy następny zapłacimy już 541 zł. W mieście nie ma również PSZOK-ów, czyli punktów selektywnej zbiórki odpadów. Ten w Radziwiu już dawno zlikwidowany, powstał jeden – w Kobiernikach. Owszem, przyjmą tam za darmo twoje śmieci, także te ogromne, ale sam musisz je dowieźć. Za odbiór gruzu jednak trzeba zapłacić.
Fotopułapka czasem łapie
Trudno winić za taki stan rzeczy samorządy. Zmuszone zapisami znowelizowanej ustawy, próbują minimalizować koszty odbioru domowych śmieci, wyłączając lub ograniczając dodatkowe usługi. Podatek śmieciowy i tak jest bardzo wysoki.
– A to wszystko skutkuje coraz większym zaśmiecaniem lasów – zgodnie twierdzą panowie nadleśniczy. Ten z Płocka opowiada: – Kiedyś w okolicy Drobina znaleźliśmy zrzucony, chyba z całej przyczepy, styropian po sprzęcie AGD. Nie udało się odnaleźć sprawcy i źródła tego „ładunku”.
W lasach zakładane są fotopułapki, ale przecież nie wiszą na każdym drzewie, więc niełatwo uchwycić w kadr złoczyńcę. – Ale to się jednak zdarza – uprzedza Lucjan Żukowski. – Na przykład w ub. roku udało się w ten sposób namierzyć takiego śmieciarza. Mało tego, okazało się, że materiały budowlane i hydrauliczne, które zrzucił w lesie, pochodziły z kradzieży. Sprawcą zajęła się ostatecznie policja.
– Zazwyczaj po ustaleniu sprawcy karzemy go mandatem i jeśli sam po sobie posprząta, na tym się kończy – dodaje Żukowski. – Jeśli tego nie zrobi, kierujemy sprawę do sądu.
Ktoś to jednak musi posprzątać. Możesz ty, ale pod pewnymi warunkami
Śmieci w lesie to nie tylko sprawa estetyki, ale i dobrostanu przyrody. Ofiarami bezmyślności często stają się zwierzęta.
Płockie nadleśnictwo w skali roku wydaje na sprzątanie ok. 100 tys. zł. – Zamawiamy kontenery i kiedy już się wypełnią, co miesiąc, dwa odstawiamy zawartość do wybranej firmy – opowiada nadleśniczy. – Płacimy za to sami, z wypracowanych przez nas pieniędzy, nie dostajemy na to specjalnego funduszu ze skarbu państwa. Kosztuje nas zarówno samo odebranie odpadów, jak i np. praca ludzi, którzy je w lasach zbierają.
– U nas tylko do 31 lipca za 58,5 m kw. zebranych śmieci zapłaciliśmy 27,5 tys. zł – twierdzi z kolei nadleśniczy z Łącka. – Do końca roku ta suma sporo wzrośnie i pewnie przekroczy 60 tys., bo mamy przed sobą jeszcze dwie duże akcje: po sezonie turystycznym i potem po sezonie grzybobrania.
Niestety, nie tylko „ciężki kaliber” ląduje na leśnym mchu. Wszędzie pełno jest butelek, puszek po piwie, śladów po piknikach, bo wielu z nas nie uważa za stosowne zabrać swoich śmieci ze sobą. A co tam, las wszystko przyjmie!
Można jednak spotkać także osoby, które chodzą uważnie, wyławiają z krzaków wszelkie świństwa i pakują do worków. Bo tak mają, uważają, że las to nie wysypisko.
Czy – jeśli taka osoba wypełniony śmieciami worek zostawi przy drzewie i „wpadnie” w fotopułapkę – będzie potraktowana jak przyjaciel, czy jak śmieciarz? – zapytaliśmy leśników. Odpowiedź trochę zaskakuje, ale jest racjonalna.
Bo skąd wiadomo, że to na pewno odpady z lasu, a nie z własnego ogrodu albo pola? Dlatego panowie nadleśniczy nie radzą przeprowadzania takich samotnych akcji bez uprzedzenia. Z wdzięcznością przyjmą każdego pomocnego sprzymierzeńca, ale proszą, by poinformować, gdzie i kiedy ktoś zamierza czyścić las i gdzie zostawi worki, tak by nie kusiły zwierząt i można je było szybko odebrać. Chętnym nadleśnictwa same przekażą worki na zbieranie „pamiątek” po śmieciarzach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS