Nosili polskie nazwiska. Leżą obok siebie w Lesie Karolewskim. Który, w jakiej mogile? Tego nie wiadomo.
Las okalający wieś Mogilno Duże jest rozległy, malowniczy i poprzecinany strugami rzeczki Grabi, raju dla żab i dzieci. Robi wrażenie bardzo już wiekowego, ale zdaniem mieszkańców Mogilna został posadzony dopiero w 1948 r. Wcześniej rósł tam zagajnik, po którym pozostało kilka spróchniałych drzew i gąszcz jeżynowych zarośli, kryjących mroczną tajemnicę – pisze Justyna Ścibor-Grajczyk.
Dokładnie 108 lat temu okolice Pabianic rozbrzmiewały armatnimi salwami, a las koło Mogilna przecinały ślady pędzących koni i koleiny wozów z uciekającymi przed frontem. W listopadzie 1914 r. w Lesie Karolewskim po raz pierwszy starła się z armią niemiecką zmotoryzowana kompania karabinów maszynowych pod dowództwem pułkownika Aleksandra Nikołajewicza Dobrzańskiego. Najbardziej zacięte walki miały miejsce wokół Chechła i pewnego ponurego jesiennego dnia mieszkańcy Mogilna Dużego znaleźli na polu dwóch żołnierzy, którzy równocześnie przebili się bagnetami – jednego w mundurze rosyjskim i drugiego w uniformie niemieckim. Opodal leżały ich zastrzelone konie. Poległych pochowano za stodołą jednego z gospodarstw.
Po zrewidowaniu zwłok odkryto bardzo smutną prawdę… Jak wynikało z dokumentów, obaj nosili polskie nazwiska, a wcielony do armii carskiej pochodził nawet z położonej pod Dłutowem wsi Mierzączka Duża. Niestety, papiery trafiły do osób niepiśmiennych, nie zdających sobie sprawy z ich wartości i przepadły, obu zaś żołnierzy pochowano pośpiesznie w grobach na obrzeżach wsi, kilkaset metrów od gospodarstw. Od niedawna na tabliczce informacyjnej można przeczytać: “Dopiero na łożu śmierci zrozumieli, że są synami tej samej matki – Polski”, ponieważ podczas konania zaczęli modlić się po polsku.
Aby przetrwała pamięć
Od 108 lat pieczę nad mogiłami sprawuje rodzina Pinterów. Właściwie tylko oni uchronili je od zapomnienia.
-Mój pradziadek jako pierwszy postawił na tych grobach krzyże z brzozy – opowiada pani Danuta. – Jednak po paru latach zawsze próchniały i trzeba je było wymieniać na nowe. Dopiero 15 lat temu udało nam się zorganizować niejako z „odzysku” cmentarne krzyże metalowe. Odnawiali je moi bratankowie. To będzie już piąte pokolenie z naszej rodziny, które opiekuje się mogiłkami i właściwie przez ponad sto lat byliśmy jedynymi mieszkańcami Mogilna, którzy mieli o nie jakiekolwiek staranie. Dopiero kilka lat temu odwiedziła je pielgrzymka motocyklistów.
Od trzech lat mogilskie groby wyszły jakby z cienia i zyskały na popularności. Rok temu postawiono tabliczkę informacyjną. Mogiłami opiekuje się młodzież miejscowej Szkoły Podstawowej im. Władysława Reymonta w Mogilnie Dużym. Ogromna w tym zasługa pani Danuty, która dwa lata temu przedstawiła uczniom ich zapomnianą historię:
– Pod koniec lat 60- tych mój dziadek i jego sąsiedzi widywali biegnącego po polach dorodnego i kolorowego koguta. Kiedy jednak próbowano go złapać, zawsze uciekał do lasu i znikał wbiegając pomiędzy groby. Nasza rodzina doszła do wniosku, że może to być duch któregoś z tych żołnierzy, który prosi o modlitwę. Dziadek zapłacił za mszę w intencji zmarłych i robił już tak co roku w Dzień Zaduszek. Barwny kogut już nigdy więcej się nie pokazał…
Tekst i foto: Justyna Ścibor-Grajczyk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS