A A+ A++

Nie przesadzimy mówiąc, że Piast poszedł na całość w tym okienku transferowym. I nawet nie chodzi o wydane kwoty, a po prostu o jakość transferów na papierze. Często powtarzamy, że najlepiej oceniać je po czasie, a w momencie ich przeprowadzania lepiej wstrzymać się z opinią, ale tutaj sytuacja po raz kolejny jest dość klarowna. Waldemar Fornalik dostaje bowiem pod swoje skrzydła Kamila Wilczka. Starego-nowego znajomego w realiach Ekstraklasy i potencjalnego kozaka.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Co ważne, Kamil Wilczek nie będzie jedyną mocną kartą w linii ataku Piasta od początku rundy wiosennej. W klubie od jakiegoś czasu jest przecież Rauno Sappinen, po którym, patrząc na jego dotychczasowe dokonania, spodziewamy się dobrej skuteczności strzeleckiej. Gdy dodamy mu do pary Wilczka, można mieć niemal pewność, że gliwiczanie nie będą mogli narzekać na gole pod bramką rywali. Jeśli zawiedzie jeden, drugi w zastępstwie powinien zrobić robotę. Albo – tak jak niegdyś w Ruchu Chorzów – trener Fornalik zechce korzystać z obu napastników jednocześnie.

Dla przypomnienia: Wilczek to piąty transfer przychodzący Piasta w zimowym okienku. Wcześniej do klubu przyszli Sappinen, Michał Kaput z Radomiaka, Tihomir Kostadinov z ligi słowackiej i Constantin Reiner z ligi austriackiej.

Kamil Wilczek to gwarancja goli i potencjalna gwiazda

Dwa tygodnie temu Kamil Wilczek skończył 34 lata, ale w realiach Ekstraklasy nadal może być gwiazdą. Nie oszukujmy się – wystarczy spojrzeć na Flavio Paixao w Lechii Gdańsk. Jeśli Portugalczyk nie ma problemu z robieniem fajnych liczb nawet jako cofnięta „dziewiątka”, to tym bardziej Polak nie powinien. Zwłaszcza, że wraca do miejsca, które doskonale zna. W końcu to w barwach Piasta nastrzelał tak wiele goli (2014/2015: 37 meczów, 20 goli, 3 asysty), że włoskie Carpi zechciało skorzystać z jego usług. I o ile tej przygody Wilczek nie może zaliczyć do udanych, o tyle późniejszy pobyt Broendby odmienił wszystko. Tam Wilczek został pierwszoplanową postacią, tam w skali ligi duńskiej został strzelcem absolutnie topowego kalibru.

I to, że wraca do Ekstraklasy, wcale nie oznacza, że się wypalił, myśli już o emeryturze i odcinaniu ostatnich kuponów. Po prostu w Kopenhadze jego karta straciła na znaczeniu, ot, Wilczek zaczął przegrywać rywalizację. W pierwszym sezonie po transferze sprawdził się i był ważną postacią w walce o mistrzostwo Danii, natomiast kampania 2021/2022 to zupełnie inna historia. W rundzie jesiennej rozegrał jedynie 684 minuty (15 występów, trzy gole), ale taki stan rzeczy niech nie wprawia kibiców Piasta w wątpliwość, skoro coroczny bilans trzykrotnego reprezentanta Polski od momentu wyjazdu z Ekstraklasy wygląda następująco:

  • 2015/2016 (Carpi/Broendby): 19 meczów, 5 goli
  • 2016/2017 (Broendby): 42 mecze, 19 goli, 14 asyst
  • 2017/2018 (Broendby): 40 meczów, 21 goli, dwie asysty
  • 2018/2019 (Broendby): 42 meczów, 27 goli, 7 asyst
  • 2019/2020 (Broendby): 40 meczów, 21 goli, 5 asyst
  • 2020/2021 (FC Kopenhaga): 32 mecze, 11 goli, dwie asysty
  • 2021/2022 (FC Kopenhaga, runda jesienna): 15 meczów, trzy gole

Ponad 100 goli i 30 asyst przez sześć lat w 18. lidze na świecie. Średnio 23 bezpośrednie udziały przy bramkach drużyny na sezon. To bagaż, z jakim do Ekstraklasy wraca Wilczek, o którym śmiało możemy powiedzieć, że wraca jako wygrany. Nie jak wielu innych ligowców którzy odbijali się od zagranicznych realiów i pakowali się z podkulonym ogonem.

Kamil Wilczek i Sappinen – Piast musi tę siłę ognia dobrze wykorzystać

Przed trenerem Fornalikiem, wbrew pozorom, trudne zadanie. Gdy masz w składzie trzy „dziewiątki”, z czego dwie o naprawdę dobrej jakości, musisz to sensownie poukładać. Alberto Toril nie okazał się oczywistą klapą, miał przebłyski (hattrick z Legią) i może jeszcze odpalić, ale nie brylował skutecznością, więc wzmocnienie linii ataku było naturalnym ruchem. Ale nie spodziewaliśmy się, że po Sappinenie przyjdzie do klubu jeszcze ktoś taki jak Wilczek. Za Estończyka gliwiczanie zapłacili ponad 400 tys. euro, co było jasnym sygnałem, kto będzie szefem. Sęk w tym, że teraz pojawia się kolejny potencjalny szef.

Trudno sobie dzisiaj wyobrazić, że Wilczek przychodzi tylko jako uzupełnienie składu, skoro podpisał umowę do 30 czerwca 2024 roku z opcją jej przedłużenia o kolejny rok. No, chyba że miałby upodobnić się do Artura Sobiecha w Lechu Poznań, który łapie praktycznie same ogony. Wówczas Fornalik miałby super-rezerwowego, ale wciąż, przynajmniej póki co, to wizja dość nierealna. Najpewniej Wilczek z Sappinenem będą dla siebie równorzędnymi konkurentami, jeśli trener Fornalik nie zmieni koncepcji z wykorzystywaniem tylko jednego napastnika na boisku.

W każdym razie, na jaki typ współpracy nie umówiliby się Piast z Wilczkiem, miło jest widzieć powroty, które zdecydowanie urozmaicają naszą ligę. Tym bardziej, że Wilczek jest transferem bezgotówkowym, swego rodzaju okazją rynkową, z której grzechem byłoby nie skorzystać. Piast tym samym pokazuje, że chce być w zupełnie innym miejscu, niż znajduje się obecnie (12. miejsce w tabeli), a nawet nawiązać do lat, w których walczył o „coś więcej”. Mając z przodu najprawdopodobniej najlepszą obstawę w Ekstraklasie, trzeba patrzeć wyżej. Aha, no i my od Piasta będziemy teraz oczywiście wymagali więcej. Takie ruchy kadrowe do czegoś zobowiązują.

WIĘCEJ O PIAŚCIE:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMasz nadwagę? Winny może być dziadek, który… palił papierosy
Następny artykułOficjalnie: Legia Warszawa z kolejnym transferem. Trzecie wzmocnienie