Weźmy premiera. Wszak to grzeczny, ułożony bankier – nawet jeśli nas naciąga, to z uśmiechem na twarzy i zarękawkami na rękach. A tu nagle: bum.
Akurat gdy prezes PiS cierpiał ortopedyczne katusze, Mateusz Morawiecki poszedł w ślady swego dawnego współpracownika z banku – Chucka Norrisa. Nie tylko wybrał się na strzelnicę. Nie tylko przywdział wystrzałowe słuchawki. Nie tylko zaczął mierzyć do tarczy, widząc tam zapewne kontur Zbigniewa Ziobry (celność między 5 a 9, niestety dziesiątka nietknięta). On wprost wypowiedział posłuszeństwo Kościołowi za to, że nie popiera kary śmierci, którą on – polski Chuck Norris – popiera. Zupełnie niczym niedoszły prokurator i dawny inspektor celny – z własną spluwą – Ziobro.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS