Sułtan doskonale zdawał sobie sprawę z powagi chwili, gdy pchnął do ataku swoje najlepsze oddziały. Janczarzy wdzierali się na umocnienia, gdzie czekały na nich miecze chrześcijańskich obrońców. Wielu ginęło, a jeszcze więcej traciło wzniesione na zgubę Królowej Miast ręce, gdy chwytali się skraju fortyfikacji. Po długim czasie turecki napór zaczął słabnąć. Straszliwa noc się kończyła, a nad skrwawionymi murami zaczął budzić się kolejny dzień – 25 maja 1453 roku. Dzień, w którym znów o wszystkim miały zadecydować działa…
Przez stulecia potężne mury Konstantynopola były ostatnią linią obrony przed islamem. Kiedy jednak w XV wieku o jego fortyfikacje zaczęły się rozbijać kolejne fale osmańskiej armii, ówczesne przedmurze chrześcijaństwa stanęło nad przepaścią. Pozostawione przez zachodnioeuropejskich władców własnemu losowi, odliczało tylko dni do postawienia ostatniego kroku ku swemu przeznaczeniu i wypełnieniu ponurego proroctwa.
Oto bowiem w ostatnich latach istnienia cesarstwa, gdy było ono już tylko cieniem dawnej potęgi ograniczonej do terenów wokół miasta, wąskiego pasa wybrzeża Morza Czarnego, kilku wysp i oddalonej prowincji na Peloponezie, wśród jego mieszkańców krążyła mrożąca krew w żyłach przepowiednia. Głosiła ona, że gdy władcą zostanie cesarz o imieniu Konstantyn, mury Nowego Rzymu runą pod naporem niewiernych.
Blady strach musiał paść na Bizantyńczyków w styczniu 1449 roku, kiedy kolejnym basileusem został brat zmarłego Jana VIII – Konstantyn. Czarna wizja przyszłości miasta i państwa zdawała się urzeczywistniać.
Chwała przeszłości
W dalszym ciągu jednak nadzieję na ocalenie pokładano w potężnych murach. Ten, jak potwierdzą historycy wojskowości, cud myśli inżynieryjnej przełomu antyku i średniowiecza zdawał się przecież nie do sforsowania. Był bowiem w stanie wytrzymać praktycznie wszystko, cokolwiek wówczas wymyślił człowiek do zdobywania umocnień.
Nawet najlepsze machiny oblężnicze musiały uznać wyższość ciągnących się przez prawie 20 kilometrów potężnych fortyfikacji, doskonale wkomponowanych w naturalne walory obronne miasta położonego na półwyspie. Usiłowali je zdobyć Persowie, Awarowie, Słowianie, Arabowie, Bułgarzy, Rusowie czy Pieczyngowie. Z przeszło 20 takich prób na przestrzeni dziejów sukcesem zakończyły się jedynie dwa oblężenia – w 1204 i 1261 roku. Zdecydowały o tym wtedy jednak nie tyle umiejętności agresorów, co wewnętrzne konflikty obrońców.
Sami Turcy również wielokrotnie przymierzali się do zdobycia Konstantynopola. Najczęściej jednak były to blokady – oprócz oblężenia i szturmu z prawdziwego zdarzenia w roku 1422.
Kończące się fiaskiem kolejne ataki wzmacniały tylko w Bizantyńczykach wiarę w bożą opiekę. Musiało być dla nich oczywiste, że skoro w Konstantynopolu zgromadzono tak wiele chrześcijańskich relikwii, prawdziwa wiara jest tam wyznawana z wielką żarliwością a wszyscy barbarzyńcy, heretycy i poganie tylekroć zostali pokonani pod jego murami, to rzeczywiście Cesarskie Miasto musi cieszyć się szczególnymi względami Opatrzności. Jak podkreślają badacze tematu, być może właśnie stąd brało się przeświadczenie, że dopóki istnieje Konstantynopol jako stolica cesarstwa, dopóty istnieje świat.
Było ono żywe jeszcze w połowie XV wieku, gdy Konstantynopol w niewielkim stopniu przypominał metropolię z czasów świetności. Choć zajmował ogromny obszar, to żyło tam zaledwie około 100 tys. ludzi, co w porównaniu z dawnym milionem dobitnie świadczy o jego słabości. Ogromną część zajmowały pastwiska i osiedla, które stanowiły praktycznie niezależne od siebie organizmy.
Kroniki wspominają o licznych ruinach i biedzie mieszkańców. Zniszczony przez łacinników w dobie IV krucjaty pałac cesarski, z którego zdarto nawet ołów z dachu, oraz leżący w gruzach wspaniały hipodrom musiały robić na przyjezdnych ponure wrażenie. Owszem, w wielu punktach miasta istniały jeszcze enklawy dostatku, świątynia Mądrości Bożej nadal robiła niesamowite wrażenie, a życie kulturalne i intelektualne w dalszym ciągu się rozwijało. To wszystko jednak nie mogło przesłonić faktu, że miasto i cesarstwo znajdują się w głębokim kryzysie.
Pusty skarbiec, brak porozumienia z Rzymem w sprawie unii kościelnej oraz coraz bardziej odczuwalny żelazny uścisk państwa Osmanów dopełniały grozy sytuacji. I nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić. Zwłaszcza gdy w 1451 roku na tronie sułtańskim zasiadł żądny sławy Mehmed II.
Czytaj też: Zemsta Obciętonosego. Krwawa gra o tron Cesarstwa Bizantyńskiego
Po co komu ten Konstantynopol?
Warto podkreślić, że zaledwie 19-letni sułtan zrobił początkowo dobre wrażenie na posłach, którzy przybyli do niego ze zwyczajowymi życzeniami pomyślnych rządów z różnych części Europy. Odnawiał przymierza, podpisywał traktaty i nawiązywał kontakty handlowe. Wobec bizantyńskich wysłanników przysięgał na Allaha i Koran, że do końca życia pozostanie w pokojowych stosunkach z cesarzem Konstantynem.
Kiedy jednak w kwietniu 1452 roku u ujścia Bosforu rozpoczął budowę twierdzy o wielce wymownej nazwie Boğazkesen – Podrzynający Gardło – stało się jasne, że to początek wojny. Co ciekawe, do basileusa zdawało się to nie docierać. Wysłał bowiem do Mehmeda poselstwo, pragnąc się upewnić, że forteca nie będzie zagrażać Bizancjum. Odpowiedź sułtana była jasna i precyzyjna – nakazał ścięcie cesarskich posłów.
Czemu jednak słaby i odarty ze swej świetności Konstantynopol stanowił dla Mehmeda łup tak cenny, że nie szczędził środków na przygotowania do jego zdobycia? Jak podkreślają znawcy tematu, najważniejsza – obok kwestii ekonomicznych (to tam krzyżowały się szlaki handlowe Wschodu z Zachodem) – była zapewne siła symbolu.
Nowy Rzym mógł należeć tylko do najpotężniejszego spośród panujących. Jego posiadanie oznaczało władzę absolutną nad wszystkimi krainami ówczesnego świata, zwierzchność nad każdym z królów. Młody sułtan chciał być tym, który wypełni koraniczny nakaz zdobycia przez wyznawców Mahometa całej ziemi. Marzył, że to właśnie on zatknie zielony sztandar proroka na murach Bizancjum.
Zdobycie miasta miało przy okazji rozwiązać problemy Mehmeda z wewnętrzną opozycją, z wielkim wezyrem Hali Paszą na czele. Ten konserwatywny i ostrożny przeciwnik zbrojnych konfrontacji stanowił zagrożenie nie tylko z powodu swojej biegłości w politycznych intrygach, ale i z racji szacunku, jakim darzyli go żołnierze elitarnego korpusu janczarów. Mehmed doskonale rozumiał, że zdobycie Konstantynopola zapewni mu rząd dusz w niezwykle ważnym instrumencie władzy w państwie – armii.
Czytaj też: Jedyny człowiek, który mógł odbudować Cesarstwo Rzymskie
Młody technik
Szykując się do walnego rozstrzygnięcia kwestii supremacji w ówczesnym świecie, sułtan nie zaniedbywał niczego. Kosztem prawie wszystkich funduszy, jakimi dysponował, wystawił blisko 160-tysięczne wojsko i liczącą prawie 150 jednostek flotę wojenną.
Tym jednak, co przede wszystkim spędzało sen z jego powiek, były bizantyńskie mury. Gdyby turecki władca był zmuszony korzystać jedynie ze znanych od dawna technicznych środków, takich jak katapulty, balisty, wieże oblężnicze czy też świdry do kruszenia umocnień, sukces jego potężnej armii mógłby stanąć pod znakiem zapytania.
Mehmed był jednak nie tylko żądnym władzy synem islamu, ale też człowiekiem wykształconym, obytym z kulturą europejską, rozczytanym w czynach Achillesa i Aleksandra Wielkiego, władającym pięcioma językami, a do tego, co najważniejsze, znającym się na wojnie i technice – a w szczególności artylerii. Przypisuje mu się nawet wynalezienie nowego dalekosiężnego moździerza, który znalazł zastosowanie w czasie oblężenia Konstantynopola.
W Europie Zachodniej artylerii prochowej używano już od stu lat – i to przede wszystkim stamtąd sułtan czerpał o niej wiadomości oraz podpatrywał nowinki techniczne. Nie bez znaczenia był tu sięgający XIV wieku zwyczaj handlu bronią i materiałami wojennymi z europejskimi (głównie włoskimi) kupcami.
W związku z tym że kupowana broń była wykorzystywana głównie do walki z chrześcijanami, a sam proceder przybrał ogromne rozmiary, papież Grzegorz XI wydał nawet zakaz ich dostarczania „saracenom i innym wrogom chrześcijaństwa”. Jednak mimo że egzekucją papieskiego zakazu zajmowali się rodyjscy joannici, zyskowna dla obu stron kontrabanda miała się w dalszym ciągu bardzo dobrze. Tym samym szlakiem podążali również najemni artylerzyści i ludwisarze. Wśród nich znalazł się jeden, który miał odegrać doniosłą rolę w dziejach nadciągającego konfliktu.
Czytaj też: Janczarzy. Elita osmańskiej armii, przed którą drżała połowa Europy
Bazylika Urbana
Chociaż w XVI wieku żadna armia nie mogła mierzyć się z Turkami w liczbie dział i poziomie wyszkolenia ich obsługi, to w dalszym ciągu nie potrafili oni odlewać armat dużego kalibru, a takie były potrzebne, by pokonać potężne mury Konstantynopola. Największe tureckie armaty były zbudowane w większości z płatów kutego żelaza lub brązu złączonych obręczami – broń nieco przestarzała, nawet jak na ówczesne warunki.
Los zrządził, że latem 1452 roku do Miasta Miast przybył, prawdopodobnie z Węgier, ludwisarz o imieniu Urban. Zaproponował on Konstantynowi XI odlanie wysokiej jakości dział do obrony miasta. Cesarz wyraził co prawda zainteresowanie jego ofertą, ale fatalny stan państwowej kasy nie pozwolił na jej realizację. Co więcej, władca nie był nawet w stanie dostarczyć niezbędnego surowca.
W tej sytuacji węgierski ludwisarz, jako przedsiębiorca wyznający kult pełnej sakiewki, zaoferował swoje usługi… sułtanowi. Młody władca zdawał się tylko czekać na taką okazję. A kiedy jeszcze Urban zapewnił go, że potrafi skonstruować działa zdolne zburzyć „mury Babilonu”, zaproponował mu wynagrodzenie czterokrotnie przekraczające to proponowane przez cesarza, komfortowe warunki pracy oraz potrzebne materiały najwyższej jakości.
Tak zmotywowany Urban w ciągu trzech miesięcy stworzył zdolne miotać kule o wadze 272 kilogramów działo, które sułtan umieścił na murach świeżo wzniesionej fortecy Boğazkesen. Wkrótce też nowy nabytek udowodnił swoją skuteczność, topiąc wenecką galerę usiłującą przerwać wprowadzoną w marcu 1453 roku blokadę Konstantynopola.
Jednocześnie w odlewni w Edirne, ówczesnej stolicy państwa Osmanów, trwały prace nad jeszcze większą armatą. Gdy je ukończono, oczom obserwatorów ukazał się prawdziwy cud sztuki ludwisarskiej. Nowe działo ważyło prawdopodobnie około 19 ton i mierzyło 8 metrów długości. Jego kaliber wahał się zapewne od 750 do 850 milimetrów. Wówczas jednak miarą potęgi działa była waga wystrzeliwanych kul, a ta była niewyobrażalna – pół tony.
Skoro tylko Bazylika – bo tak ze względu na rozmiary nazwano tego potwora – była gotowa, przeprowadzono próbę ogniową w sąsiedztwie pałacu sułtańskiego. Efekt przerósł wszelkie oczekiwania. Kula, wystrzelona ze słyszanym w promieniu kilkunastu kilometrów hukiem, po półtorakilometrowym locie zaryła z łoskotem w ziemię na głębokość 2 metrów.
Wniebowzięty Mehmed natychmiast nakazał przetransportowanie Bazyliki oraz reszty mniejszych dział (w sumie miał ich mieć blisko 70) pod Konstantynopol. Przodem posłano kilkuset ludzi, aby wyrównali drogę wiodącą do miasta oraz wzmocnili mosty i przeprawy. Następnie ciągnięte przez 60 wołów i zabezpieczane przed przewróceniem przez 200 ludzi ruszyło dzieło życia Urbana. Podróż była mozolna, bo przebycie liczącej około 180 kilometrów drogi z Edirne do murów Bizancjum zajęło aż 2 miesiące.
Sułtan zdawał sobie sprawę, że wyprawa przeciwko Królowej Miast jest grą o wszystko. Przecież poświęcił na nią zasoby państwa i buńczucznie zapowiedział przeniesienie stolicy swojego państwa z Edirne do Konstantynopola. Odwrotu zatem już nie było. Więc gdy 6 kwietnia 1453 roku Bazylika wypluła z siebie pierwszy straszliwy głaz w stronę przedmurza chrześcijaństwa, Mehmed już wiedział, że działa muszą zadecydować o wszystkim.
Serial „Rozkwit imperiów: Osmanowie”. Premiera: w dni powszednie od poniedziałku 15 lutego, godz. 21:55 na kanale Polsat Viasat History
Bibliografia
- Babinger F., Z dziejów imperium Osmanów. Sułtan Mehmed Zdobywca i jego czasy, tłum. T. Zabłudowski, Warszawa 1977.
- Billings M., Wyprawy krzyżowe, tłum. Z. Dalewski, Warszawa 2002.
- Crowley R., 1453 Upadek Konstantynopola, tłum. A. Weseli-Ginter, Warszawa 2006.
- Derdej P., Konstantynopol 29 V 1453, Zabrze–Tarnowskie Góry 2015.
- Długosz J.M., Tak upadało Bizancjum 560 lat temu, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1544269,1,tak-upadalo-bizancjum-560-lat-temu.read [dostęp: 3.02.2021].
- Idzik J., Ołowiany grad: zarys historii rozwoju artylerii do czasów przednapoleońskich, https://studiadesecuritate.up.krakow.pl/wp-content/uploads/sites/43/2018/12/3.pdf [dostęp: 6.02.2021].
- Konstantynopol. Nowy Rzym: Miasto i ludzie w okresie wczesnobizantyńskim, red. M.J. Leszki i T. Wolińskiej, Warszawa 2011.
- Michałek A., Wyprawy krzyżowe. Armie ludów tureckich, Warszawa 2001.
- Michałek A., Wyprawy krzyżowe. Mehmed Zdobywca, Warszawa 2003.
- Nicol M.D., Konstantyn XI – ostatni cesarz Bizancjum, tłum. M. Dąbrowska, Gdańsk 2004.
- Nicolle D., Upadek Konstantynopola 1453, tłum. M. Krawczyk, Poznań 2011.
- Nicolle D., Haldon J., Turnbull S., Upadek Konstantynopola, tłum. J. Jackowicz, Warszawa 2010.
- Runciman S., Dzieje wypraw krzyżowych, t. 1–3, tłum. J. Schwakopf, Warszawa 1987.
- Runciman S., Upadek Konstantynopola, tłum. A. Dębnicki, Warszawa 1994.
- Witasek M., Konstantynopol 1453, Warszawa 2008.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS