A A+ A++
Lekarze, pielęgniarki i pozostały personel szpitala przy ulicy Szwajcarskiej zorganizował dziś konferencję prasową w odpowiedzi na reportaż wyemitowany przez TVN. – To zmanipulowany materiał – twierdzą zgodnie. I dodają, że napluto im w twarz.

Przede wszystkim dlatego, że reportaż TVN przedstawia treści wyrwane z kontekstu, które nie oddają pełnego obrazu sytuacji. Na przykład nie było w nim ani słowa o tym, że szpital musiał przyjmował pacjentów z covidem wymagających dializy, a nie ma i nigdy nie miał takiej stacji – w reportażu pojawiła się informacja o pacjencie, który powinien być dializowany co drugi dzień, a w szpitalu przy Szwajcarskiej czekał na to 9 dni.

– Wykonujemy to urządzeniami zastępczymi, aparaturą pożyczoną od innych szpitali, to jest robione ogromnym wysiłkiem personelu medycznego – mówił Bartłomiej Gruszka, dyrektor szpitala. I zapewnił, że jedyne kryteria doboru pacjentów na dializę to kryteria biochemiczne. Od samego początku NFZ był zresztą informowany o tym problemie, czyli braku stacji dializ, bo skoro szpital ma przyjmować chorych w ciężkim stanie, to mogą wśród nich zdarzyć się także osoby wymagające dializ.

Z kolei Izabela Kuras, naczelna pielęgniarka, zwraca uwagę, że materiał zaprezentowany w reportażu jest zlepkiem fragmentów nagranych w różnych porach doby, najwyraźniej celowo tak dobranych. Bo normalnie nie ma takiej możliwości, żeby na oddziale nie było personelu. Także w nocy. Pielęgniarki odwiedzają wszystkie sale przynajmniej raz na dwie godziny i wbrew temu, co podano w reportażu, przyciski alarmowe są używane przez pacjentów.

– Ten materiał zawiera treści nieprawdziwe i zmanipulowane. Wielokrotnie naruszył godność pracowników szpitala – mówiła Izabela Kuras. – Jako pielęgniarki, ratownicy medyczni, sanitariusze i salowe przyjmujemy ten reportaż jak policzek wymierzony nam, profesjonalistom. I potraktujemy ten cios jako zachętę do dalszej pracy na rzecz chorych z koronawirusem.

Lekarze na wyścigi wyliczają kolejne błędy i manipulacje w reportażu. Przede wszystkim ten szpital nie przyjmuje osób z wynikiem ujemnym. Trafiają tu tylko zakażeni koronawirusem w stopniu ciężkim i średnio ciężkim, także ci, którzy mają choroby towarzyszące. Nie ma więc możliwości, żeby ktoś przebywał w szpitalu dłużej niż to jest konieczne i nie ma tu osób, które można odesłać na przykład do izolatorium. Pacjentom, zwłaszcza tym, którzy czują się w miarę dobrze, może się tak wydawać – ale w oczach profesjonalisty wygląda to zupełnie inaczej.

Nie ma także możliwości, żeby stan zdrowia pacjenta nagle się pogorszył, a nikt z personelu medycznego nie zareagował, bo wszystkie sale są monitorowane. Tylko że teraz, ponieważ personel krąży między strefą brudną a czystą i za każdym razem musi się przebierać w odpowiednie kombinezony, maski i całą resztę – to niestety trochę trwa, zanim dotrze do tego konkretnego pacjenta.

– Wszyscy pacjenci są monitorowani – zapewnia Andrzej Bolewski, lekarz z oddziału kardiologii. – Także w nocy mamy takie kamery, które monitorują zachowanie chorych. Nie ma możliwości, żeby saturacja spadła i żebyśmy nie udzielili pomocy. Po to tu jesteśmy.

Doktor przywołuje też przykład, który pokazuje, jak łatwo manipulować faktami – przypomniał sytuację, kiedy przywieziono chorych z domów pomocy społecznej. Akurat miał wtedy dyżur, wszystko działo się w nocy i to byli starsi, przerażeni i niezbyt sprawni ludzie. Na jego oczach kilkoro z nich wypadło z noszy i lekarze pomagali ich wnosić do środka na własnych rękach, bo nie było tylu ludzi. Ale gdyby ktoś wtedy wszedł i nakręcił film – byłoby widać starszych ludzi podnoszonych na ziemi…

– Udzielamy pomocy naprawdę tak, jak to jest możliwe w tych warunkach – mówił Janusz Rzeźniczak z pracowni hemodynamiki. – Często w ołowianych fartuchach. Jeśli ktoś nie rozumie, że taki pracownik musi się w to wszystko ubrać, żeby nie zakazić całego oddziału, a to trwa, to nie wiem, o czym on myśli. Ci ludzie poświęcili swoje specjalizacje, swój zawód, żeby ratować od covidu. Przez 10 miesięcy wyleczyli 15 tysięcy chorych. I zwracam się do państwa, żebyście tę krzywdę, która została wyrządzona zespołowi, naprawili.

Lekarze mówili też o tym, że po przekształceniu szpitala w jednoimienny 20 – 30 proc. zespołu lekarskiego zrezygnowało z pracy, bo bali się o życie swoje czy swoich najbliższych. Kolejna grupa zrezygnowała w ciągu tych 10 miesięcy, a część z nich dlatego, że sami chorowali na covid i przeszli to bardzo ciężko. 55 osób z personelu ma wynik dodatki, kolejnych 55 jest w izolacji, dwóch pracowników zmarło, a wszyscy są przepracowani i przemęczeni. Ale każdy dziennikarz, który zechce, może wejść na oddział i sprawdzić, czy aby pacjenci nie leżą na podłodze, a w izolatkach nie trzyma się tygodniami zdrowych ludzi.

– Czy zdajecie sobie sprawę, jakie szkody sprawia taki program? Jakby nam napluto w twarz – mówili lekarze. – Jakie to przyniesie skutki? Że kolejni lekarze zrezygnują, bo będą mieli dość. Z poczucia dziennikarskiej rzetelności przedstawcie nas w sposób sprawiedliwy.

Podczas konferencji w szpitalu pojawiła się kontrola z urzędu wojewódzkiego. Dyrektor Gruszka uważa, że wkrótce pojawi się też kontrola z NFZ i z urzędu miasta. Ta ostatnia na pewno, bo zapowiedział to prezydent Jacek Jaśkowiak podczas dzisiejszej sesji rady miasta.
– Ale jesteśmy na nie przygotowani – zapewnił.

Lilia Łada

4.4 7 votes
Oceń artykuł
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKukiz: Człowiek spędza całe życie grając na gitarze i teraz miałby zostać górnikiem?
Następny artykułMarek Suski o decyzji PiS-u: Tych, którzy z partii odchodzą, trudno odwiesić