Mało kto wie, bo z naszą własną przedchrześcijańską kulturą jesteśmy mało obeznani, że to nie tylko Mickiewicz o nich pisał, ale że naprawdę były obchodzone ostatniego dnia października. I to obchodzone bardzo imprezowo.
Dziady nazywane były także zaduszkami, radecznicą, przewodami albo pominkami. Podczas tego święta oddawano cześć duchom zmarłych przodków. Obchodzono je kilka razy w roku, a jeden z terminów przypadał właśnie na przełom października i listopada – i to dlatego katolickie święto obchodzimy w tym terminie. Nowy kościół wpisał się po prostu w zastaną już tradycję, by łatwiej przekonać do siebie ludzi.
To Dziadom zawdzięczamy palenie zniczy na grobach, ozdabianie ich kwiatami i spotkania rodzinne w tym dniu. Bo tak świętowali je Słowianie w czasach pogańskich, chociaż trzeba przyznać, że to jesienne święto w ich wydaniu było żywsze, ciekawsze i znacznie radośniejsze.
Jak to możliwe, by dzień poświęcony zmarłym był radosny? Słowianie wierzyli, że tego dnia granica między światem żywych i światem zmarłych staje się wyjątkowo cienka i zmarli wracają na ziemię, by się spotkać z rodziną i to było dla nich powodem do radości. Dlatego na rozstajach dróg i cmentarzach rozpalali wielkie ogniska, by dusze przodków mogły trafić do domów, a w samych domach zostawiali przy stole na noc wolne miejsce dla przybyłej duszy. Echem tego zwyczaju jest z kolei puste miejsce, które zostawiamy przy wigilijnym stole.
Oprócz dobrych i przyjaznych duchów na ziemię mogły się tego dnia przedostać też złe demony, chcące zaszkodzić żywym. Żeby się ich ustrzec, Słowianie robili karaboszki, czyli wyrzeźbione w drewnie lub… rzepie twarze mające symbolizować dusze przodków. Taką drewnianą maskę stawiano przed ogniem, a w rzepę wstawiano ogarek świecy. Wtedy wyrzeźbiona twarz wyglądała jak żywa i mogła odstraszyć demona chcącego zaszkodzić rodzinie.
Jednak ponieważ to słowiańskie święto, to wiadomo, że najważniejsza tego dnia była dobra impreza. Odbywała się ona… na cmentarzu, a jedzenie i napoje, jak najbardziej wyskokowe, rozstawiano wprost na grobach. W ten sposób mogły się pożywić dusze przodków, ale i żywym nic nie brakowało. Nie mogło zabraknąć miodu pitnego oraz najlepszych dań niejako do przekupienia przodków, by zapewnili swoim potomkom pomyślność, były także tańce i wszelkiego rodzaju zabawy aż do rana, z wróżeniem na czele. Wierzono, że dzięki obecności przodków wróżby pokażą prawdę.
Lano więc wosk, rzucano patyczki i z ich układu wnioskowano o tym, co przyniesie przyszłość. A gdy ktoś chciał mieć pewność, że nieszczęście go nie dopadnie – skakał przez ognisko, by w ogniu spłonęła jego zła dola i by mógł cieszyć się pomyślnością przez cały rok aż do kolejnych Dziadów.
el
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS