A A+ A++

Ile kosztują górnicy?

Górnicze związki zawodowe wysłały dziś do Brukseli list. Trafi na biurko Oliviera Guersenta, szefa dyrekcji ds. konkurencji. To ta część unijnej administracji, która zajmie się rozpatrzeniem polskiego wniosku o notyfikację umowy społecznej między polskim rządem, a górnikami.

Chodzi o projekt gwarantujący wieloletnie, sowite wsparcie dla wydobycia węgla ze strony państwa. Z tych pieniędzy mają być finansowane między innymi pakiety socjalne i odprawy w wysokości 120 tys. zł dla kończących pracę. Ale też subsydia dla kopalń, co oznacza w praktyce także dopłaty do premii, „barbórek” i innych reliktów PRL.

W liście związkowcy proszą o możliwość wysłania do Brukseli swojego obserwatora, który miałby przyglądać się procesowi notyfikacji. Działacze obawiają się, że rząd ugnie się pod presją Brukseli i uzgodniona jesienią korzystna dla górników umowa zostanie zmieniona.

Kwestia czasu

Notyfikacja umowy społecznej ma ruszyć wkrótce. Chodzi o udzielenie przez Komisję Europejską zgody na dopłacanie do górnictwa i to nawet do 2049 roku, bo wtedy – według umowy społecznej – miałaby zostać zamknięta ostatnia kopalnia węgla kamiennego.

To w zasadzie nierealne.

Rada Europejska, czyli szefowie wszystkich krajów UE, oprócz Polski, podpisali przecież w ubiegłym roku porozumienie o osiągnięciu neutralności klimatycznej do 2050 roku. A już w 2030 roku emisje mają być niższe aż o 55 proc. w stosunku do 1990 roku. Będzie to możliwe tylko przy gruntownych zmianach w transporcie drogowym, budownictwie i rolnictwie, ale przede wszystkim na ostrym przestawieniu sektora energetycznego na niskoemisyjne i bezemisyjne źródła mocy.

Punkty sporne

Takich punktów jest więcej, KE niechętnie zgadza się na subsydiowanie działalności gospodarczej przez państwa. Dla Polski zrobiła w ostatnich latach kilka wyjątków, ale formalnie były to przede wszystkim zgody na dofinansowywanie likwidacji kopalń. Faktycznie, gdyby nie publiczne wsparcie do tego procesu, koszt spadłby na kopalnie, które i bez tego nie potrafią zarabiać pieniędzy.

Choć proces notyfikacji jeszcze się nie rozpoczął, to już w połowie grudnia ubiegłego roku Sejm uchwalił ustawę gwarantującą sektorowi węglowemu 28,8 mld zł wsparcia do 2030 roku. Zgodnie z opublikowanym w poniedziałek projektem rozporządzenia pierwsza pula, czyli ta na 2022 rok, ma wynieść ponad 6 mld zł. Nieproporcjonalnie dużo, bo przedsiębiorstwa górnicze, Polska Grupa Górnicza, Jastrzębska Spółka Węglowa i Tauron Wydobycie notują potężne straty (2,3 mld zł w trzech pierwszych kwartałach 2021 roku), a ich zadłużenie rośnie.

Perspektywy większości kopalń są nieciekawe, brakuje pieniędzy na inwestycje w nowe ściany. Pensje rosą tak szybko, że wydobycie wygląda na trwale nieopłacalne. Do tego produkcja prądu z węgla obłożona karami za emisję przegrywa konkurencję z czystszymi źródłami energii.

6 mld zł to prawie 400 zł na każdego pracującego Polaka. Tyle w 2022 roku mamy dorzucić do wydobycia węgla! A przecież jeszcze większą sumę wydajemy na dofinansowanie górniczego systemu emerytalnego, do którego, nawiasem mówiąc, w ostatnich latach kopalnie odprowadzały składki nieregularnie. Zadłużenie PGG w ZUS sięga 800 mln zł.

Uruchomienie dopłat do górnictwa w takiej formie, jak planuje rząd, bez zgody Brukseli, którą jest notyfikacja umowy społecznej, grozi jednak kolejnym konfliktem z KE. I aferą podobną do tej w Turowie.

Rząd na dywaniku

24 stycznia odbędzie się kolejna runda rozmów związkowców z rządem. Tym razem nie chodzi jednak o podwyżki, na te ekipa PiS zgodziła się kilkanaście dni temu.

Teraz związkowcom nie podoba się, że nawet ta część umowy społecznej, która nie wymaga notyfikacji, nie jest przez rząd realizowana.

Chodzi między innymi o zapowiadaną ustawę wprowadzającą Fundusz Transformacji Śląska, wsparcie dla tak zwanych czystych technologii węglowych czy samorządów z regionów górniczych. Ustawy nie ma, bo środki na ten cel miały pochodzić pośrednio z Krajowego Funduszu Odbudowy, a Polska dostępu do tej puli nie ma przez problemy z praworządnością.

Związkowców niepokoją także pogłoski o przymiarkach do zmiany umowy społecznej. Niewykluczone, że w obliczu braku zgody KE na projekt w obecnym kształcie, przewidywany termin zakończenia wydobycia zostanie skrócony do 2040 albo nawet 2038 roku.

To i tak optymistyczne założenie. Przy dramatycznie rosnących kosztach wydobycia i absurdalnie wysokich cenach uprawnień do emisji w ramach systemu ETS energetyka węglowa padnie znacznie szybciej.

Czytaj też: Brakuje węgla, górnicy protestują, a kopalnie bankrutują. Spóźniliśmy się z elektrownią atomową

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCiężarówka w rowie na „ósemce” [AKTUALIZACJE, FOTO]. Trudne warunki na drogach. Spaść może jeszcze 7 cm śniegu
Następny artykułKim Dzong Un grozi wznowieniem prób nuklearnych. „Na Amerykanów działa wizja, że rakiety mogą uderzyć w Kalifornię”