A A+ A++

4 lutego 2016, trzy miesiące po wygranych przez PiS wyborach, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz powołał podkomisję „smoleńską”, która miała zbadać przyczyny katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Ze stron internetowych ministerstwa zniknął raport komisji Jerzego Millera, podkomisja przejęła dokumenty sejmowego zespołu Macierewicza, który działał od 2010 roku.

Od 4 lat Macierewicz ogłaszał nowe rewelacje, ustalenia i przyczyny katastrofy. Znaczenie mniej gorliwie mówił o kosztach pracy komisji, a nawet o jej składzie, który chwilowo jest tajny.

Czytaj też: Kolejne rekordy zakażeń każą zadać pytanie, czy rząd zrobił wszystko, by liczba chorych była jak najmniejsza

Sejmowa komisja obrony narodowej chciała poznać ustalenia podkomisji i znowu została z niczym, bo raport jest w sejfie i zostanie przekazany opinii publicznej, kiedy podkomisja (nie wiadomo w jakim składzie) go przegłosuje. Ponieważ Macierewicz mniej więcej co pół roku zapowiada, że zaraz przedstawi raport, raczej nikt już nie wierzy, że to naprawdę kiedyś nastąpi. Wielu natomiast podejrzewa, że raport znajdzie się dokładnie w tym samym miejscu, co aneks do raportu WSI jego autorstwa, czyli gdzieś na dnie szafy.

W czwartek, po miesiącach kampanijnej nieobecności w polityce, Macierewicz pokazał natomiast film. Najpierw jednak Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, zarzucił mu działanie pod z góry założoną tezę i kompletne oderwanie od faktów.

– Przez 54 miesiące komisja nie pojechała dalej niż do Mińska Mazowieckiego, żeby zobaczyć, jak wygląda Tupolew. Pomimo deklaracji strony rosyjskiej o gotowości przyjęcia jej przedstawicieli żaden z członków podkomisji nie był i chyba nie zamierza w najbliższym czasie pojechać na miejsce zdarzenia do Smoleńska, żeby samodzielnie dokonać oględzin szczątków samolotu – wyliczał Lasek. Członkowie podkomisji Macierewicza nie pojechali także do Moskwy, żeby skopiować czarne skrzynki. Nie pojechali nigdzie.

To, co zrobiła podkomisja, to teoretyczne dywagacje, akademickie dysputy i kilka filmów. Były też eksperymenty i pomysły, które wyliczał Maciej Lasek – blef profesora Rońdy, kłamiącego w sprawie katastrofy i tego, co jest w rosyjskich dokumentach, użycie zmanipulowanych przez rosyjskiego blogera zdjęć na poparcie tezy, że samolot nie zderzył się z brzozą, czy eksperyment, który miał polegać na przywiązaniu do samochodu drzewa (brzozy) i uderzenie tak rozpędzonym drzewem w skrzydło tupolewa. Były też wybuchy niezostawiające śladu i wybuch bomby termobarycznej.

Czytaj też: Prof. Krzysztof Simon: Obawiam się, że doświadczymy skutków tego nierozsądnego luzowania obostrzeń

Prawie natychmiast Antoni Macierewicz przeszedł do kontrataku. Z pozycji wiadomych. W skrócie: wszystko, co mówią posłowie opozycji, w tym Maciej Lasek, to metody i wpływy sowieckie. Nawet nie rosyjskie, tylko właśnie sowieckie.

– W tradycji polskiej jest ono niebywałe [wystąpienie Laska], ale w tradycji sowieckiej jest naturalne, jest powszechne, jest codzienne, jest sposobem klasycznym działania – mówił były szef MON. – Platforma Obywatelska i opozycja jak rozumiem, podjęła decyzję, żeby reprezentował ją człowiek, który fałszował materiał dowodowy, który oszukiwał naród polski, oszukiwał społeczeństwo, który za wszelką cenę wykreślał słowo wybuch, zamieniając je tak, żeby Polska opinia publiczna nie wiedziała o tym, że eksperci amerykańscy, którzy zostali zaproszeni do tej współpracy, którzy przekazali ekspertyzę, właśnie prokuraturze i komisji, z którą współpracował pan Lasek, stwierdzili jednoznacznie, że doszło do eksplozji.

Czyli nic nowego. Ciekawsze było wystąpienie wiceministra obrony Wojciecha Skurkiewicza, który najpierw zarzucił opozycji, że obraża Macierewicza, a potem oznajmił, że skład podkomisji nie może być jawny, bo opozycja dokonuje na jej członkach medialnego linczu. Potem kilka minut umywał ręce od działań byłego ministra obrony i jego ludzi. Wielokrotnie powtórzył, że podkomisja jest niezależna i MON nic nie może jej nakazać.

– Podkomisja funkcjonuje poza strukturami ministerstwa obrony narodowej, a przewodniczący, jak i podkomisja nie podlega merytorycznemu kierownictwu resortu obrony narodowej – wyjaśniał Wojciech Skurkiewicz.

Czyli bardzo zawoalowane: „przepraszam, ale my nic z tym, co robi pan Macierewicz, wspólnego nie mamy”. Po tych wystąpieniach powitalnych zaczął się film. Przez prawie półtorej godziny komisja obrony narodowej mogła obejrzeć to, co zwykle: wyrwane z kontekstu zdania, wiele danych, które mają o czymś świadczyć, ale są tak zagmatwane, że w sumie nie wiadomo, co autor miał na myśli. Wielokrotnie mówiono o „pancernej brzozie” i zarzucano komisji Millera oraz komisji Badania Wypadków Lotniczych, że działały w myśl rosyjskiego planu. Teza główna to dwa wybuchy. Jeden na lewym skrzydle, a jeden na centropłacie.

Czytaj też: Polacy rozstają się po pandemii. „Im dłużej trwał lockdown, tym rozwodów przybywało”

Właściwie nie wiadomo, jak ten film traktować. Są tezy, ale nie ma żadnych dokumentów mówiących o metodologii badań, nie ma dokumentów, opinii i analiz. Wszystkie te wątpliwości może rozwiać tylko raport.

Zasadnicze pytanie postawił były wiceminister Cezary Mroczek z Platformy: co na to wszystko rząd. Dlaczego nie słyszymy reakcji ministra obrony, ministra spraw zagranicznych, premiera. Przecież jeżeli ktoś wysadził samolot polskiego prezydenta, a ślad prowadzi do Samary, gdzie był remontowany, to musi być reakcja dyplomatyczna.

– Mieliśmy wybuch i co? Mija godzina (filmu) i nikt się do tego nie odnosi. Żaden przedstawiciel państwa polskiego się do tego nie odnosi. A wiecie państwo dlaczego? Przecież nikt poważnie nie traktuje tego przewodniczącego i tej podkomisji widmo.

Rzeczywiście to jest podkomisja widmo. Nie wiadomo o niej właściwie nic. Na stronie www ostatni zapis jest z września 2018 i to po angielsku, chociaż potem podkomisja wydawała jeszcze jakieś komunikaty i zapowiadała kolejne działania. Umówić się z jej członkami nie można, a w siedzibie nikt nie odbiera telefonu. Po raz kolejny posłowie nie uzyskali też informacji o kosztach działania komisji.

Badająca sprawę ponownie od prawie 5 lat prokuratura 10 kwietnia wydała oświadczenie, że śledztwo wchodzi w decydującą fazę. Ta faza to początek prac biegłych z międzynarodowego zespołu, mającego przygotować raport na temat tego, co wydarzyło się w Smoleńsku.

Jak pisze prokuratura, w śledztwie dotyczącym katastrofy w Smoleńsku zgromadzono już 1500 tomów akt głównych, a więc ponad 600 tysięcy stron dokumentów i przesłuchano blisko tysiąc świadków.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSantander: komunikacja NBP w kwestiach kursu złotego jest niespójna
Następny artykułHolandia nie wyda Polsce podejrzanego o handel narkotykami. Bo polskie sądy nie są niezależne