W sobotni poranek, 18 stycznia na Osiedlu Piastowskim w Kętrzynie ponownie zawyły strażackie syreny. W jednym z bloków już po raz drugi w ciągu niecałych dwóch miesięcy doszło do pożaru.
Przed godziną 8.00 kętrzyńscy strażacy otrzymali zgłoszenie o pożarze w bloku mieszkalnym przy ul. Królowej Jadwigi. Na miejsce natychmiast zadysponowano trzy zastępy straży pożarnej, policję i Zespół Ratownictwa Medycznego. — W jednym z mieszkań doszło do zaprószenia ognia, prawdopodobnie od papierosa. Właściciel lokalu ugasił ogień przed naszym przybyciem — mówi kpt. Kamil Golon, z-ca Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Kętrzynie.
Na szczęście nie doszło w tym razem do niczego poważnego. — Jak długo mamy jeszcze czekać? Aż dojdzie do tragedii? — pytają przerażeni mieszkańcy bloku. Skąd takie obawy? Do pożaru w tym samym lokalu doszło już wcześniej, 27 listopada 2019 roku. Lokatorzy już wtedy sygnalizowali problemy, jakie mają z mężczyzną. Jak twierdzą, od tamtego zajścia kłopotliwy lokator co jakiś czas wracał do tego lokalu.
Jak wynika ze wstępnych ustaleń policji, tym razem prawdopodobnie mężczyzna próbował zrobić w mieszkaniu ognisko. Tę wersję potwierdzają sąsiedzi. — Jak tylko usłyszał, że jest wzywana policja i straż pożarna to ugasił ogień i próbował uciekać. Jednak nie pozwolili mu na to sąsiedzi, którzy przekazali go w ręce policji — relacjonuje anonimowo jedna z mieszkanek. Kłopotliwy lokator trafił do szpitala w Węgorzewie.
Okazuje się, że mieszkaniec spalonego lokalu od dłuższego czasu sprawiał problemy mieszkańcom bloku. Był już karany za zakłócanie porządku i spoczynku nocnego. Aktualnie kętrzyńska policja prowadzi przeciwko niemu kilka kolejnych postępowań. Tylko w 2019 roku mundurowi interweniowali kilkanaście razy. W ośmiu przypadkach oficjalnie zgłoszono zakłócanie porządku. Wcześniej problematyczny lokator był karany przez sąd karami grzywny oraz pracami na cele społeczne. Pisaliśmy o tym szerzej na łamach “Gazety w Kętrzynie” na początku grudnia.
— Już dawno chodził pod blokiem i krzyczał, że nas podpali. Jeszcze w poniedziałek zwróciłam uwagę, że z jego mieszkania śmierdzi pogorzeliskiem. Teraz swoją groźbę chyba rzeczywiście spełnił — stwierdziła właścicielka jednego z mieszkań, kiedy rozmawialiśmy kilka dni po listopadowym pożarze.
Lokale będące w tej samej klatce zamieszkują m.in. osoby starsze i niepełnosprawne.
— Wyzwiska i groźby były na porządku dziennym. Mieliśmy sąsiada Niemca, któremu tak życie uprzykrzał, że się wyprowadził z żoną. Rzucał w niego kamieniami i groził, że otruje mu psa. Potrafił rzucać przez balkon różnymi rzeczami. Mi również groził — twierdzi mieszkanka, która sama jest kobietą po przejściach. — Jak mój ojciec bił moją matkę, to też nikt z sąsiadów nie chciał się wtrącać. Podobnie jest w sprawie tego mężczyzny. Ja jednak tego tak nie zostawię.
—- Spółdzielnia ma bardzo ograniczone możliwości podejmowania działań wobec uciążliwych lokatorów —- stwierdził po pierwszym zdarzeniu prezes Spółdzielni “Pionier”. Nie ma podstaw prawnych do podejmowania działań, jakich oczekiwaliby niektórzy mieszkańcy.
— Podejmujemy czynności w ramach obowiązującego prawa — uzasadniał wtedy prezes Arkadiusz Książek. Eksmisja z lokalu jest niezwykle trudną procedurą w przypadku lokalu stanowiącego własność mieszkańca. — Działania muszą być zawsze oparte na wyroku sądu. Bez niezbitych dowodów na uciążliwość lokatora polegających na zeznaniach i oświadczeniach pozostałych mieszkańców składanych przed sądem nie jest możliwe dokonanie eksmisji. Rozwiązaniem może być wniosek lokatorów do spółdzielni o wystąpienie do sądu o przeprowadzenie takiego postępowania. Sąd może wówczas orzec o przymusowej sprzedaży lokalu, o ile potwierdzone to zostanie w procesie sądowym. Musi to być jednak poparte solidnym materiałem dowodowym. Łatwo jest wystąpić z taką sprawą i ją przegrać. Wystarczy nieraz, że jeden czy dwóch sąsiadów stwierdzi, że problematyczny mieszkaniec mu właściwie nie przeszkadza i sędzia może taką sprawę oddalić. Konieczna jest zatem jednomyślność i odwaga wszystkich lokatorów. Niestety prawo jest tak skonstruowane, że chroni własność. Zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, ale jeśli nie będzie wyraźnego wniosku od lokatorów, niewiele można zrobić. Pozostaje kierowanie przez zarządcę pism do pomocy społecznej i policji o podjęcie stosownych działań — dodał.
Na prośbę mieszkańców pracownicy administracji podejmowali wielokrotnie próby rozmowy z lokatorem, jednakże nie zostali wpuszczeni do mieszkania. Tak było również w tym przypadku zaledwie dzień przed listopadowym pożarem.
— To jakiś absurd. Prawo i przepisy mają w końcu służyć społeczeństwu, a nie odwrotnie. To my powinniśmy być chronieni, bo obawiamy się o nasze zdrowie, życie i dobytek — uważają mieszkańcy. Lokatorzy jeszcze przed Bożym Narodzeniem złożyli w tej sprawie wniosek do Spółdzielni Mieszkaniowej “Pionier”. Do dziś nie otrzymali żadnej odpowiedzi. — Postanowiliśmy zwrócić się z naszym problemem do wszystkich możliwych mediów. Może nagłośnienie tej sprawy coś da, bo nikt nie robi nic w kierunku, żeby nam pomóc i zapobiec większej tragedii — dodają lokatorzy.
W sprawie sobotniego zdarzenia czynności wyjaśniające poprowadzi kętrzyńska policja. — Mężczyzna odpowie za stworzenie zagrożenia — mówi st. sierż. Anna Baluta z Komendy Powiatowej Policji w Kętrzynie.
Na jakim etapie jest postępowanie dotyczące listopadowego pożaru? Jaką odpowiedź otrzymają mieszkańcy od Spółdzielni Mieszkaniowej “Pionier”? Na czyją pomoc mogą liczyć?
Więcej na ten temat w najbliższym wydaniu “Gazety w Kętrzynie”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS